Sowieci we Lwowie oczami ukraińskiego działacza

Znamy wspomnienia Polaków, opisujących wkroczenie we wrześniu 1939 r. Armii Czerwonej do Lwowa. We wspomnieniach Iwana Nimczuka wyglądało to bardzo podobnie. Nimczuk był przed wojną dziennikarzem ukraińskiej gazety „Diło” i działaczem Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego (UNDO), największej ukraińskiej partii w II Rzeczpospolitej.

Książka Iwana Nimczuka „565 dni sowieckiego więźnia”

Jak pisał (fragmenty wspomnień opublikował ukraiński portal „Łokalna istorija”), w dniach poprzedzających agresję sowiecką, Lwów ostrzeliwany był przez Niemców. Jeden z granatów trafił w ród kamienicy Proswity (ukraińska organizacja społeczno-oświatowa – red.) w pobliżu ulicy Blacharskiej i zniszczył część dachu i murów tego starego domu. Ciężka bomba zniszczyła kościół seminaryjny św. Ducha przy ul. Kopernika, gdzie pozostała tylko wieża; inna zmiotła dach kościoła oo. jezuitów i zdewastowała sąsiednią Izbę Skarbowa.

20 września Niemcy zażądali by Lwów się poddał, w przeciwnym razie zostanie zniszczony. Jak twierdzi Nimczuk, za poddaniem się byli członkowie rady miejskiej i najważniejsi hierarchowie kościelni, ale wojsko pod dowództwem generała Langnera nie wyraziło zgody. Pozwoliło jedynie opuścić miasto cywilom, zapewne za zgodą Niemców. Według Nimczuka, „można było wyjść dwiema ulicami: Żółkiewską i Łyczakowską” i wielu z tego skorzystało. Ci, którzy poszli Łyczakowską na wschód, już pod Winnikami napotkali bolszewickie czołgi. Kost Lewickyj  (w 1918 r. szef władz Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej), mówił w tych dniach: „to jest kara Boża dla Polski – za jej przemoc nad naszym narodem”.

Tuż przed wejściem Sowietów, 21 września, senator (z ramienia UNDO) Wołodymyr Decykewicz poinformował, że Polacy utworzyli własną organizację pomocy dla biednej ludności (Polska Rada Opiekuńcza?) i Ukraińcy postanowił założyć podobną organizację. Lewickyj został prezesem, Decykewicz wiceprezesem, a Nimczuk – sekretarzem (niewykluczone, że obie te organizacje miały być swoistą reprezentacją wobec władz sowieckich, co się oczywiście nie powiodło – red.)

W piątek 22.9. około 13.00-14.00, ostrożnie, ale szybko wjechał do Lwowa oddział sowieckiej kawalerii. „Około 14.30 poczuliśmy silny szum i hałas silników” – pisał Nimczuk. Wkrótce pojawiły się sowieckie czołgi. Na niektórych z nich siedzieli młodzi młodzi Żydzi z czerwonymi chorągwiami. Załogi tych czołgów „wyglądały na wystraszone i udręczone, jakby miały za sobą wielką liczba bitew i tysiące przebytych kilometrów”. A tymczasem – wskazywał autor – Armia Czerwona dotarła do Lwowa bez jednego strzału, bo kto mógł się jej przeciwstawić? Następnego dnia pojawiła się piechota, w wymiętych, zużytych mundurach.

Iwan Nimczuk

Samoloty sowieckie rozrzuciły ulotki propagandowe, w tym z przemowami ukraińskich posłów na polski Sejm. W tym – ulotkę z mową posła Dmytro Wełykanowycza w Sejmie o polonizacji ukraińskich szkół. Nimczuk mu ją zaniósł, a ktoś zawołał: „O, teraz pan jest już bezpieczny do końca życia”… Owo bezpieczeństwo wyglądało tak, że Wełykanowycza, jak innych posłów, senatorów i działaczy UNDO oraz innych ukraińskich partii politycznych, wkrótce aresztowano i wywieziono w głąb ZSRR.

A na ulicach Lwowa pojawiło się wielu agitatorów bolszewickich w mundurach, którzy gromadzącym się tłumom lwowian opowiadali o życiu w sowieckim raju: o prawach robotników i chłopów, o bezpłatnej nauce we wszystkich szkołach. Porządku w mieście strzegła policja z czerwonymi opaskami na ramionach. Odbyła się manifestacja lwowskich komunistów zorganizowana przez Komunistyczną Partię Zachodniej Ukrainy (KPZU), „której uczestników było aż 300, zwłaszcza młodych Żydów, którzy wznosili najróżniejsze okrzyki na cześć Stalina, władzy sowieckiej i Armii Czerwonej oraz śpiewali rewolucyjne pieśni po polsku”. Na wszystkich lwowskich kamieniach w ciągu jednej nocy pojawiły się czerwone flagi.

Gazeta „Diło”

Działacze ukraińscy usiłowali prowadzić rozmowy z przedstawicielami Sowietów. Były nadzieje na wznowienie wydawania gazety „Diło”. Ale wkrótce samorozwiązały się dwie ukraińskie partie lewicowe. W gabinecie Lewyckiego pojawiło się kilku działaczy UNDO, którzy zasugerowali by i tą partię rozwiązać. Nimczuk był świadkiem tego wydarzenia. Jego zdaniem Lewyckyj napisał na małej kartce oświadczenie, że UNDO zaprzestaje działalności – do czego zresztą nie miał prawa (czyżby chodziło o zabezpieczenie się przed ewentualnymi represjami sowieckimi? – red.)

Wkrótce, w drukarni „Diła” zaczęto wydawać nowe, komunistyczne pismo pismo „Wilna Ukrajina”. A sam Nimczuk został aresztowany. Swoje losy opisał w książce „565 dni sowieckiego więźnia”. Po wojnie trafił do Kanady, gdzie zmarł w 1956 r.

Fragmenty wspomnień po ukraińsku:

https://localhistory.org.ua/texts/chitanka/pershi-chotiri-dni-pid-bolshevikami-zi-spogadiv-ivana-nimchuka-595-dniv-sovietskim-viaznem/

A.N.

Zdjęcia: Wikipedia, domena publiczna