Bohater dwóch wojen

Obrona Grodna przed bolszewikami w 1939r., to nie tylko epizod wojenny – to świadectwo heroizmu zwykłych ludzi, którzy nie bali się stanąć do walki w obronie Ojczyzny, mimo że wiedzieli, iż ich szanse są znikome. Wśród szeregu bohaterów tej sławnej batalii, tak samo byli weterani wojny polsko-bolszewickiej. Jednym z nich był Stanisław Skarżyński, syn Franciszka (ur. 24.12.1896 w Indurze, koło Grodna. Starszy wachmistrz Wojska Polskiego, Kawaler Orderu Wojennego Virtuti Militari, odznaczony Krzyżem Walecznych, Krzyżem Zasługi Wojsk Litwy Środkowej, oraz Medalem za Wojnę. W okresie międzywojennym, osadnik wojskowy, działacz na rzecz umacniania obronności Polski, obrońca Grodna w 1939 r.

Stanisław Skarżyński przwed wojną

Na Order Wojenny Virtuti Militari, Stanisław Skarżyński zasłużył w listopadzie 1919 roku, walcząc w składzie  Pierwszej Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Dowodząc szwadronem strzelców konnych, pod mocnym ogniem karabinów maszynowych, zaatakował bolszewicki pułk, doszczętnie rozbijając bolszewików.

Wachmistrz Skarżyński w 1920 roku brał udział w kilku bitwach w okolicach Wołomina, oraz w bitwie pod Radzyminem (Bitwa Warszawska, zwyczajowo nazywana „Cudem nad Wisłą”) w składzie I Szwadronu III Dywizjonu 3. Pułku Strzelców Konnych, który później został przemianowany na 23. Pułk Ułanów Grodzieńskich. Za przejawy bohaterstwa w tej Bitwie, został odznaczony Krzyżem Walecznych.

Krzyż Litwy Środkowej nasz bohater zdobył w listopadzie 1920 roku, walcząc w składzie wojsk generała Lucjana Żeligowskiego,  biorąc udział w walkach o wyzwolenie Wileńszczyzny. Za bohaterską postawę w tych walkach otrzymał Krzyż Zasługi Wojsk Litwy Środkowej (Krzyż ten, to wojskowe, ustanowione przez władze Litwy Środkowej – stworzonego przez gen. Żeligowskiego państwa, które w 2022 r. przyłączyło się do Polski – red.).

W dwudziestoleciu międzywojennym, Stanisław Skarżyński czynnie uczestniczył w działaniach na rzecz umocnienia obronności Polski. Będąc osadnikiem wojskowym w miejscowości Martowo k. Grodna, realizował zadania związane z umocnieniem granic Polski jako dowódca plutonu konnego Przysposobienia Wojskowego, tzw. Krakusów.

W dwudziestoleciu międzywojennym, położone w granicach województwa białostockiego, liczące blisko 60 tys. mieszkańców Grodno było ważnym ośrodkiem garnizonowym Wojska Polskiego. W tym okresie w Grodnie stacjonowały liczne jednostki wojskowe, w tym pułki piechoty, bataliony saperów, artylerii, a także jednostki specjalistyczne, takie jak jednostki lotnicze, policji i żandarmerii. W okresie zagrożenia wojennego, utworzono Grupę Grodno dla obrony miasta.

1 września 1939 roku, napadem Niemiec na Polskę rozpoczęła się II wojna światowa.   Większość oddziałów Wojska Polskiego, które stacjonowały przed wrześniem 1939 roku w Grodnie, już w sierpniu wyruszyła na zachód, aby bronić Warszawę przed Niemcami (głównie do odwodowej Armii „Prusy”). A 17 września 1939 r., bez wypowiedzenia wojny, Sowieci dokonali zbrojnej napaści na Polskę, będącą w stanie wojny z III Rzeszą Niemiecką.

Z uwagi na swoje położenie na przełomie sierpnia i września 1939 roku, Grodno było przygotowywane przede wszystkim do obrony przed Niemcami. W momencie agresji ZSRR, w mieście znajdowały się jedynie oddziały formujące uzupełnienia do 29 Dywizji Piechoty, kompania wartownicza, oraz inne pojedyncze mniejsze jednostki.

20 września 1939 roku do miasta dotarły wojska Armii Czerwonej. Wiceprezydent Roman Sawicki oraz komendant Rejonowej Komendy Uzupełnień mjr Benedykt Serafin stanęli na czele improwizowanych oddziałów wojskowych i ochotników cywilnych, które w dniach 20-22 września stawili opór oddziałom sowieckim. Obronę Grodna wsparli także żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza, ewakuowane z terenów zajętych przez Armię Czerwoną, oraz cywilni ochotnicy, składający się w znacznej mierze z uczniów i harcerzy.

To oni w dniach 20–22 września 1939r. brali udział w odpieraniu ataków armii sowieckiej. Mimo znaczącej przewagi atakujących, Polacy nie chcieli oddać wrogom swojego miasta. Mimo braku artylerii (w mieście były tylko dwa działa przeciwlotnicze, które użyto przeciw czołgom), zgromadzono spore zapasy butelek wypełnionych mieszanką benzyny i nafty, co było dość skuteczna bronią przeciwko bolszewickim czołgom.

Sowiecka ulotka, rozrzucana po 17 września

Wraz z wkroczeniem do Polski oddziałów sowieckich, w wielu miejscowościach na Kresach działania podjęli lokalni działacze komunistyczni. Takie wystąpienia miały miejsce w Ostrynie, Jeziorach, Skidlu, a także w Grodnie, w dniach 17 i 18 września, lecz zostały zbrojnie powstrzymane przez załogę miasta.

W dniu 20 września 1939r., samoloty sowieckie przelatywały nad dworcem kolejowym w Grodnie dość nisko, na wysokości około 300 m., rzucały tylko ulotki z orędziem Stalina o powodach wkroczenia do Polski. Zostały ostrzelane z karabinów maszynowych i więcej się nie pokazywały.

Tego samego dnia, przed południem, od strony przedmieścia zaniemeńskiego, do Grodna wtargnęła grupa sześciu lub siedmiu sowieckich czołgów. Minęły one placówkę obrony mostu kolejowego i bez osłony piechoty rozpoczęły w pojedynkę rajd po mieście.

Wachmistrz Stanisław Skarżyński – bohater obrony Grodna

Wachmistrz Stanisław Skarżyński dowodził w walkach o Grodno oddziałem ochotników cywilnych, jako komendant plutonu Krakusów. Wyróżnił się szczególną odwagą – osobiście zniszczył pierwszy sowiecki czołg w mieście. Relację z tego wydarzenia przytacza Jan Siemieński w swojej książce „Grodno walczące”:

„Jeden z atakujących czołgów skręcił w prawo za mostem kołowym obok koszar 81. Pułku Piechoty. Wachmistrz Skarżyński, weteran I wojny światowej, wskoczył na czołg z łomem w ręku i zaczął wyważać właz, aby wrzucić do środka granat. Sowiecki żołnierz strzelił do niego z rewolweru, ale kula jedynie drasnęła jego ucho. Skarżyński, zalany krwią, zeskoczył z czołgu, ale wcześniej wrzucił granat, który wybuchł i natychmiast zapalił pojazd. A z różnych stron zaczęły lecieć butelki z benzyną. Tak został zniszczony pierwszy czołg sowiecki.”

Z powodu braku broni przeciwpancernej, walka z czołgami był trudna. W mieście były tylko dwa działa przeciwlotnicze Bofors kal. 40 mm. Jedno, postawione u zbiegu ulic Mostowej i Mieszczańskiej, miało bronić dostępu do miasta od strony mostu na Niemnie, drugie, na ulicy Dominikańskiej, ryglowało dostęp do centrum od strony Placu Batorego. Tak walkę z czołgami relacjonował  kapitan broni pancernej Stefan Gołębiowski:

„Czołg, który szedł ulicą Dominikańską został ostrzelany przez działo (dostał trafione 3 czy 4 strzały) lecz amunicja przeciwlotnicza żadnej szkody mu nie uczyniła, wjechał na działo – zniszczył je i stanął przed Komendą Miasta ostrzeliwujące z CKM. Został tam obrzucony butelkami z benzyną i spalił się wraz z załogą. Ogółem zostało zniszczonych w tym dniu, tym sposobem, sześć czołgów. Jeńców nie wzięto. Załogi wszystkich zginęły. Drugi czołg został zniszczony na ul. Hoovera. W skutek zuchwałego działania ich w pojedynkę, było możliwe podejście do nich i oblanie benzyną.

Po godzinie plutony czołgów działały spoiście i podpalenia już się nie udawały. Żołnierze pancerni walczyli dzielnie, np. z palącego się czołgu po otwarciu drzwiczek – żołnierz nie wyskakiwał, lecz strzelał z rewolweru, aż póki nie został zabity”.

Do jadących maszyn otworzono ogień z umieszczonych w oknach koszar ciężkich karabinów maszynowych. Jedyną szansą unieruchomienia czołgu z CKM-u było celne trafienie w gąsienicę. Skuteczniejszą bronią okazywały się granaty i butelki z benzyną.

Dramatyczną sytuację, w jakiej znaleźli się obrońcy Grodna w drugim dniu walk, opisuje ppor. Władysław Wasilewski: „W ciągu całego dnia odpierano ataki czołgów sowieckich przy pomocy granatów, butelek z benzyną. Jeden czołg został zniszczony przed koszarami na ulicy, dwa płonące wycofały się. Jeden z czołgów sowieckich, chcąc bezkarnie podejść pod koszary użył barbarzyńskiego sposobu. Załoga przywiązała do czołgu chłopca w wieku 14-15 lat. Był to uczeń miejscowego gimnazjum Tadeusz Jasiński, który potem zmarł od poniesionych ran”.

W wyniku zagrożenia okrążeniem obrońcy Grodna wycofali się, a część z nich przekroczyła granice z Litwą i została internowana.

Po poddaniu miasta, obrońców spotkały liczne represje. Sowieci rozpoczęli polowania na żołnierzy w polskich mundurach. Wśród mieszkańców znaleźli się też konfidenci, którzy wskazywali dla bolszewików osoby, które ich zdaniem brali udział w walkach ulicznych. Szacuje się, że w tym okresie zamordowano bez wyroku sądu około 300 osób. Wśród zabitych byli też harcerze oraz młodzież szkolna. W wielu przypadkach wystarczyły tylko pomówienia, by pozbawić życia postronne osoby. Najwięcej osób rozstrzelano na tzw. „Psiej Górce” i w lesie nazywanym „Sekret”. Wśród zebranych relacji wspomina się także inne miejsca straceń w Grodnie i jego okolicach. Ci z obrońców, których nie złapano od razu, musieli się ukrywać przed miejscowymi komunistami. Przez cały czas byli zagrożeni aresztowaniem i sowieckim sądem.

Do tych masowych mordów ludności polskiej dołączali się miejscowi działacze Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, sowieccy dywersanci, oraz kryminaliści, którym udało się zbiec z więzień i aresztów.

Sowieci popełniali masowe zbrodnie. Jak relacjonowali świadkowie tych wydarzeń, bolszewicy ułożyli kilkadziesiąt związanych obrońców Grodna przed Kościołem Farnym i przejechali ich czołgiem.

Nadal pozostaje niewyjaśniona zbrodnia otrucia gazem kilkuset obrońców Grodna w już nieistniejącej Farze Witoldowej w Grodnie. W nocy, ciała pomordowanych zostały wywiezione i zakopane w rowach na Cmentarzu Wojskowym w Grodnie. A zabytkowy kościół – Fara Witoldowa, w listopadzie 1969r. została wysadzona przez Sowietów.

Według opowieści mieszkańców miejscowych wsi, po wkroczeniu na ziemie polskie, Sowieci ogłosili tak zwane „trzy dni bezprawia”, w wyniku czego, skomunizowane bandy miejscowych działaczy KPZB zaczęli bezkarne rabunki i zabijanie właścicieli miejscowych majątków, polskich urzędników i osadników wojskowych, oraz przedstawicieli polskiej inteligencji.

Jeszcze w przed sowiecką agresją, miejscowi komuniści z okolic Grodna przygotowali listy osób, które z racji antykomunistycznej i antysowieckiej postawy miały być w pierwszej kolejności zlikwidowane lub wydane Armii Czerwonej. Na listach tych umieszczono nazwiska osadników wojskowych, urzędników państwowych, ziemian, zarządców majątków ziemskich, nauczycieli, przedstawicieli szlachty zaściankowej.

17 września Komitet Rewolucyjny w Indurze wydał wyrok śmierci na Stanisława Skarżyńskiego, Michała hr. Krasińskiego, Jana Sopotnickiego, Waleriana Adamczewskiego.

Stanisław Skarżyński, bohater wojny polsko-bolszewickiej i  odważny człowiek, który tak dzielnie zniszczył bolszewicki czołg pod czas obrony Grodna, został schwytany przez sowieckich dywersantów wraz z wyżej wymienionymi siedmioma innymi Polakami i 22 września 1939r. rozstrzelany w pobliżu wsi Kwasówka k. Grodna. Jedna z ofiar tej egzekucji, nauczyciel Leonard Polkowski, w ostatnich chwilach swojego życia zdążył unieść czapkę do góry i zawołać: – Jeszcze Polska nie zginęła!

Wszyscy zostali potajemnie zbiorowo pogrzebani w rowie melioracyjnym w pobliżu miejsca egzekucji.

Ich zwłoki ekshumowano dopiero w czasie „pierestrojki” w 1989 roku, a następnie pochowano na cmentarzu parafialnym w Kwasówce (16 km na południowy wschód od Grodna). Na grobie, gdzie złożono szczątki pomordowanych, jest postawiony duży czarny granitowy krzyż. Obok, pionowo umieszczona płyta z czarnego granitu. Na płycie umieszczone nazwiska pomordowanych.

Źródło: zbiory prywatne Edgarda Czesława Skarżyńskiego (wnuka Bohatera).

WŁADYSŁAW SZOTA – wójt  gminy Łasza

WŁADYSŁAW HOMANOWSKI – sekretarz  urzędu gminy Łasza

LEONARD POLKOWSKI – nauczyciel ze Swisłoczy

Hr. MICHAŁ KRASIŃSKI – właściciel  majątku Bojary

STANISŁAW SKARŻYŃSKI – komendant plutonu Krakusów

ANDRZEJ MOĆKO – kasjer urzędu gminy Łasza

JAN SAPOTNICKI – zarządca majątku Bojary

WALERIAN ADAMCZEWSKI – ekonom w majątku Bojary

Niestety, tych ośmiu zamordowanych Polaków, wraz ze Stanisławem Skarżyńskim, nie są jedynymi ofiarami zbrodni NKWD i skomunizowanych band KPZB.

Na przykład, w Skidlu (30 km. na Wschód od Grodna), był zamordowany książę Andrzej Światopełk Czetwertyński wraz ze swoją młoda żoną Róża z Dębińskich. Małżeństwo było tylko kilka miesięcy po ślubie. Młoda żona hrabiego, nie chcąc rozłączyć się ze swoim niedawno poślubionym mężem, miała powiedzieć, że ona nie chce pozostawić męża i gotowa zginąć razem z nim. Pod czas egzekucji, sowieccy żołnierze, widocznie nie chcieli zabijać te małżeństwo, bo po oddaniu salwy, para nadal stała, trzymając się za siebie. Wtedy, bolszewicki komisarz zrugał żołnierzy za niecelne strzały, wyciągnął pistolet i zastrzelił nowożeńców. A potem chwalił się, że „z tego pistoletu on zabił polskiego kniazia”.

Również w Skidlu we wrześniu 1939 roku doszło do brutalnego mordu na innym przedstawicielu polskiej arystokracji – hrabim Konstantym Czetwertyńskim. Jego śmierć była jednym z tragicznych epizodów tzw. powstania skidelskiego – antypolskiego buntu wywołanego przez miejscowych komunistów i wspieranego przez sowiecką propagandę oraz nadchodzącą Armię Czerwoną.

W podobnych okolicznościach zamordowano także innego ziemianina – Tadeusza Ursyna Niemcewicza, właściciela majątku Mandzin, położonego około 40 kilometrów na południe od Grodna. Został on bestialsko zakatowany przez lokalnych bojówkarzy komunistycznych – wielokrotnie uderzany łopatą w głowę, a następnie dobity bagnetem. Te akty przemocy były nie tylko wyrazem klasowej nienawiści, lecz także zapowiedzią masowych represji wymierzonych w polskie elity na terenach okupowanych przez Związek Sowiecki.

Podobne mordy miały miejsce także w innych miejscowościach Kresów Wschodnich –, Lidzie, w okolicach Wilna czy Baranowicz. Były one wynikiem długo podsycanej nienawiści klasowej i narodowościowej, a także efektu sowieckiej polityki destabilizacji.

Chociaż, były i szczęśliwie przypadki, kiedy ziemianom, udawało się uniknąć śmierci od kul bolszewickich. Po aresztowaniu przez Sowietów właściciela majątku Kaszubince, (10 km. na zachód od Skidla), Mariana Błowdziewicza, parobkowie, którzy mieszkali i pracowali w majątku, wstawili się za swojego „dobrego” pana i nie pozwolili bolszewikom jego zabić.

W majątku Białe Błota (20 km.) na północ od Grodna, bolszewicy aresztowali jego właściciela, Walerego Tukałło i poprowadzili na brzeg Niemna, aby zabić, a ciało wrzucić do Niemna, nie pozostawiając śladów  po swojej zbrodni. Tylko młody Pan Tukałło z dzieciństwa był wysportowany, dobrze biegał na nartach i świetnie pływał. Nie czekając kiedy bolszewicy jego zastrzelą, skoczył do Niemna i zanurzył się w wodzie, trzymając w ustach trzcinę i oddychając przez nią. Sowieci zaczęli strzelać po wodzie i widząc, że ciało przez długi czas nie wypływa, stwierdzili, że Pan Tukałło został zabity i poszli z powrotem. Przez jakiś czas, Tukałło wyszedł z wody i w ciemnej porze, strasznie zmarznięty, przybiegł do wsi Bieliczany, do starszej kobiety, która pracowała kucharką w jego majątku. Nie mając innych leków, oprócz gorącej herbaty z miodem, ona zakręciła jego w pierzynę, dzięki czemu Tukałło odgrzał się i nawet nie zachorował. A przez parę dni wyruszył do Warszawy, która była zajęta przez Niemców i gdzie nie mordowano właścicieli majątków.

Wielu ziemian oraz członków ich rodzin zdołało uratować życie we wrześniu 1939 roku, decydując się na ucieczkę przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Nie czekali na wkroczenie bolszewików — często już na wieść o agresji sowieckiej opuszczali swoje majątki i kierowali się na zachód kraju, a niekiedy nawet dalej, do Rumunii, na Węgry, do Francji czy Wielkiej Brytanii. Dzięki szybkiej decyzji uniknęli losu wielu swoich sąsiadów, którzy zostali aresztowani, zamordowani lub deportowani na Syberię.

Bohaterska obrona Grodna przed sowiecką inwazją we wrześniu 1939 roku zapisała się na trwałe w dziejach narodu polskiego jako wyraz niezłomnego ducha walki i nieustającego pragnienia wolności oraz niepodległości. Mimo przeważających sił wroga i braku odpowiedniego uzbrojenia, mieszkańcy Grodna – zarówno żołnierze Wojska Polskiego, jak i młodzież szkolna, harcerze, cywile – stanęli ramię w ramię do walki w obronie swojego miasta, ojczyzny i honoru. Wydarzenia te stanowią jeden z najbardziej wzruszających symboli heroizmu w obliczu nadciągającej sowieckiej przemocy.

Świadectwem tego heroizmu jest inskrypcja na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie: „GRODNO 20–22 IX 1939” – proste słowa, które niosą ze sobą potężny ładunek emocji i pamięci historycznej. Oddają one cześć tym, którzy walczyli i ginęli w obronie polskości Kresów Wschodnich, w czasach, gdy Polska została zdradziecko zaatakowana z dwóch stron – przez hitlerowskie Niemcy i sowiecką Rosję.

Pamięć o bohaterach tamtych dni jest nie tylko obowiązkiem historycznym, ale i moralnym. W chwilach próby, gdy Ojczyzna była w potrzebie, wielu Polaków – młodych i starszych, kobiet i mężczyzn – nie zawahało się stanąć do walki, nierzadko poświęcając własne życie. Z dumą wspominamy ich odwagę, poświęcenie i niezłomność ducha. To dzięki takim postawom nasza tożsamość narodowa przetrwała najtrudniejsze czasy.

W tym kontekście warto przypominać sylwetki indywidualnych bohaterów, takich jak wachmistrz Stanisław Skarżyński – uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, żołnierz oddany sprawie niepodległości, patriota, który przez całe międzywojnie działał na rzecz umocnienia polskiej obronności. W 1939 roku, podczas sowieckiej agresji, dał świadectwo najwyższego męstwa, walcząc w obronie Grodna i prowadząc bezpośrednie starcie z sowieckimi czołgami. Jego postawa stanowi przykład dla przyszłych pokoleń – jak należy służyć Ojczyźnie w chwilach największego zagrożenia.

Dziś, mimo że Grodno znajduje się poza granicami współczesnej Polski, pozostaje ono w sercach wielu Polaków jako część naszej wspólnej historii i dziedzictwa narodowego. Żywimy nadzieję, że nadejdą czasy, kiedy pamięć o bohaterskich obrońcach tego miasta zostanie godnie uhonorowana także tam – w Grodnie. Że ich imiona wrócą na mapę, a ich czyny zostaną uwiecznione w przestrzeni publicznej.

Marzymy, by w przyszłości w Grodnie powstała ulica Stanisława Skarżyńskiego, a w miejscu, gdzie zniszczył sowiecki czołg – stanął jego pomnik, jako symbol walki o wolność i niepodległość. To nie tylko hołd dla jednego bohatera, ale znak, że pamięć o ofierze polskiej krwi złożonej na tej ziemi wciąż żyje – i będzie żyć dalej, jako przestroga, inspiracja i źródło narodowej dumy.

Wiesław Kiewlak

autor jest historykiem i działaczem Związku Polaków na Białorusi

Zdjęcia – via autor, domena publiczna