Historycy długo jeszcze będą się spierać, jak to się stało, że polski wywiad wojskowy nie dotarł do tajnego protokołu będącego załącznikiem do zawartej 23 sierpnia 1939 r. Umowy o nieagresji pomiędzy III Rzeszą i Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich, tzw. paktu Ribbentrop-Mołotow. Sytuacja ta spowodowała, że zarówno naczelne dowództwo Wojska Polskiego, jak i władze państwowe były zaskoczone wkroczeniem wojsk sowieckich na polskie terytorium 17 września 1939 r.
Wacław Grzybowski i Władimir Potiomkin. Fot. domena publiczna
Do Naczelnego Wodza marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego nie dotarła nawet treść noty rządu ZSRR, którą na krótko przed agresją o godz. 3.00 w nocy usiłował wręczyć ambasadorowi RP w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu zastępca komisarza spraw zagranicznych ZSRR Władimir Potiomkin. Władze sowieckie zrywając zawarty 25 lipca 1932 r. pakt o nieagresji z państwem polskim, argumentowały, że:
Rząd polski rozpadł się i nie przejawia żadnych oznak życia. Oznacza to, iż państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć (Волинь Радянська (1939–1965 рр.): Збірник документів і матеріалів, Львів 1971, s. 9-10).
Ambasador Grzybowski zdecydowanie odmówił przyjęcia dokumentu. Nie był jednak w stanie zawiadomić o tym rządu polskiego. Sowieci notę jednak rozpowszechnili i polski minister spraw zagranicznych Józef Beck dowiedział się o niej od Rumunów. Zdezorientowany całą sytuacją marszałek Edward Rydz-Śmigły wydał wówczas dyskusyjną z punktu politycznego dyrektywę:
Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów.
Taka decyzja Naczelnego Wodza zrodziła poważne, rozważane do dziś pytanie, czy w 1939 r. byliśmy w stanie wojny z ZSRR. Bez względu na to, jak jest to oceniane pod względem prawnym i militarnym, nie ulega żadnej wątpliwości, że Sowieci w sojuszu z hitlerowskimi Niemcami dokonali czwartego rozbioru państwa polskiego. Potem zaś ściśle z III Rzeszą współpracowali. Funkcjonariusze NKWD i Gestapo wymieniali się doświadczeniami w stosowaniu różnorakich represji i prowadzenia śledztw. Do spotkań dochodziło w Zakopanem, Krakowie, Lwowie i Przemyślu.
Kilka lat temu w Centrum Ochrony Zbiorów Historycznych i Dokumentalnych Federacji Rosyjskiej odnaleziono tekst przemówienia Józefa Stalina do członków Biura Politycznego Komitetu Centralnego WKP(b) z 19 sierpnia 1939 r., czyli jeszcze przed podpisaniem traktatu Ribbentrop-Mołotow, w którym Stalin przedstawił swoje poglądy na temat ówczesnej polityki zagranicznej ZSRR. Powiedział wówczas:
Jeśli zawrzemy porozumienie o wzajemnej pomocy z Francją i Wielką Brytanią, to Niemcy odczepią się od Polski […] wojna zostanie zażegnana. Jeśli przyjmiemy propozycję Niemiec zawarcia z nimi paktu o nieagresji, z pewnością zaatakują Polskę […]. W tych warunkach będziemy mieli szansę pozostawać z dala od konfliktu i możemy mieć nadzieję na korzystne wejście do wojny w odpowiednim dla nas czasie. Powinniśmy przyjąć niemiecką propozycję i grzecznie odesłać misję anglo-francuską. Pierwszą korzyścią, jaką uzyskamy, będzie zniszczenie Polski aż po przedpola Warszawy, łącznie z ukraińską Galicją… Zachowując neutralność i czekając na swój czas, ZSRR będzie udzielać pomocy dzisiejszym Niemcom. W interesie ZSRR jest, żeby wojna rozpoczęła się między Rzeszą a kapitalistycznym blokiem anglo-francuskim. Należy zrobić wszystko, aby ta wojna trwała jak najdłużej i wyczerpała obie strony (cyt. za: Другая война 1939-1945, Москва 1996, s. 73-75).
Wypowiedź ta nie pozostawia żadnej wątpliwości, że Stalin nie zamierzał zawierać antyhitlerowskiego sojuszu z Francją i Wielką Brytanią, zależało mu bowiem na jak najszybszym doprowadzeniu do wojny Niemiec z Zachodnią Europą, a także zniszczeniu państwa polskiego. Przyznają to nawet historycy rosyjscy.
Podpisując 23 sierpnia 1939 r. układ z Hitlerem, władze ZSRR doskonale zdawały sobie sprawę, że w ten sposób naruszają szereg aktów międzynarodowych, takich jak: pakt Ligi Narodów z 28 czerwca 1919 r., międzynarodowy traktat O wyrzeczeniu się wojny jako instrumentu polityki międzynarodowej z 28 sierpnia 1928 r., konwencję londyńską O określeniu napaści z 3 lipca 1933 r., a także układy zawarte z Polską: traktat ryski z 18 marca 1921 r. oraz pakt O nieagresji z 25 lipca 1932 r., przedłużony w 1938 do 1945 r.
Po podpisaniu sojuszu z hitlerowskimi Niemcami radzieccy przywódcy stanęli przed koniecznością poinformowania o tym nie tylko ogółu społeczeństwa, ale także komunistycznych elit. Musieli odpowiedzieć na pytania, dlaczego tak krytykowani przez wiele lat niemieccy faszyści tak nagle stali się sprzymierzeńcami radzieckiego proletariatu. Uczynił to już 31 sierpnia 1939 r. ludowy komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow na IV nadzwyczajnej sesji Rady Najwyższej ZSRR, kategorycznie stwierdzając w swym przemówieniu:
Wczoraj niemieccy faszyści prowadzili wrogą politykę zagraniczną wobec ZSRR. Tak, wczoraj byliśmy wrogami na polu stosunków zagranicznych. Dziś jednak sytuacja się zmieniła i nie jesteśmy już wrogami.
1 września 1939 r. wojska niemieckie zaatakowały Polskę. Rozpoczęta wojna miała tragiczne konsekwencje nie tylko dla Polaków, ale także dla będących polskimi obywatelami mniejszości narodowych, w tym dla Ukraińców. Wystarczy wspomnieć, że żołnierze narodowości ukraińskiej stanowili 10-15% składu osobowego armii polskiej. Ginęli, zostawali ranni, dostawali się do niemieckiej niewoli. Mimo przyjętej w układzie Ribbentrop-Mołotow strefy rozgraniczeń, wojska niemieckie chcąc zadać jak największe straty cofającej się na wschód armii polskiej, dość szybko dotarły do terenów zwarcie zamieszkałych przez ludność ukraińską. I tak w połowie września został przez niemieckie samoloty zbombardowany Łuck. Czołowe jednostki Wehrmachtu zbliżały się do Lwowa, Włodzimierza Wołyńskiego, Uściłogu i innych miast Wołynia i Galicji Wschodniej. Wycofywać zaczęły się 17 września, kiedy to zgodnie z zawartym porozumieniem na tereny te wkraczała Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona. Władze radzieckie liczyły na to, że ludność ukraińska wznieci antypolskie powstanie, do czego usiłowały zachęcać. W rozrzucanych z samolotów ulotkach, podpisanych przez dowódcę Frontu Ukraińskiego Siergieja Timoszenkę pisano: Bronią, kosami, widłami i siekierami bij odwiecznych wrogów – panów polskich!
W analogicznym tonie apelowano na łamach gazety „Czerwona Ukrajina”, rozdawanej ludności przez wkraczających czerwonoarmistów 17 września. Pisano w niej:
Wystarczy już cierpienia głodu i biedy, narodowego bezprawia i ucisku! Wystarczy już noszenia polskich panów na swoich zgarbionych ramionach… Bierzcie w swoje ręce ziemię pana, pastwiska, łąki! Obalajcie władzę właścicieli ziemskich, bierzcie władzę w swoje ręce, decydujcie sami o swoim losie! („Червона Україна” z 17.09.1939, s. 1)
Ludność na Kresach nie dała się jednak sprowokować radzieckim agresorom. Nie mniej jednak część ludności, zwłaszcza najuboższej, liczyła na poprawę swej doli. Wiadomości o głodzie na Ukrainie Radzieckiej mającym miejsce na początku lat trzydziestych, były wówczas skromne lub nawet nie wierzono, że do niego doszło. Pewna część społeczeństwa w okresie międzywojennym uległa propagandzie komunistycznej. Dlatego też w niektórych miejscowościach wkraczające wojska radzieckie były przez ludność ukraińską i żydowski proletariat witane kwiatami. Zdarzało się, że witający nieświadomi ideologii radzieckiej występowali pod niebiesko-żółtymi ukraińskimi flagami narodowymi. Powitania jednakże na ogół były inspirowane przez radzieckich agentów, którzy już na kilka dni przed 17 września przedostawali się na teren Wołynia, aby owe powitania przygotowywać.
Na ogół jednak wkraczających „wyzwolicieli” przyjmowano z lękiem, a nawet wrogością i to nie tylko ze strony ludności polskiej, ale także ukraińskiej. W Moskwie jednak pisano o sukcesie wojsk radzieckich, entuzjastycznym przyjęciu ich przez miejscową ludność. Najdobitniej wyraził to ludowy komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow, który w przemówieniu wygłoszonym 31 października 1939 r. na posiedzeniu Rady Najwyższej ZSRR nie tylko wyliczał radzieckie sukcesy, ale także chwalił współdziałanie z III Rzeszą.
Okazało się bowiem – stwierdzał on – że był to na tyle błyskawiczny cios w Polskę ze strony armii niemieckiej, a potem Armii Czerwonej, że nic nie zostało z tego potwornego dziecięcia Traktatu wersalskiego.
Nie licząc się z tym, że wojsko polskie wciąż walczyło z Niemcami, rządy III Rzeszy i ZSRR już 28 września 1939 r. podpisały w Moskwie traktat O granicach i przyjaźni. Po stronie radzieckiej szybko przystąpiono do wytyczenia w terenie nowej granicy (oparto ją o tzw. linię Curzona z 1920 r.) oraz jej obsadzenia Wojskami Pogranicznymi NKWD oraz militarnego umocnienia. Również jak najszybciej starano się zintegrować zajęte terytoriom Wołynia i Galicji Wschodniej z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką, czyli jak to propagandowo nazywano „połączyć je z macierzą”. Już w pierwszych dniach po wkroczeniu na polskie terytorium przystąpiono do likwidacji polskich organów władzy i instytucji państwowych, tworząc własne na wzór radziecki. Przez „intensywną sowietyzację” usiłowano jak najszybciej „wyplenić stare”, czyli wielopartyjny system demokratyczny, zdecydowanie ograniczyć własność prywatną, burżuazyjne zwyczaje, życie religijne, organizację pracy, struktury społeczne, wyeliminować polskie tradycje i kulturę.
Od końca września 1939 r. Sowieci we wszystkich miastach zaczęli tworzyć zmilitaryzowaną Gwardię Robotniczą. We wsiach zaś uzbrojone Drużyny Wiejskie, które podlegały zakładanym tam komitetom chłopskim. Pododdziały te miały za zadanie nie tylko utrzymanie porządku w miastach i we wsiach, ale także pełniły pewne funkcje sądownicze, miały za zadanie wykrywanie i konfiskatę broni, wyłapywanie ukrywających się oficerów polskiej armii, byłych policjantów, osadników oraz innych „wrogów nowego porządku”. Miało to także czynić wrażenie, że są to instytucje tubylcze organizowane samorzutnie przez miejscową ludność. Była to jednak działalność kontrolowana i inspirowana przez agresorów. W propagandzie publicznej jednak wszechobecne były frazesy „o woli ludu”. Dlatego też głoszono, że przynależność państwowa zajętych terenów zostanie rozstrzygnięta przez reprezentatywny organ władzy ludowej, wybrany przez całą ludność w wyborach powszechnych, równych i bezpośrednich. 7 października 1939 r. opublikowano Ustawę o wyborach do Ukraińskiego Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy. Tego samego dnia opublikowano uchwały komitetów lwowskiego, łuckiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego w sprawie rozpoczęcia przygotowań do wyborów zaplanowanych na 22 października 1939 r. Jednocześnie powołano „brygady agitacyjno-propagandowe”, których zadaniem miało być zapoznanie społeczeństwa ze wspomnianą Ustawą o wyborach i zaktywizowanie ludności do udziału w głosowaniu, starając się przy tym przekonać ją, że „radziecki system wyborczy jest najsprawiedliwszy na świecie”. Co było rzeczywistym kuriozum zważywszy, że władze zlikwidowały system wielopartyjny, rozciągając na zajęte terytorium działalność Komunistycznej Partii (bolszewików) Ukrainy, zamknięto wszystkie organizacje kulturalno-oświatowe i publiczne, tak polskie, jak i ukraińskie i żydowskie. Prasa została poddana ostrej cenzurze. Wielu aktywnych polskich działaczy państwowych i społecznych z okresu międzywojennego, zakwalifikowanych jako „wrogów narodu”, aresztowano. Władzom sowieckim od samego początku bardzo zależało, aby nadać ukraiński charakter podejmowanym działaniom, usilnie, wbrew rzeczywistości, podkreślano, że to Ukraińcy są gospodarzami swej ziemi i to od nich wychodzą wszelkie inicjatywy w przestrzeni publicznej. Na Wołyniu znacznie bardziej niż w Galicji Wschodniej starano się podsycać konflikt narodowościowy między Ukraińcami i Żydami a Polakami. W radiu, prasie i na wszelkich wiecach publicznych zachęcano do rewanżu i pomszczenia krzywd doznanych „od pańskiej Polski’. Zdecydowanie eliminowano Polaków, nawet tych o poglądach prokomunistycznych, z tworzonych organów władzy terenowej i różnych sowieckich instytucji. Z drugiej strony Polakom wmawiano „niby w zaufaniu”, że tylko władza sowiecka jest w stanie ich chronić przed krwiożerczym „ukraińskim motłochem”, a zwłaszcza próbującą budować tam swe struktury Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów.
Prezydium Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy
Wyrazem woli ludności zajętych przez Armię Czerwoną terytoriów miały być wybory do Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy. Po „odpowiednim przygotowaniu” wybory na z góry wyznaczonych i często przysyłanych z zewnątrz kandydatów, odbyły się 22 października 1939 r. Do lokali wyborczych skierowano aktyw partyjno-komsomolski i milicyjny. Wykorzystano wszelkie możliwe techniczne środki propagandowe, takie jak przenośne rozgłośnie, kina i patefony. Wydzielono samochody do podwożenia do lokali wyborczych ludzi starszych i chorych. Żołnierskie zespoły artystyczne na okrągło „umilały” głosowanie.
Głosy liczono tak, aby wystawieni przez władze kandydaci uzyskali ponad 90% poparcia. W rezultacie tych fałszerstw do Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy wybrano 92,4% Ukraińców, 4,1% Żydów, i tylko 3,0% Polaków, a 0,5% stanowili przedstawiciele innych narodowości, w tym Rosjanie. Posiedzenie Zgromadzenia odbyło się w dniach 26-28 października 1939 r. we Lwowie. Bez możliwości dyskusji, a jedynie z głosami popierającymi, przyjęto szereg dokumentów. Najważniejsze z nich to: Deklaracja o utworzeniu władzy radzieckiej na Ukrainie Zachodniej oraz Uchwała o wejściu Ukrainy Zachodniej do Ukraińskiej SRR. Równocześnie z tymi dwoma dokumentami przyjęto Deklarację o nacjonalizacji banków i dużych przedsiębiorstw przemysłowych, właścicieli ziemskich i ziem klasztornych.
Uchwały Zgromadzenia Ludowego zostały zatwierdzone przez Radę Najwyższą ZSRR. Dzień 17 września ustanowiono ukraińskim świętem narodowym.
Dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRR z 29 listopada 1939 r. ludność zamieszkała włączone terytorium automatycznie stawała się obywatelami ZSRR. Już 4 grudnia przystąpiono do przeprowadzenia nowego podziału administracyjnego, tworząc obwody dzielone na rejony na wzór radziecki.
Pełnej integracji miało służyć ujednolicenie ustroju gospodarczego poprzez przejęcie całkowitej kontroli państwa nad produkcją dóbr materialnych, co zamierzano osiągnąć dokonując radykalnej przebudowy stosunków własnościowych. W pierwszej kolejności upaństwowiono (nazywając to nacjonalizacją) majątki obszarnicze oraz należące do urzędów i instytucji religijnych, a także nadane w okresie międzywojennym polskim osadnikom wojskowym i cywilnym oraz opuszczone przez właścicieli. Przejętą przez państwo ziemię przeznaczono na tworzenie kołchozów i sowchozów, ale pewną jej część rozdzielono między bezrolnych chłopów. W planach władzy ta indywidualna własność ziemi miała być tylko czasowa. Już wiosną 1940 r. przystąpiono do programowej kolektywizacji. Towarzyszyła jej nie tylko natarczywa propaganda, ale różne „zachęty” w postaci rosnących podatków i rozmaitego rodzaju kontyngentów. Celowo wyznaczano wygórowane normy produkcji z hektara, aby rolników odstających o takich nierealnych wskaźników publicznie pokazywać jako niefaktywnych gospodarczo, a co gorsza sabotujących produkcję, stosowano to zwłaszcza wobec tych, których kwalifikowano jako „kułaków”. Pomimo tych represyjnych działań chłopi tak polscy jak i ukraińscy byli mocno przywiązani do swej własności i wszelkimi sposobami starali się jej bronić, więc do czerwca 1941 r. skolektywizowano na Wołyniu niewiele ponad 10% gospodarstw rolnych.
Szybkie zmiany przeprowadzono natomiast w sferze produkcji przemysłowej i rzemieślniczej. Już w pierwszych miesiącach po zajęciu Wołynia upaństwowiono banki oraz większe i średnie przedsiębiorstwa. Natomiast drobnych producentów nakłaniano do grupowania się w spółdzielniach i artelach producenckich. Zmiany te powodowały dużą dezorganizację rynku, a ponieważ władze programowo preferowały przemysł ciężki, dość szybko doszło to ograniczenia ilości dóbr konsumpcyjnych. Początkowo korzystano jeszcze z „polskich zapasów”, ale one szybko się kurczyły i już na początku 1940 r. nastąpiły duże braki produktów codziennego użytku. Przyczyniła się do tego także polityka kadrowa nowych władz. Od zarządzania produkcją i handlem odsunięto bowiem dotychczasową fachową kadrę, zastępując ją na ogół sprowadzonymi z zewnątrz „ludźmi sprawdzonymi ideologicznie”, ale nieposiadającymi wymaganej wiedzy na danym stanowisku. Codziennymi zjawiskami było więc marnotrawstwo materiałów produkcyjnych, słabe wykorzystanie narzędzi i maszyn. Brak troski o jakość wytwarzanych towarów, a przy tym fałszowanie statystyki produkcji.
Nowy reżim usiłował całkowicie podporządkować swojej kontroli duchowe życie mieszkańców. Wprawdzie z rozmachem przystąpiono do likwidacji analfabetyzmu, ale programy nauczania silnie zideologizowano i poddano cenzurze, z lektur wyłączono wiele wartościowych dzieł literackich, w procesie edukacji odrzucono specyfikę regionalną i narodową, ostrą krytyką objęto wartości religijne. Z pracy nauczycielskiej zwolniono znaczną część dotychczasowych nauczycieli, sprowadzając w ich miejsce kadry pedagogiczne z ZSRR, w tym nauczycieli obowiązującego we wszystkich szkołach języka rosyjskiego.
Presją ideologiczną i ścisłą kontrolą objęto sferę sztuki. Ludność, tak polska, jak i ukraińska, została poddana nachalnej ateizacji, usunięto naukę religii ze wszystkich szkół, a młodzieży do lat 18 zabroniono publicznych praktyk religijnych. Duchownym Kościoła katolickiego zabroniono kontaktów zagranicznych, także z własną hierarchią, a Kościół prawosławny, który w Polsce międzywojennej cieszył się autokefalią, podporządkowano patriarchatowi moskiewskiemu.
Aby utrwalić sowiecką państwowość i uzyskać całkowitą kontrolę nad ludnością, zastosowano radzieckie metody manipulacji społeczeństwem oparte na obowiązku „czujności rewolucyjnej”, czyli donosicielstwie i kolektywnej odpowiedzialności. Codziennością stały się „działania prewencyjne”, w myśl których każdy były obywatel polski był potencjalnym przestępcą. Opracowano także program usunięcia przez deportację znacznych grup ludności uznanej za trudną do sowietyzacji i mogącą stanowić bazę rekrutacyjną dla ewentualnego ruchu oporu.
Pierwsza i największa masowa deportacja rozpoczęła się w nocy z piątku na sobotę 10 lutego 1940 r., podczas silnej śnieżycy i siarczystego mrozu. Objęła przede wszystkim przedstawicieli lepiej sytuowanej ludności wiejskiej, zaliczonych do wspomnianych „wrogów ludu”, w zdecydowanej większości Polaków, w tym osadników wojskowych i pracowników służby leśnej. Wywożono głównie do zarządzanych przez NKWD specjalnych osiedli na północnych terenach europejskiej części Rosji, na Ural i na Syberię.
Druga deportacja miała miejsce już 13 kwietnia 1940 r. i objęła głównie ludność miejską, w tym rodziny wcześniej represjonowanych i żołnierzy przetrzymywanych w obozach jenieckich i więzieniach. Wywożonych w ramach tej deportacji kierowano głównie na tereny Kazachstanu i umieszczano wśród miejscowej ludności.
Trzecia deportacja dotyczyła tak zwanych „bieżeńców”, czyli uchodźców z okupowanych przez Niemcy terenów Polski centralnej, głównie Żydów (84% wysiedlonych). Deportacja ta miała miejsce 29 czerwca 1940 r. i skierowana była, podobnie jak pierwsza, do specjalnych osiedli NKWD na północy Rosji.
Czwarta i ostatnia deportacja nastąpiła tuż przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej. Została ona przeprowadzona w maju i czerwcu 1941 r. i tym razem objęła głównie ludność ukraińską.
*
Los ludności Kresów Wschodnich po wybuchu II wojny światowej i bezprawnym włączeniu Ukraińskiej SRR okazał się tragiczny. Według wyliczeń ukraińskiego historyka Wołodymyra Barana, w czterech wspominanych akcjach deportacyjnych z ziem tych wysiedlono łącznie 190,1 tys. osób, w tym ponad 100 tys. Polaków (ponad 50%), Żydów 60 tys. osób (ok. 30%), Ukraińców – 25,5 tys. osób (ponad 13%). Poza tym wiele osób zostało aresztowanych, po wielu ślad zaginał.
Stanisław Stępień
Autor, prof. dr hab., jest dyrektorem Południowo-Wschodniego Instytut Naukowy w Przemyślu