Pożegnanie ze „złotym wrześniem”

W okresie sowieckim prawie w każdym mieście i miasteczku na Ukrainie Zachodnie oprócz ulic Lenina i Rewolucji Październikowej była również ulica 17 Września. W mojej rodzinnej Kołomyi była też fabryka dywanów huculskich im. 17 Września oraz taką nazwę nosił kołchoz w pobliskiej wsi Żukotyn. Ta data została wyznaczona dla obchodów Dnia Miasta Lwowa.

„gilotyna” przy wyjeździe ze Lwowa

W taki sposób ideologia komunistyczna w ciągu kilku dziesięcioleci po zakończeniu II wojny światowej nieustannie zombifikowała mieszkańców tych terenów, stwierdzając, że Hitler zaatakował Polskę 1 września 1939 roku, a 17 września Armia Czerwona wkroczyła, by ratować braci Ukraińców i Białorusinów, przynosząc tam wyzwolenie spod panowania Polski. Tragiczne dla losów Europy i przyszłe losy Ukrainy wydarzenie zostało nazwane „Złotym Wrześniem”.

W 1979 roku z okazji 40. rocznicy „Złotego Września” (na wyjeździe ze Lwowa w kierunku Malechowa) wzniesiono pomnik w formie łuku, który według projektantów symbolizował jedność wszystkich ziem ukraińskich. Jednak lwowianie nie marzyli o tak przymusowym zjednoczeniu narodu ukraińskiego, więc szybko wymyślili bardzo trafną nazwę dla pomnika – gilotyna. Albo komunistom nie spodobała się ta aluzja, gdzie cyfry „1939” kojarzyły się z nożem gilotynowym, albo może żeby nie podkreślać tej dość sprzecznej daty, po pewnym czasie zmieniono symbole: datę – na nazwę „Lwów”, a sierp i młot – na sowiecki herb miasta. W 1981 roku obok pomnika zainstalowano lwa z Cmentarza Orląt, w wyniku czego symbolika nieco się zmieniła: teraz gilotyna stała się zarówno ostrzeżeniem dla miasta Lwa, jak i przypomnieniem dla obywateli polskich z 1939 roku. Jednak mieszkańcy miasta ten pomnik nadal nazywali gilotyną i nie okazywali mu szczególnego szacunku. Od razu po odzyskaniu nepodległości przez Ukrainę pomnik został rozebrany. Teraz mniej więcej w tym miejscu wybudowano stację benzynową. Natomiast kamienny lew zmuszony został do „podróżowania” po Lwowie, ale nie przebywał nigdzie zbyt długo. Wreszcie wraz z towarzyszem powrócił na miejsce, w którym stał „od urodzenia” – na Cmentarz Orląt.

Kolumnada w Husiatyniu 

W Husiatyniu w pobliżu rzeki na lewym („radzieckim”) brzegu Zbrucza bałwanieje pompatyczna stalinowska kolumnada, na której kiedyś było napisano wielkimi literami «УССР» (Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka). Co prawda skrót ten był w języku rosyjskim. Ta okazała i śmieszna konstrukcja została wzniesiona aby pokazać Ukraińcom w II Rzeczypospolitej wielkość i dobrobyt sowieckiej Ukrainy jako części ZSRR. Po „Złotym Wrześniu” kolumnada została szybko przekształcona w pomnik zjednoczenia Zachodniej i Wschodniej Ukrainy w ramach Związku Radzieckiego. Teraz kolumnada służy jedynie jako banalny drogowskaz. Na frontonie stojącym przed Zbruczem czytamy: „HUSIATYN. Obwód Chmielnicki”. Po przeciwnej stronie – „Husiatyn”. Obwód Tarnopolski”.

Kolumnada w Husiatyniu 

Wszędzie zmieniono nazwy ulic „17 Września”. We Lwowie nazywa obecnie się „Strzelców Siczowych” (dawna ul. 3 Maja).

17 września 2019 roku w Kutach nad Czeremoszem, w kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa odbyły się uroczystości związane z 80. rocznicą agresji sowieckiej na Polską. Nieopodal Kut, w II RP przebiegała granica z Rumunią. Po sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 roku przez most graniczny na Czeremoszu w tłumie uchodźców przejechali do Rumunii prezydent RP Ignacy Mościcki, premier Felicjan Sławoj Składkowski, wódz naczelny marszałek Edward Rydz-Śmigły i minister spraw zagranicznych Józef Beck. Przed przejazdem do Rumunii na plebanii kościoła greckokatolickiego w Kutach odbyło się z udziałem prezydenta ostatnie posiedzenie rządu II RP, a w kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa odprawiona została ostatnia na terenie Rzeczypospolitej msza święta z udziałem przedstawicieli ówczesnych władz państwowych.

W obchodach rocznicowych uczestniczyli m.in. szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk oraz przewodniczący Rady do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, sędzia Bogusław Nizieński, dyrektor Centrum Studiów Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego Jan Malicki, przedstawiciele Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Rzeszowie dr Dariusz Iwaneczko z grupą historyków i dziennikarzy, miejscowi parafianie. Do uczestników uroczystości list skierował premier Mateusz Morawiecki. Po mszy świętej w kościele rzymskokatolickim w Kutach odsłonięto tablicę upamiętniającą wydarzenia sprzed 80 lat, złożono wieńce i wiązanki kwiatów. Zapalono też znicze na starym cmentarzu w Kutach, gdzie był pochowany obrońca mostu w Kutach i pisarz Tadeusz Dołęga-Mostowicz. W uroczystościach uczestniczyli też miejscowi Ukraińcy.

Dawna ul. 17 września we Lwowie

Dziś o 17 wrześniu 1939 roku mówi się w Ukrainie jako o dniu smutnym czyli początku realizacji Moskwą tajnego protokołu paktu Ribbentrop-Mołotow.  W tym roku 17 września działacze Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie wraz z przedstawicielami Konsulatu Generalnego RP we Lwowie oddali cześć na cmentarzach, gdzie spoczęli obrońcy Rzeczypospolitej Polskiej – żołnierze września 1939 roku. Podczas tego wyjazdu modlono się, złożono wieńce i zapalono znicze na cmentarzach w okolicznych miejscowościach – Malechowie, na Zboiskach, w Hołosku, w Jaśniskach, Lelechówce oraz w lasach jaworowskich przy tzw. Trzech Kopcach.

Wieczorem 17 września br. lwowskiego artystycznego kabaretu „Czwarta Rano” w miejscowej kawiarni „Gałka” poruszył temat 83. rocznicy sowieckiej agresji na Polskę oraz zaświadczył, jak się bronić piosenką podczas dzisiejszej wojny na Ukrainie. Zapytałem obecnych na sali, jaki ślad w pamięci mieszkańców Lwowa pozostała data 17 września 1939 roku?

Halina Potapenko, redaktor z wykształcenia, jest przewodniczką.

– Urodziłam się we Lwowie, ale moi rodzice pochodzą ze wschodniej Ukrainy. Pamiętam, że na Lwowskiej Operze kiedyś była tablica z taką datą, a w centrum miasta jedna z ulic nazywała się „17 września”. Wtedy dużo mówiło się o „Złotym Wrześniu”, że Armia Czerwona wyzwoliła Zachodnią Ukrainę. Prawdę o tej dacie i tym wydarzeniu po raz pierwszy dowiedziałam się na kursie przewodników turystycznych. To był juz okres wymazywania sowieckiej historii i sowieckich nazw oraz wstawiania ukraińskich.

Wiktor Łafarowicz jest Polakiem i jest solista kabaretu „Czwarta Rano”. Powiedział, że pamięta tę nazwę od dziecka, bo mieszka przy ulicy 17 września, ale oczywiście nie wiedział co ta data znaczyła.

– Wiedziałem, że jest to coś z czasów sowieckich, ale dziś dużo dowiedziałem się od Sławomira Gowina – stwierdził.

Dawna ul. 17 września we Lwowie

Sławomir Gowin, założyciel i reżyser kabaretu „Czwarta Rano” prowadził ten wieczór muzyczny i opowiadał o okupacji Lwowa za tak zwanych pierwszych Sowietów oraz o działalności w tych warunkach artystów, Polaków, Ukraińców i Żydów.

–  17 września to jest data szczególna, ale też nie należy się jej bać – zaznaczył Gowin. –  To nie jest dla nas święto. To jest pewien znak. Tym bardziej powinniśmy być sobą, tym bardziej powinniśmy trzymać swoich wartości. Te wartości prezentować. Mówić swoje głośno, wyraźnie i stąd ten pomysł, że kabaret, który jest trochę kabaretem, trochę teatrem musi, jeśli może. Akurat tak się złożyło, że wszyscy mogliśmy się zebrać tego dnia, właśnie tego dnia we Lwowie pokazać, że jesteśmy tutaj u siebie, że jesteśmy tutaj ze swoimi przyjaciółmi, w swoim mieście. W mieście Polaków i Ukraińców, niczyim innym. Jeśli mamy jakiś sprawy między sobą to i między sobą będziemy załatwiać. A póki żyjemy, będziemy śpiewać, będziemy to akcentować i nikt nas nie przestraszy. Nikt nam tej energii i radości nie odbierze. Dlatego w taki sposób postanowiliśmy nie tyli czcić ten dzień, co o nim powiedzieć.

Na koncercie byli też wolontariusze z Polski, którzy dostarczają pomoc humanitarną.

– Ten dzień 17 września akurat smutny – powiedział Andrzej Kudlicki z Tomaszowa Lubelskiego. – Za czasów PRL-u w szkołach nam o tym dniu nie mówiono. Gdzieś tam po cichu od starszych osób się słyszało. Później czytano gdzieś tam w tajnej prasie czy innymi kanałami te wiadomości się rozchodziły. Siedemnastego, wrzesień, kilka dni później, dwudziestego, nie pamiętam którego września wojska sowieckie dotarły również do Tomaszowa Lubelskiego. Zachowały się zdjęcia z tymi wielbłądami, z tymi pepeszami na sznurkach. Ludzie opowiadali różne rzeczy. Ten dzień można różnie obchodzić. Kabaret wprowadza nas w zadumę, ale też i podnosi na duchu. To co złe – to minie, dobre wróci i zapanuje na zawsze – podkreślił.

Konstanty Czawaga

Autor jest dziennikarzem „Kuriera Galicyjskiego” i mieszka we Lwowie

Zdjęcia – via autor