„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”? Kobiece doświadczenia kresowe

Wojna kojarzy się przede wszystkim z mężczyznami, a męskie głosy dominują też w historiografii, chociaż od pewnego czasu dąży się do swoistego rewizjonizmu. W efekcie coraz częściej powstają publikacje opisujące doświadczenia szeroko pojętych grup mniejszościowych, do których zalicza się także kobiety, czyni się też starania, by utrwalić wspomnienia reprezentujących te grupy świadków historii. Stosunkowo rzadko pisze się o kobiecych doświadczeniach wojennych na Kresach, dlatego warto nakreślić na ten temat kilka słów.

Grażyna Lipińska. Fot. Wikipedia

Należałoby zacząć od kobiet aktywnie działających dla interesu Polski oraz obrończyń miast atakowanych przez najeźdźców. Do takich działaczek należała m.in. Grażyna Lipińska, urodzona w 1902 r. w Warszawie chemiczka, którą wybuch II wojny światowej zastał w Grodnie, gdzie przebywała już od wielu miesięcy, pracując na terenie Kuratorium Szkolnego Wileńskiego. Trzeba zaznaczyć, że już od wczesnej młodości była aktywnie zaangażowana w kwestie państwowe, jeszcze jako nastolatka uczestniczyła w obronie Lwowa i Bitwie Warszawskiej jako sanitariuszka, a nawet przerwała studia na pewien czas, żeby móc wziąć udział w III powstaniu śląskim.

Grażyna Lipińska przez długi czas nie mogła uwierzyć w zapowiadaną wojnę, dlatego też atak na Grodno wywołał u niej ogromne zaskoczenie. Wzięła jednak czynny udział w organizowaniu obrony miasta, zakładając placówki obrony, udzielając pomocy sanitarnej ewakuowanym i rannym oraz kopanie rowów przeciwlotniczych i przeciwczołgowych. Zasłynęła również dzięki próbie ocalenia życia 13-letniego chłopca, Tadeusza Jasińskiego, którego Sowieci przywiązali do czołgu – na ten widok Lipińska rzuciła się pod maszynę, żeby uratować dziecku życie, jednak ostatecznie chłopiec zmarł – według niektórych relacji skonał on w rękach matki, a według innych – w ramionach polskiej chemiczki. Później kierowała szkołą prowadzącą tajne nauczanie.

Za swoją działalność została zatrzymana przez NKWD 8 listopada 1939 r, a następnie uwięziona w Mińsku.  W lutym 1941 r. postawiono ją przed sądem i za swoją działalność dla Polski (co ciekawe, wśród zarzutów nie znalazło się zaangażowanie w obronę Grodna, bo ponoć NKWD wówczas o tym nie wiedziało) skazano Lipińską na  10 lat obozu i 15 lat zsyłki. Podczas pochodu więźniów pędzonych na Wschód (słynny mohylewski „trakt śmierci”) pod koniec czerwca tego samego roku, już po ataku Niemiec na Związek Radziecki, udało jej się uciec i dostać do Warszawy, gdzie dołączyła do Związku Walki Zbrojnej i przeszła kurs wywiadu wojennego.

Lipińska spisała po latach wspomnienia zatytułowane Jeśli zapomnę o nich…, które ukazały się drukiem pod koniec lat 80. w Paryżu. Za tę publikację została w 1991 r. wyróżniona Nagrodą im. Jerzego Łojka, przyznawana autorom i autorkom prac poświęconych tematyce historycznej i niepodległościowej.

Deportacje Polaków z okolic Lwowa, 1940 r., fot. domena publiczna

Również wiele kobiet-ziemianek doświadczyło represji ze strony Związku Radzieckiego, liczne właścicielki majątków, m.in. Amelia Lineburg i Zofia Olewińska, zostały aresztowane przez NKWD i zaginęły bez wieści, do dziś nie da się zidentyfikować ich losów. Inne próbowały po wrześniu 1939 ocalić majątki, często na próżno. Józefa Szrzedzińska, mieszkająca w powiecie białostockim, po aresztowaniu męża musiała ukrywać się wraz z dziećmi przez 8 miesięcy, ale wreszcie również została zatrzymana. Udało jej się wprawdzie ocalić wolność i życie, chociaż kosztem wszelkich środków do życia. Masowe aresztowania i mordy na polskich mężczyznach sprawiły, że cały ciężar utrzymania domu, wychowania potomstwa oraz przetrwania spoczywał na kobietach. Były zmuszone do podjęcia ciężkich prac fizycznych, czasem wbrew słabemu zdrowiu i ciąży – Teresa z Jeleńskich Zaleska, będąc brzemienną, pracowała fizycznie na folwarkach, a ponieważ jej warunki życia uległy znacznemu pogorszeniu, kradła mleko, aby móc wyżywić małe dzieci.

Czternastoletnia Anna Cieńska była w lutym 1940 r. świadkiem przesiedleń we Lwowie, dokąd uciekła z rodziną po splądrowaniu jej rodzinnego dworku w Ossowcach przez Sowietów. W pamiętniku notowała wszystko co widziała – „Ludzie płaczą i błagają o ratunek. Pełno kobiet i malutkich dzieci. Około pięciu urodziło się w wagonie i tyleż umarło”. Ostatecznie i ją samą nie ominęły przesiedlenia, została bowiem zaledwie dwa miesiące później zesłana do Kazachstanu – zmarła w Wielki Piątek w 1942 r.

Gen. Józef Olszyna-Wilczyński wraz z małżonką w chwili zatrzymania przez Sowietów. Zdjęcie z filmu „Krew na bruku. Grodno 1939”

Ponadto, znaczna liczba kobiet musiała się zmagać z traumą oglądania ciał poległych krewnych. Alfreda Olszyna-Wilczyńska, żona generała Józefa Olszyna-Wilczyńskiego, jeszcze po latach żywo pamiętała chwilę, w której ujrzała zwłoki zamordowanego małżonka oraz towarzyszące temu silne emocje: „Widok, który ukazał się moim oczom, był tak okropny, że nie miałam sił iść dalej.(…) Mąż leżał twarzą do ziemi, lewa noga pod kolanem była przestrzelona w poprzek z karabinu maszynowego (…) Oczy i nos stanowiły jedną krwawą masę, a mózg wyciekał uchem(…)”. Pozostaje także kwestia przemocy seksualnej, której Polki doświadczały podczas II wojny światowej na masową skalę, a która jest bardzo trudna do zbadania ze względu na strach ofiar przed opowiadaniem o traumie.

Nie jest to, oczywiście, wyczerpujące zestawienie, a jedynie zachęta do zwrócenia większej uwagi na kwestię kobiecych (a także przedstawicieli innych grup) doświadczeń drugowojennych. Takie ujęcie daje szerszy obraz wojny i okupacji, jak również pozwala spojrzeć na znane wydarzenia historyczne z nieco innej perspektywy.

Weronika Hanna Kulczewska