Lwowski Wrzesień – relacja dziadków

Dzięki apelowi na stronie filmu „Lwów 1939” na Facebooku, dostaliśmy relację o losach państwa Witkowskich, mieszkańców Lwowa. O swoich dziadkach napisał p. Marcin Witkowski.

Przysposobienie Wojskowe Konne w Równem, wśród jadących – Paweł Witkowski, który do końca życia nosił te zdjęcie w portfelu, obok fotografii marszałka Józefa Piłsudskiego.

Paweł Witkowski (1909-2003) przed wojną był w Przysposobieniu Wojskowym Konnym w Równem przy 45 Pułku Strzelców Kresowych, działał też w harcerstwie. We wrześniu 1939 r.; mieszkał we Lwowie, członkowie PWK zostali zmobilizowani jako ochotnicy. Wysłano ich ciężarówką Polski Fiat na kopanie okopów i stawianie zasieków na podejściach do Lwowa.

Dowodził kapral, w każdym razie podoficer. Jak opowiadał, krótko po 17 września podczas tych prac z lasu wypadła sowiecka kawaleria, która zagarnęła ich do niewoli. Kierowca z ciężarówką, co stał na wzgórzu, zdążył uciec. Dziadek z innymi był pędzony przez Ukrainę na wschód do niewoli, jak mówił, byli skuci jak za cara, po dwóch jednymi kulami u nóg. Kolumna była długa. Z przodu było 3 bojców z karabinami na sznurkach, z tyłu też, wokół kolumny jeździł oficer z nahajką. Polscy żołnierze umówili się , że w lesie na zakręcie rozpoczną bójkę i tak się stało – tam pojechał konny, a ludzie z końca kolumny pryskali do lasu.

Co podkreślał dziadek, rozkuł ich ukraiński kowal. Dziadek wrócił do Lwowa w październiku.

We Lwowie, lata ’30, Paweł Witkowski z lewej.

Z kolei babcia Genowefa Witkowska (1913-2011) opowiadała, że mieszkali w kamienicy na Wałach Hetmańskich we Lwowie. Przed wkroczeniem sowietów, babcia – znając Rosjan z wojny 1920 r. – w piwnicy pod węglem zakopała mundur i szablę dziadka, a rewolwer utopiła w szalecie. Ukrywała zdjęcia członków rodziny w mundurach.

Z oblężenia niemieckiego wspominała bombardowania lotnicze, lotnicy niemieccy walili w obiekty cywilne. Stała w kolejce po wodę do studni, przepuściła kobietę z dzieckiem, w tym czasie spadła bomba, zabiła kilka osób i tę kobietę… Babci nic się nie stało. Mówiła to z ciężkim sercem.

Oboje wspominali wojsko sowieckie jako liche, źle odziane, z karabinami na sznurkach. Po zajęciu Lwowa, sowieci przeszukiwali mieszkania, babcia mówiła, że myli głowę w bidecie, wyrywali mosiężne krany i klamki, „dawaj czasy” (czyli zegarek – przyp. red.) to standard, brali wszystko co w ich rozumieniu było luksusem.

Zapytałem ich też kiedyś o ten pierwszy dzień, 1 września. Opowiadali, że wojny nikt się do końca nie spodziewał, nie wierzyli, że to się stanie. Lato było piękne, słoneczne. Babcia była pracownikiem ZUS we Lwowie, dziadek handlowcem. Gdy zapytałem babcię o porównanie 1939 do 1941 r. odparła, że wszyscy cieszyli się wówczas, iż Niemcy dali łupnia sowietom. Nie znali hitlerowców od strony zbrodni, a sowietów aż nadto. Babcia powiedziała: „no wiesz Niemcy to była zawsze jakaś kultura”…

 

Marcin Witkowski

Gdańsk