Dramat na „Morzu Pińskim”

Sowiecka agresja 17 września 1939 r. oznaczała koniec działającej na Polesiu Flotylli Rzecznej. Okręty nie miały szans na stawienie skutecznego oporu Armii Czerwonej i zostały zatopione przez własne załogi.

Dwa monitory typu „Wilno”

Flotylla Rzeczna Marynarki Wojennej (do 1933 r. Flotylla Pińska) tworzona była od 1919 r.. Walczyła w wojnie polsko – bolszewickiej, a potem jej głównym celem była obrona w razie ataku ZSRR. We wrześniu 1939 roku Flotylla (bez jednostek skierowanych na Wisłę) składała się z 6 monitorów rzecznych, 3 kanonierek rzecznych, 4 statków uzbrojonych (zwykłe statki rzeczne, uzbrojone w działa i karabiny maszynowe), 17 kutrów uzbrojonych, 2 kutrów meldunkowych, 7 trałowców rzecznych i statku minowo–gazowego oraz licznych jednostek pomocniczych. Była to całkiem spora siła. Monitory typu „Wilno” uzbrojone były w trzy haubice 105 mm, a typu „Toruń” w trzy działa 75 mm. Kanonierki dysponowały pojedynczymi haubicami. Okręty te sprawdziłyby się doskonale na „Morzu Pińskim”, czyli rzece Pinie i jej bagnistym dorzeczu, gdyby Polska broniła się wyłącznie przed Sowietami. Ale w 1939 r. na wschodzie kraju pozostały tylko stosunkowo nieliczne polskie oddziały, w tym Korpus Ochrony Pogranicza (choć znaczna część KOP wysłana została na front niemiecki).

Po 1 września okręty broniły głównie kluczowych mostów przed niemieckimi atakami lotniczymi. I tak na przykład statek uzbrojony ORP „Hetman Chodkiewicz” w okolicach Mostów Wolańskich strącił cztery maszyny Luftwaffe. Pomysły przebazowania jednostek na zachód kraju, przez Bug do Wisły, okazały się niewykonalne, bo stan wód na rzekach był za niski.

10–14 września na bazie batalionu zapasowego (mobilizowany od 31 sierpnia) i Oddziału Desantowego sformowano dwa bataliony morskie, złożone z podchorążych Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej w Gdyni i marynarzy rezerwy. Marynarze dostali polowe mundury wojsk lądowych, oficerowie i podchorążowie starszego rocznika zatrzymali garnizonowe czapki marynarskie, młodsi podchorążowie i rezerwiści w większości z własnej inicjatywy umieszczali orzełki Marynarki Wojennej na czapkach polowych.

17 września, na wieść o ataku sowieckim na Polskę, gen. Franciszek Kleeberg wydał „Ogólny rozkaz operacyjny dowódcy Okręgu Korpusu IX do obrony Polesia”, w którym napisał: „Położenie: Wojska sowieckie przekroczyły granicę, uderzając na KOP. Oddziały własne w walkach z Niemcami na przedpolu Brześcia i Kobrynia. Zamiar: Bronić się na błotach poleskich, wykorzystując wszystkie przeszkody wodne”.

Statek uzbrojony, a za nim monitor

Wobec zaistniałej sytuacji i zagrożenia otoczeniem przez Niemców i Sowietów kmdr Witold Zajączkowski wydał rozkaz o samozatopieniu jednostek i wysadzeniu bronionych mostów. Jednocześnie rozkazem bojowym, z wyjątkiem obu batalionów morskich, Flotylla została podporządkowana dowódcy Brygady Korpusu Ochrony Pogranicza „Polesie” płk. dypl. Tadeuszowi Różyckiemu-Kołodziejczykowi z zadaniem opóźniania w kierunku na Pohost Zarzeczny.

Wojska niemieckie znajdowały się już w oddalonym zaledwie o 120 km na zachód od Pińska Kobryniu, który broniony był przez żołnierzy pod dowództwem płk. Adama Eplera. W dniach 18–21 września w wodach Prypeci i Horynia oraz okolicznych jezior polscy marynarze zatopili jednostki pływające Flotylli Rzecznej. Tak oto moment zatopienia statku sztabowego ORP „Admirał Sierpinek” zapamiętał bosmanmat Jan Sobiegraj: „Dowódca, stojąc na górnym pokładzie rzucił ostatnie komendy: »Otworzyć kingstony, luki i iluminatory!«, a po krótkim gwizdku: »bandery z masztu!«, oraz: »Banderę, znak dowódcy opuść!« Powoli bandera i znak dowódcy spłynęły w dół, załoga na lądzie zamarła w postawie na baczność. Teraz por. mar. Marciniewski zakomenderował: »Banderę i znak dowódcy do połowy podnieść! Reszta załogi opuścić pokład!« Ostatni z trapu ORP »Adm. Sierpinek« zszedł dowódca i stanąwszy wśród załogi rozkazał zapalić stos. Wkrótce języki płomieni ogarnęły całą powierzchnię stosu i strzeliły w górę. Padła komenda: »Czapki zdejm!« i od płonącego stosu rozniósł się w poleskiej głuszy Hymn Narodowy. Rozgrzane powietrze nad płonącym stosem uniosło w górę czarną perzynę, niczym roje jaskółek latających nad drzewami. I znów ze ściśniętych, marynarskich krtani popłynęła pieśń »Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród…«. Łza zakręciła się w niejednym oku, kiedy kadłub okrętu z wolna chylił się na prawą burtę. Ognisko dogorywało, buchały snopy iskier, kiedy bosakami poruszano żar, aby dokładnie wszystko spłonęło. Porucznik Marciniewski zwrócił się do swoich: »Przyjaciele! Dziś spędziliśmy ostatni dzień służby w Marynarce Wojennej na ORP ’Adm. Sierpinek’; symbol godła Ojczyzny niech pozostanie w naszych sercach, nie odbierze go nam żadna siła ani przemoc. Gwałt dokonany na naszej Ojczyźnie skończy się tryumfem dla nas, choć czekają nas ofiary i cierpienia. Obyśmy spotkali się kiedyś w wolnej Ojczyźnie – czego Wam życzy wasz dowódca«”.

Kmdr Witold Zajączkowski, nazywany „księciem Polesia”

Większość stanu osobowego Flotylli 20 września wymaszerowała na rozkaz gen. Kleeberga w kierunku Lubieszowa i Włodawy, z zamiarem przebijania się w kierunku Rumunii. 22 września gen. Kleeberg, zdecydował podjąć marsz z odsieczą dla Warszawy.

Los żołnierzy Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Kleeberga wykracza poza ramy tego artykułu. Warto jednak zauważyć, że żołnierze batalionów morskich 28 września weszli w skład 182 Pułku Piechoty z 60 Dywizji Piechoty jako 3 batalion „morski”. Dowódcą batalionu został kmdr ppor. Stefan Kamiński. Część marynarzy flotylli nie dołączyła do SGO „Polesie”, lecz do Grupy KOP gen. bryg. Wilhelma Orlika-Rückemanna, tworząc w niej zbiorczy batalion marynarski, pod dowództwem kolejno: kmdr. por. Henryka Eibla, kpt. mar. Edmunda Jodkowskiego i kpt. art. Bogusława Rutyńskiego. Większość z nich w nocy z 25 na 26 września dostała się do niewoli sowieckiej, przy czym kilkudziesięciu zostało następnego dnia zamordowanych w Mokranach.

Sowieci wydobyli i wyremontowali kilka okrętów. Monitor ORP „Kraków” przemianowany na „Smoleńsk” w 1941 r. skutecznie walczył z Niemcami. 12 września tego roku został wysadzony w powietrze przez załogę w okolicach Czernihowa. Od 2013 r. prowadzono próby wydobycia jego wraku – uczestniczyli w nich także Polacy, przy wsparciu ambasady RP w Kijowie.

Janusz Dreyment

zdjęcia: NAC i Wikipedia