O Janie Ernście (1909-1993) i jego rewelersach (część 1)

W rodzinnym Lwowie Jan Ernst stworzył jeden z najbardziej cenionych kwartetów wokalnych II RP. Występował z takimi sławami jak Hanka Ordonówną, współpracował też z „Wesołą Lwowską Falą”. Być może przed sowiecką niewolą w roku 1939 uratowała go druga pasja – geografia, w której ostrogi zdobywał u Eugeniusza Romera.

Jan Ernst w okresie studiów uniwersyteckich (1927-1932)

Jeśli przyjąć, że pod względem wyrafinowania całość istniejącej muzyki rozpościera się między potrząsaniem grzechotką a 4-głosowymi fugami Bacha, to polscy rewelersi (z ang. reveler – hulaka) sytuować będą się gdzieś pośrodku, powyżej monodii, poniżej polifonii. Z kolei pod względem rozwiązań harmonicznych – najbliżej im do tzw. muzyki barbershopowej której clou polega na tym, że każdy z kilku chórzystów wykonuje tę samą linię melodyczną, ale w określonej odległości tonalnej od pozostałych. Najkrócej rzecz ujmując: zabieg taki przydaje muzyce głębi, uwydatniając zakodowane w pojedynczych dźwiękach tony składowe.

Wśród rewelersów II Rzeczpospolitej najłatwiej wskazywać formacje warszawskie. Znajdzie się wśród nich oczywiście Chór Dana – ten, ze względu na postać Mieczysława Fogga można uznać za archetypiczny; inna sprawa, że spośród wielkich powstał najwcześniej. Oprócz niego do historii muzyki polskiej przeszły Chór Juranda (znany chociażby z nieśmiertelnego szlagieru „Upić się warto”), a także istniejący krótko zespół stworzony przez Henryka Warsa, pioniera polskiego jazzu. Lwów natomiast silny był założonym w 1930/31 Chórem Eryana, którego nazwa, niczym we francuskiej zabawie językowej verlan, powstała z odwrócenia sylab zakodowanych w imieniu i nazwisku twórcy.

Jan Ernst w młodości, być może w czasach gimnazjalnych

No dobrze. Ale w sumie po co zakłada się chór rewelersów? Po co swój własny założył Jan Ernst, co w przypadku pochodzącego z rodziny naukowca, zdolnego studenta geografii bynajmniej nie było posunięciem oczywistym – i co mogło zostać przez krewnych odebrane jako wybór nielicujący z zajmowaną w społeczeństwie pozycją? Cóż. Jeśli kto lubi eksplikacje złośliwe, być może uzna że chodziło o cele, które Edward Lubaszenko, mówiąc co prawda o aktorstwie, określił jako 3 „p”, tj. pieniądze, popularność i panienki. Kto natomiast wznioślejszych u bliźniego doszukuje się pobudek, zapewne wskaże chęć zadośćuczynienia potrzebom artystycznym.

My natomiast, jak nakazuje dobry obyczaj, pozwólmy zrazu wypowiedzieć się w tej materii samemu zainteresowanemu. W „Dwóch liniach życia” – wspomnieniach opublikowanych u schyłku PRL (choć spisanych kilkanaście lat wcześniej) – znajdziemy oczywiście niejeden ustęp dotyczący geografii i muzyki: zajęć, czy może nawet pasji, których zmienną rolę w swoim życiu porównuje Ernst do wykresów funkcji – tytułowych linii. Dwa jednak fragmenty, zwłaszcza wzajemnie skonfrontowane, wydają się być szczególniejszej wagi. Pierwszy odnosi się do lat spędzonych w murach Uniwersytetu Jana Kazimierza:

„Fakt, że studia moje trwały pięć lat, a nie cztery, wyniknął głównie z rozmiarów i pracochłonności rozprawy magisterskiej. Tematem jej był <Podział Polski na regiony geograficzno-rolnicze>. Oprócz wykorzystania bogatych materiałów źródłowych, stanowiła ona poważną nowość w zakresie metodycznym geografii ekonomicznej. Zastosowałem mianowicie w niej po raz pierwszy metody taksonomiczne […]. Jedną z nich była metoda względnych odchyleń […]. Panowała wśród profesorów opinia, że moja praca spełniła wszelkie wymogi dysertacji doktorskiej”.

Okładka programu rewii ‚Żart à la carte’ (1931) z udziałem powstającego Chóru Eryana

Wydaje się, że usprawiedliwianie rocznego wydłużenia studiów – jak gdyby było w tym coś nagannego! – faktem pisania trudnej magisterki stanowi nadbudowę wobec informacji prawdziwszej, odpowiednio wysubtelnionej, ale czytelnej:

„Pragnął ojciec [Marcin – DSK] dla mnie kariery naukowej jako najpiękniejszej, niezależnej i dającej dostateczne podstawy egzystencji. / Popierał równocześnie bardzo […] edukację artystyczną, oceniając wysoko moje zdolności w tym kierunku, ale korzyści widział jedynie w umiejętności gry na fortepianie na poziomie, który sprawiałby przyjemność mnie oraz gronu bliskich i przyjaciół. Kompozycji moich w teatrzyku akademickim <Nasze Oczko> słuchał z dobrotliwą przyjemnością, ale nie łączył z nimi żadnych nadziei na moją przyszłość, a pseudonim Eryan przyjąłem już po śmierci ojca w roku 1930 [4 czerwca – DSK]”.

Tymczasem sukces założonego przez „Władka Daniłowskiego” Chóru Dana nie dawała młodemu Ernstowi spokoju… My też możemy, więc róbmy to! Smykałka do gry na pianinie, potwierdzona dyplomem konserwatorium, umiejętność komponowania, publikacja pierwszych piosenek drukiem, opracowywanie programów muzycznych, a wreszcie spory sukces, jaki grupa znajomych odniosła śpiewając w rewii „Żart à la carte” wystawianej przez teatrzyk  „Nasze Oczko” zimą 1931 – wszystko to tworzyło mechanizm napędzający, który trudno było już zatrzymać. Chór Eryana stawał się faktem…

CDN