W popularnych wyobrażeniach towarzyszących sowieckiej agresji 1939 roku i jej konsekwencjom, losy Polaków funkcjonują w ramach swoistej typologii. Trwałe miejsce zajmują w niej z jednej strony przedwojenny oficer – ofiara Katynia, więzień łagru, czy kresowa rodzina wywieziona do Kazachstanu i tam osiadła; z drugiej – obywatele II RP, którzy znaleźli sposób, by wydostać się z ZSRS: ogólnie rzecz biorąc ci, co trafili „do Andersa” i ci, co, nie mając takiego szczęścia, przybyli do „Polski ludowej” z armią Berlinga albo jako tzw. „repatrianci” (de facto: ekspatrianci) w latach 1944-1959. Ale byli i inni.
Obchody Święta Niepodległości w Warszawie, rok 1933. Obok Marszałka stoi Adam Sokołowski
Zupełnie osobną grupę stanowią bowiem uchodźcy – a tak trzeba ich nazwać – opuszczający kraj we wrześniu 1939, czyli osoby najmniej poszkodowane przez sowiecki „raj”. Wśród nich znaleźli się najwyżsi przedstawiciele władz państwowych z prezydentem, ministrami i wodzem naczelnym, podążający przez województwo stanisławowskie do Rumunii i dalej, zwłaszcza do Francji. O nich – i o podążających tą samą drogą tłumach – pamięta się w sposób naturalny. Słabiej natomiast zakorzeniona jest pamięć o Polakach obierających inny kierunek ucieczki, a mianowicie przez – Łotwę i/lub Litwę.
Jedną z takich postaci, w dużej mierze niestety, jak i sam szlak, zapomnianych był pułkownik Adam Ludwik Korwin-Sokołowski (1896-1979) – ostatni w dziejach Polski wojewoda nowogródzki II RP (1935-1939), wcześniej (1930-1935) szef gabinetu Piłsudskiego, jako ministra spraw wojskowych. Na Wikipedii znajduje się dość przyzwoity biogram pułkownika, ale „nowogródzki” etap jego służby państwowej został opisany jedynie zdawkowo. Podstawowym źródłem dla badacza pragnącego wniknąć w ten okres są Wspomnienia Szefa Gabinetu, dwukrotnie wydane przez zasłużone wydawnictwo Éditions Spotkania: w 1985, w Paryżu, pod nazwą Fragmenty wspomnień oraz, równo trzy dekady później, w Warszawie – z dodatkiem zapisków wcześniej niepublikowanych.
Urząd wojewódzki w Nowogródku – stan obecny
Wrzesień wojewody w swym pierwszym stadium to znany nam z innych relacji – znakomicie poskładanych przez Przemysława Dakowicza w Afazji polskiej – obraz atrofii państwa polskiego porażonego niemieckim uderzeniem i towarzyszącym mu próbom opanowania sytuacji. Już w pierwszym tygodniu wojny, być może jeszcze przed wyjazdem najwyższych władz z Warszawy w nocy z 6 na 7 września, Sokołowski stracił kontakt ze swym bezpośrednim zwierzchnikiem – Felicjanem Sławojem Składkowskim, pełniącym funkcję zarówno premiera jaki i szefa MSW.
„Ostatnią wiadomością, jaka dotarła do mnie z Warszawy w pierwszych dniach września, była informacja ministra Handlu i Przemysłu o mającym nastąpić przez mój teren delegacji udającej się do Związku Sowieckiego w sprawach pomocy materiałowej dla Polski. Najwidoczniej jednak delegacja nie wyjechała ze stolicy, bo nie miałem później żadnych meldunków o tym fakcie”.
Wkrótce, jednak, w II dekadzie września, ale jeszcze przed wkroczeniem Sowietów, do Nowogródka dotarł na motocyklu kurier z pismem od szefa Oddziału II – wywiadowczego – w sztabie Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” – prywatnie dobrego znajomego wojewody – mjra Józefa Olędzkiego. Zasadnicza treść dokumentu, który zgodnie z poleceniem został zniszczony natychmiast po przeczytaniu, wryła się w pamięć wojewody – i nie napawała optymizmem. Jednocześnie jednak świadczyła o niesłabnącym zaufaniu, jakim cieszył się w rozsypujących się strukturach wojskowo-piłsudczykowskich:
„Olędzki pisał: <teren Twój będzie przejściowo zajęty przez Niemców. (…) Nie zdążono na Twoim terenie zorganizować siatki organizacji dywersyjnej. (…) Jesteś proszony jako wojewoda, a równocześnie jako były oficer Sztabu Generalnego, o zorganizowanie takiej siatki w każdym powiecie i – w miarę możliwości – w niektórych chociaż gminach”.
Obowiązkowość oraz talent organizacyjny wojewody były dobrze znane i znalazły namacalny oddźwięk w relacjach współczesnych (zob. np. W. Abramowicz, Strony Nowogródzkie. Szkice krajoznawcze, Lida 1938). W związku z tym nie ma większych wątpliwości, że na swym terenie liczącym osiem powiatów, z których bodaj najważniejszym ze względu na węzeł kolejowy był baranowicki, postulowana siatka dywersyjna sprawdziłaby się w chwili próby. Zdaje się zresztą, że Sokołowski zdążył jeszcze scedować na podległych sobie starostów część pracy organizacyjnej, którą następnie zlustrował. Tymczasem jednak wydarzył się 17 września.
„Wczesnym rankiem […] obudził mnie dzwonek telefonu zainstalowanego przy moim łóżku. Telefonował starosta z Nieświeża – Winczewski. Połączenie ze mną uzyskał już po opuszczeniu Nieświeża, z jakiejś gminnej miejscowości. Zameldował mi, że wojska sowieckie przeszły naszą granicę o godzinie 4 minut 45 i czołówką pancerną zajęły Nieśwież. Sytuacja była jasna. Nie miałem złudzeń, że jest to tylko jakaś lokalna akcja; wiedziałem, że zaatakowano Polskę od tyłu na całej wschodniej granicy”.
Być może przemknęła Sokołowskiemu myśl o ewakuacji przez Rumunię, dokąd, czego prędko też musiał się domyślić, zdążali jego przełożeni. Ale w takim razie szybki rachunek musiał przeciąć kres podobnym rozważaniom. Do granicy na Czeremoszu droga wynosiła, powiedzmy 700 kilometrów – z dużym prawdopodobieństwem jej przecięcia przez nadciągających z lewej strony oddziałów Armii Czerwonej. Do granicy z Łotwą – co do której otrzymał wiadomość od wojewody Maruszewskiego, że pozwala na wjazd polskim uchodźcom – dystans też wynosił sporo, ale jednak ponad połowę mniej, tj. bliżej 300 kilometrów. Zanim jednak Sokołowski ruszył w podróż z żoną i dwójką synów, musiał jakkolwiek zakończyć działalność kierowanej przez siebie instytucji:
Mapa adminitsracyjna województw wileńskiego i nowogródzkiego z roku 1930
„Licząc się z szybkim wkroczeniem wojsk sowieckich również do Nowogródka zarządziłem likwidację Urzędu Wojewódzkiego. Wielu funkcjonariuszy wyjechało więc do Wilna. Około godziny 13.00 opuściłem Nowogródek, nie chcąc wpaść w ręce sowieckie. […] Wojewoda Maruszewski, który był jeszcze u siebie, zdementował kategorycznie pogłoskę o obronie Wilna. Poinformował mnie także, że Litwini nie chcą otworzyć swej granicy dla polskich uchodźców i wciąż toczą się w tej sprawie trudne pertraktacje, których wyników nie można obecnie przewidzieć. Radził mi więc stanowczo przejść w Zemgale do Łotwy…”
Tak też się stało i oto nikomu nieznane Zemgale stały się dla ostatniego wojewody nowogródzkiego – i wielu innych – tym, czym Kuty dla prezydenta Mościckiego, czy Naczelnego Wodza. Na Łotwie Adam Sokołowski wraz z rodziną został internowany w Siguldzie, ale na skutek licznych interwencji zaprzyjaźnionych osób, m.in. ambasadora Kłopotowskiego oraz ciepło wspominanego pułkownika łotewskiego sztabu Wintersa i jego żony, udało mu się uzyskać zgodę na przejazd do Rygi. Stamtąd poleciał do neutralnej Szwecji – by następnie, po pokonaniu jeszcze iluś granic, trafić na „miejsce zbiórki” dla pragnących walczyć dalej, czyli do Francji.
Grób rodziny Sokołowskich na Powązkach Wojskowych
Zaznaczyć trzeba jednak i to, że wspominany wyżej mjr Olędzki nie wyszedł z internowania aż do aneksji kraju przez ZSRS: przejęty przez komunistyczny aparat przemocy, skazany został zamordowany w maju 1941. Tak więc nie wszystkim Polakom powiodło się na Łotwie równie dobrze, co Sokołowskiemu. I to być może jest jeden z powodów, dla których metoda ewakuacji przez Łotwę i Litwę, wymykając się jednoznacznej ocenie, utknęła gdzieś w przedsionku zbiorowej pamięci.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
Zdjęcia: autor oraz domena publiczna