„Polska rusofobia”, czyli sowiecko-imperialna wersja historii

„Czarna księga. Krótka historia polskiej rusofobii. XX – XXI w.”, wydana właśnie w Moskwie, to skoncentrowany wyciąg antypolskich tez, sformułowanych jeszcze za czasów ZSRR, a rozwiniętych współcześnie. Polska jawi się tu jako samo zło, a Związek Radziecki – jako jedyny na świecie, naprawdę i szczerze pokojowo nastawiony kraj. Państwo, które przecież nigdy nie dokonało żadnej agresji.

Opis paktu Ribbentrop – Mołotow do złudzenia przypomina te z sowieckich podręczników do historii. Czytamy więc, że „21 sierpnia Hitler wysłał list do Stalina, w którym prosił by pilnie przyjąć w Moskwie ministra spraw zagranicznych Niemiec J. Ribbentropa i podpisać umowę i dodatkowy tajny protokół. W nocy z 23 na 24 sierpnia na Kremlu został podpisany pakt o nieagresji między oboma państwami na okres 10 lat. We współczesnej Polsce, jak i na całym Zachodzie, traktat ten postrzegany jest dziś jako <cios w plecy> dla Polaków i kluczową przyczynę wybuchu II wojny światowej. (…) Oficjalne stanowisko obecnych polskich władz idzie jeszcze dalej. ZSRR zajmuje <pierwsze miejsce wśród agresorów>”.

Oczywiście, zdaniem autorów Polska jest w błędzie. Bo – jak zawsze twierdzili Sowieci – ten pakt był po prostu przykrą koniecznością. „Przyjrzyjmy się jednak sprawie dokładnie. Po pierwsze, główną przyczyną wybuchu II wojny światowej wojna była agresją nazistowskich Niemiec i polityką appeasementu prowadzona przez Wielką Brytanię i Francję. Ukoronowaniem tej polityki było porozumienie monachijskie. Po drugie, radziecko-niemiecki pakt o nieagresji był wymuszoną, polityczną decyzją Moskwy, która przez pewien czas gwarantowała ochronę kraju przed wojną z Niemcami. (…) Po trzecie, tajny protokół do traktatu przewidywał podział <stref interesów> między Niemcami i ZSRR. Strefa radziecka obejmowała Finlandię, Estonię i Łotwę, wschodnia część międzywojennej Polski (Zachodnia Białoruś i Zachodnia Ukraina), Besarabię. Włączenie tych terytoriów do ZSRR w przypadku niekorzystnego rozwoju wydarzeń w przyszłości mogą ograniczyć ruch wojsk niemieckich ku granicom ZSRR w przypadku wojny w Europie. Były to ziemie, które wcześniej były częścią Imperium Rosyjskiego, a później zostały mu odebrane. (…) Po piąte, traktat z Niemcami nie pozwalał Niemcom na wprowadzenie reżimu okupacyjnego na Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy już w 1939 r. Oszczędziło to życie setki tysięcy cywilów (szczególnie Żydów)”.

Czyli Związek Radziecki miał pełne prawo napaść na Polskę i Finlandię i zabrać ich ziemie, miał pełne prawo zająć państwa bałtyckie (przypomnijmy, że w pierwotnym tajnym protokole Litwa miała być niemiecka, ale Sowieci zrezygnowali z Lubelszczyzny w zamian za Litwę właśnie) – bo wcześniej były to ziemie rosyjskie. Jak miło, że zrezygnował z Warszawy czy Łodzi, które też należały do Imperium Rosyjskiego! Swoją drogą, do niedawna Rosjanie nie dowodzili, że ZSRR miał prawo do odzyskania wszystkich ziem rosyjskich. No i w tym tekście nie ma ani słowa, że co prawda Sowieci nie dopuścili do zbrodni niemieckich na „Zachodniej Ukrainie” i „Zachodniej Białorusi” (ta ostatnia ze „stolicą” w Białymstoku!), ale sami aresztowali, wsadzali do więzień i wywozili do łagrów dziesiątki tysięcy ludzi. Nie tylko Polaków. Także Ukraińców, Białorusinów i Żydów.

A wytłumaczenie agresji 17 września 1939 r. też jest tradycyjne. „Istniało zagrożenie, że Niemcy zajmą Zachodnią Ukrainę i Zachodnią Białoruś. W tych warunkach Kreml uznał, że nadszedł czas na interwencję i nie dopuszczenia do tego, by Niemcy miały przejąć ziemie, które wcześniej należały do ​​Imperium Rosyjskiego. Tego samego dnia, kiedy polskie kierownictwo uciekło z kraju, 17 września na terytorium Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi wkroczyły oddziały radzieckie”.

Oczywiście, autorzy nie zauważają, że doszło do sowieckiej agresji – i właśnie z tego powodu polski rząd zmuszony był wyjechać do Rumunii. Takie przestawienie przyczyn i skutków też nie jest niczym nowym, zwłaszcza, że zdaniem autorów „zdecydowana większość mieszkańców przyjęła Armię Czerwoną jako wyzwoliciela”. A „pod koniec października Zgromadzenia Ludowe Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi przyjęły deklaracje o ustanowieniu władzy radzieckiej i przyłączeniu się do ZSRR, co nastąpiło na początku listopada. Zachodnia Ukraina legalnie zjednoczyła się z Ukraińską SRR, Zachodnia Białoruś – z Białoruską SRR”. I nie, to nie było legalne, bo rzekome „wybory” do obu zgromadzeń odbywały się pod lufami karabinów i przy terrorze NKWD. Oraz całkowicie niezgodnie z prawem międzynarodowym.

No ale „pisarz i korespondent wojenny Konstantin Simonow, który przebywał na terenie Zachodniej Białorusi – wspominał później: <…podróżowałem po niej [Zachodniej Białorusi] w przededniu wyborów do Zgromadzenia Ludowego, widziałem ludzi na własne oczy, prawdziwie wyzwolonych spod panowania, którego nienawidzili… Ludność białoruska – a ona stanowiła zdecydowaną większość – cieszyła się z naszego przybycia”. Simonow napisał później kilka znakomitych powieści wojennych, ale te słowa to typowa, propagandowa wersja dramatu, jaką była sowiecka agresja.

No ale czego innego można się było spodziewać? Polska jest dziś jednym z głównym wrogów Rosji, trzeba więc wykazać, że zawsze miłujący pokój Rosjanie nigdy nie zrobili niczego złego.

Piotr Kościński