Aktualności

Warszawa, Wrocław, Białystok – upamiętnienie obrońców Grodna

W co najmniej trzech miastach Polski – Warszawie, Wrocławiu i Białymstoku – są już ulice, których nazwy upamiętniają obronę Grodna w 1939 r. przed Sowietami.

POL_Warszawa_Aleja_Obrońców_Grodna_01

Aleja Obrońców Grodna w Warszawie (za Wikipedią)

W Warszawie, Aleja Obrońców Grodna znajduje się na terenie dzielnic Bemowo, Wola i Żoliborz i jest fragmentem Trasy Powązki-Konotopa, czyli drogi ekspresowej S8  oraz trasy europejskiej E67. Nazwę Alei Obrońców Grodna nosi odcinek od ronda Ofiar Zbrodni Katyńskiej (czyli ulic Powązkowskiej i gen. Maczka) do granicy miasta.

Aleja Obrońców Grodna nosi swoją nazwę od 5 stycznia 2012 r. na podstawie uchwały Rady m. st. Warszawy. Zespól Nazewnictwa Miejsckiego początkowo zaproponował nadać jej nazwę Obrońców Grodna 1939 roku. Ostatecznie jednak radni podjęli inną decyzję.

We Wrocławiu nazwa Rondo Obrońców Grodna – zbieg ulic Monte Cassino, Edwarda Dembowskiego i Spółdzielczej na Biskupinie – pojawiła się w czerwcu 2013 r. To inicjatywa mieszkańców Wrocławia, którzy zbierali podpisy pod wnioskiem w tej sprawie. Przypomnijmy jednak, że już od 2006 r. istnieje we Wrocławiu Bulwar Tadka Jasińskiego, noszący nazwisko słynnego trzynastoletniego obrońcy Grodna.

W Białymstoku podobna propozycja dyskutowana była od dawna – przecież od tego miasta do Grodna jest zdecydowanie bliżej niż z Wrocławia czy z Warszawy. Decyzję o nadaniu jednej z ulic nazwy Orląt Grodnieńskich uchwaliła 23 lutego Rada Miasta Białystok. Ulica połączy ul. Transportową z ul. Kazimierza Pułaskiego. Pierwotnie proponowano upamiętnić bohaterstwo grodnian w nazwie brzmiącej bardziej ogólnie – „Obrońców Grodna”. Przed decydującym posiedzeniem Rady Miasta postanowiono jednak szczególnie uwzględnić ofiarę i patriotyzm najmłodszych mieszkańców przedwojennego Grodna. Tę myśl radni zawarli w uzasadnieniu: „Jednym z najbardziej wzruszających elementów polskiej tradycji patriotycznej jest umiłowanie wolności i bohaterstwo najmłodszych obrońców Ojczyzny. Poczesne miejsce w symbolice narodowej zyskały Orlęta Lwowskie i Mali Powstańcy Warszawscy. W cieniu zapomnienia pozostają jednak ich rówieśnicy, uczestniczący w desperackiej obronie Grodna przed sowieckimi agresorami w roku 1939. Orlęta Grodzieńskie wciąż czekają na godne upamiętnienie swojego poświęcenia”.

Czekamy na kolejne miasta…

 

Jak zbieraliśmy pieniądze na „Krew na bruku…”

Minęło już trochę czasu od premiery filmu „Krew na bruku. Grodno 1939”, oto więc nieco informacji zza kulis. Czyli: jak zbieraliśmy pieniądze…

baner2

Gdy okazało się, że spodziewani sponsorzy (np. miasto Białystok czy pewna fundacja w Białymstoku) nie dadzą nam ani złotówki, trzeba było sięgnąć po zupełnie inne środki. Zorganizowanie zbiórki publicznej jest rzeczą nadmiernie skomplikowaną, dobrym pomysłem okazał się więc crowdfunding. Platform crowdfundingowych jest w Polsce kilka; po nieudanej próbie z jedną, dogadaliśmy się z inną – portalem polakpotrafi.pl

Crowdfunding jest pewnym ryzykiem. Przede wszystkim – w przypadku polakpotrafi.pl trzeba zebrać całość wskazanej kwoty. Jak się nie zbierze, pieniądze wracają do ofiarodawców. My chcieliśmy 15 tys. złotych – w sumie sporo. A co jakbyśmy zgromadzili 14500?… Samemu dopłacać nie można!

Po drugie, potencjalni ofiarodawcy muszą wiedzieć o tym, że jest taka zbiórka. Mało kto sam z siebie wchodzi na portal polakpotrafi.pl. Niezbędna jest reklama, nie tylko Facebook czy Twitter.

Po trzecie – trzeba spełnić pewne wymogi, np. nagrać jednominutowy filmik prezentujący całą inicjatywę.

To ostatnie okazało się szczególnie trudne. Próby z własną, amatorską kamerą wypadły dość marnie. Trzeba było szukać pomocy. I tu wielkie podziękowania dla Marcina Śmiałowskiego, który zaprosił mnie i mojego syna do studia. Stojąc w zielonym pomieszczeniu – green screen pozwolił na „wklejenie” zdjęcia z Grodna czy sowieckiego czołgu w tle – mówiliśmy swój tekst. Mówiliśmy raz, na próbę; potem drugi, trzeci, czwarty. Wreszcie szukaliśmy zdjęć. I oto na ekranie zobaczyliśmy to, co miało być podstawą do zbierania środków. Godzina pracy by mieć jedną minutę!…

A potem akcja ruszyła. I niewiele by dała bez wsparcia kolegów z „Rzeczpospolitej”, „Do Rzeczy” a także Radia WNET oraz RMF. Jak w „Rzeczpospolitej Online” pojawiał się materiał o filmie, na portalu polakpotrafi.pl zjawiały się wpłaty – 5, 25, 100 złotych… także tysiąc – kilka osób wpłaciło po tysiącu złotych! Podobnie w przypadku innych mediów.

Te wpłaty, a było ich kilkadziesiąt, pozwoliły ostatecznie na zebranie 15.560 złotych. I pomogły zrobić ten film. Niestety, na planowany przez nas film fabularny crowdfunding nie wystarczy, ale na mniejsze inicjatywy na pewno. Tyle, że to musi być współpraca wielu osób. Całkiem spora akcja. Bez tego nie zbierze się nic.

Dziadek, który bronił Grodna

Związek Polaków na Białorusi prowadzi akcję „Dziadek w polskim mundurze”. Do ZPB docierają zdjęcia – i opowieści o ludziach, którzy najczęściej we wrześniu 1939 r. walczyli w obronie Polski, później trafiając do łagrów lub do partyzantki.

Wladyslaw_Ejsmont_ppor-480x681 Władysław Ejsmont jako podporucznik

Jedną z takich osób jest kapitan Wojska Polskiego Władysław Ejsmont przydomek „Wujo”, opisany dzięki materiałom, dostarczonym przez Konstantego Jurewicza, zasłużonego działacza Związku Polaków na Białorusi z Wołkowyska. Pan Konstanty z niezwykłą pieczołowitością pielęgnuje pamięć o swoim bohaterskim szwagrze.

WŁADYSŁAW ADAM EJSMONT urodził się 27 kwietnia 1912 roku w Wołkowysku (napis na jego grobie na Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino mówi, że urodził się w 1911 r. w miejscowości Walk (Valga) w Estonii, ale przyjmujemy wersję pana Konstantego, którą potwierdzają inne źródła, m.in. portal www.genealogia.okiem.pl).

Przed wybuchem II wojny światowej wraz z ojcem i matką mieszkał w Lidzie, gdzie ojciec Władysława był zawiadowcą stacji kolejowej. W Lidzie Władysław ukończył szkołę, pomyślnie zdał maturę i próbował dostać się do szkoły lotnictwa. Niestety, ze względu na stan zdrowia – doznaną w dzieciństwie kontuzję nóg – został zdyskwalifikowany przez komisję lekarską.

Mimo doznanej w dzieciństwie kontuzji nóg, Władysław robił wszystko , co w jego mocy, aby pod względem sprawności fizycznej być nie gorszym od innych i dostał się do Szkoły Podchorążych Rezerwy.

Kilka lat przed wybuchem wojny ojciec Władysława został przeniesiony z Lidy do Warszawy, gdzie wyjechał wraz z żoną i synem. W Lidzie zostawił starszą córkę Walentynę, która wyszła za mąż za Stanisława Roubo, pilota instruktora w stacjonującym w Lidzie 5. Pułku Lotniczym.

Według Konstantego Jurewicza, Stanisław Roubo po klęsce kampanii wrześniowej przedostał się do Anglii i walczył jako pilot w stopniu porucznika w Królewskich Siłach Powietrznych Wielkiej Brytanii (RAF), biorąc udział między innymi w Bitwie o Anglię. Po wojnie porucznik RAF wrócił do Polski, odnalazł krewnych i zamieszkał w Gdyni. Zmarł tamże 19 lutego 1997 roku.

Tymczasem Władysława Ejsmonta wybuch wojny zastał w Warszawie, gdzie niedoszły lotnik, absolwent Szkoły Podchorążych Rezerwy, podobnie jak ojciec, pracował na kolei, na stanowisku dyżurnego ruchu jednego z głównych węzłów kolejowych stolicy. W momencie wybuchu wojny miał stopień podporucznika rezerwy. Podczas kampanii wrześniowej, cofając się na Wschód przed niemieckim natarciem, nasz bohater trafił do Grodna, do którego zbliżała się już Armia Czerwona.

W Grodnie nasz bohater przystępuje do szeregów obrońców miasta pod dowództwem kapitana Grzywacza. Po przegranej, ppor. Władysław Ejsmont trafia do sowieckiej niewoli i zostaje wywieziony w głąb ZSRR i trafia do obozu jenieckiego w Griazowcu pod Wołogdą. W 1941 roku, kiedy na mocy układu Sikorski-Majski na terenie ZSRR zaczęły się tworzyć oddziały Wojska Polskiego podporządkowanego rządowi RP na emigracji. Nasz bohater z obozu jenieckiego w Griazowcu trafił do 5. Wileńskiej Dywizji Piechoty. Po wyprowadzeniu dywizji do Iranu, a później – Iraku, Władysław Ejsmont został przydzielony do 15. Wileńskiego Batalionu Strzelców „Wilków” w 5. Wileńskiej Brygadzie Piechoty podporządkowanej 5. Kresowej Dywizji Piechoty.

W 15. Wileńskim Batalionie Strzelców „Wilków” Władysław Ejsmont dowodził plutonem, awansując do stopnia porucznika, potem dowodził kompanią, aż wreszcie został adiutantem batalionu. Był oficerem cenionym zarówno przez dowództwo, jak i podwładnych, którzy nadali mu przydomek „Wujo”. Oto, co czytamy w jednym ze wspomnień żołnierzy 5. Kresowej Dywizji Piechoty:

„Cenili i lubili go przełożeni. Koledzy przezwali go „Wujem” za wyjątkowo męskie cechy charakteru, za fenomenalne zdolności łagodzenia dysonansów służbowych. Emanował radością i humorem, dowcipem strzelał, jak petardą – był nadzwyczajnym kolegą. Sumienność, takt i uczynność zjednały mu sympatię od strzelca do dowódcy batalionu”.

Zginął „nadzwyczajny kolega”, adiutant 15. Wileńskiego Batalionu Strzelców „Wilków”, Władysław Ejsmont „Wujo” 17 maja 1944 roku podczas Bitwy o Monte Cassino. Tego samego dnia przez dowództwo został pośmiertnie awansowany do stopnia kapitana i przedstawiony do Krzyża Virtuti Militari.

Niezwykle ciepłe zobowiązanie złożyli towarzysze broni „Wuja” nad grobem poległego przyjaciela:

„Doszedł „Wujo” do kresu wędrówki – wchłonęła cię wieczysta noc…
Śpij spokojnie drogi towarzyszu.
Gdy wejdziemy do kraju, przed ruinami zamku Giedymina w Lidzie, zatrzymamy się, by odszukać miejsce, w którym marzyłeś o skrzydłach Ikara, snułeś wizję szczęścia i gdzie kształtowałeś siebie na wspaniałego żołnierza.
Zostaniesz w naszej pamięci na zawsze”.

Z powyższej dedykacji wynika, że Władysław Ejsmont przez lata wojny pielęgnował pamięć o stronach rodzinnych, o Lidzie, w której dorastał, zanim przeniósł się do Warszawy, gdzie zastała go wojna. Opowiadał kolegom nawet o swoich młodzieńczych marzeniach zostania lotnikiem. Nie wiemy, czy koledzy „Wuja” spełnili obietnicę i odnaleźli przy zamku Giedymina miejsce, w którym Władysław Ejsmont „marzył o skrzydłach Ikara”.

Wiemy natomiast, że pamięć o dzielnym żołnierzu Władysławie Ejsmoncie przetrwała między innymi dzięki jego niezwykle zasłużonej dla Polski rodzinie.

Artykuł o Władysławie Ejsmoncie: http://znadniemna.pl/8264/dziadek-polskim-mundurze-wladyslaw-ejsmont-wujo/

Od dokumentu do fabuły

Zanim powstał film dokumentalny „Krew na bruku. Grodno 1939”, był plan krótkiej fabuły czy może raczej dokumentu fabularyzowanego. Zabrakło pieniędzy. Teraz jest pomysł na „duży” film fabularny.

FILMObroncy

Obrońcy Grodna na planie filmu. fot. Piotr Graff

Powstał nawet scenariusz 45-minutowego filmu, którego głównym bohaterem miał być młody porucznik Stefan Jaworski, docierający do Grodna wraz ze swymi żołnierzami i dołączający do obrońcvów miasta. Jaworski spotyka tam swoją przyjaciółkę, Anię, studentkę medycyny, drugą główną bohaterkę. Oczywiście, miał się pojawić i major Serafin – faktyczny dowódca, i wiceprezydent Sawicki – organizator obrony, i trzynastoletni Tadzik Jasiński, ten, którego atakujący Sowieci przywiązali do atakującego miasto czołgu.

Rozpoczęliśmy poszukiwania miasta, mogącego „grać” Grodno. Naturalnym celem numer jeden wydawał się Białystok, jednak poza ulicą Warszawską – i tak obwieszoną współczesnymi szyldami – niewiele jest tam miejsc, które zachowały przedwojenny klimat.

ul Warszawska  Białystok ul. Warszawska

Liczyliśmy jednak na wsparcie finansowe od władz miasta Białystok (co w oczywisty sposób wiązałoby się z kręceniem tam choć części scen), jednak mimo bardzo poważnych rozmów do tego nie doszło. W ogóle nie powiodło się poszukiwanie „bardzo dużych” sponsorów instytucjonalnych. I w pewnej chwili okazało się, że choć udało się zebrać pewną, wcale niemałą kwotę kilkudziesięciu tysięcy złotych, to jednak jest to za mało, by zrobić planowany przez nas film.

Stało się oczywiste, że nie uda zatrudnić aktorów, nawet za symboliczne kwoty. Nie uda się zorganizować kilku dni zdjęciowych w plenerach. Nie sposób będzie wynająć czołg, zrekonstruowany 7 TP od Fundacji Wojskowości Polskiej który bardzo przypomina sowiecki T-26. Ale jakieś pieniądze zostały zebrane, w tym od wielu indywidualnych ofiarodawców, a także m.in. od Muzeum II Wojny Światowej i Fundacji BZ WBK. I dlatego pojawił się pomysł nakręcenia dokumentu.

Oczywiście, tych zebranych środków i tak by nie wystarczyło, gdyby nie działania firmy LunarSix i Fundacji Lelewela, gdyby nie wsparcie Związku Polaków na Białorusi, gdyby nie to, że wiele osób pracowało za darmo lub za minimalne pieniądze. Oczywiście, w „Krwi na bruku…” wiele rzeczy można było zrobić lepiej, ale po prostu się nie dało.

Teraz pracujemy nad „dużym” filmem fabularnym. Jedną z głównych postaci będzie Tadzik Jasiński, symboliczny wręcz obrońca Grodna. Już trwają prace nad scenariuszem, a czasu jest niewiele – byłoby wspaniale, gdyby obraz postał do września 2019 r., czyli na kolejną „okrągłą” rocznicę. Przy okazji więc zachęcamy wszystkich naszych czytelników do zgłaszania propozycji: jakie miasto polskie mogłoby „zagrać” Grodno, skoro Białystok tak bardzo się zmienił, że przedwojennych ulic prawie już nie ma? Prosimy o maile na adres: biuro@fundacjalelewela.pl Tradycyjnie też zachęcamy do współpracy przy naszym projekcie Grodno 1939, czyli zbierania i dokumentowania dziejów walk o miasto i w ogóle strać z Sowietami we Wrześniu ’39 na północnowschodnich obszarach II RP. Liczymy na Waszą pomoc!

Piotr Kościński

GRH Białorusini w Wojsku Polskim

We wrześniu 1939 r. w szeregach Wojska Polskiego znalazło się ok. 70 tys. Białorusinów. Wcielają się w nich rekonstruktorzy z działającej na Białorusi GRH „Białorusini w Wojsku Polskim”.

Szefem tej grupy jest znany białoruski historyk Ihar Melnikau, który obszernie wypowiada się też w filmie „Krew na bruku. Grodno 1939”. Działania rekonstruktorów opisał m.in. w artykule o odtworzeniu bitry pod Mławą we wrzesniu 1939 r. w swej „Istoriczeskoj Prawdie”: http://www.istpravda.ru/bel/reconstructions/10425/

BWP1 Członkowie grupy, Ihar Melnikau u góry, drugi od lewej

BWP2 Podczas „bitwy pod Mławąw Uniszkach Zawadzkich

BWP3 Przedstawiciele GRH Białorusini w Wojsku Polskim

O GRH Białorusini w Wojsku Polskim będziemy jeszcze pisać – to mało znana u nas, a bardzo ciekawa inicjatywa. Mało znany jest też udział Białorusinów w walkach 1939 r.; ten temat też będziemy podnosić. Jak opisywał w „Białoruskich Zeszytach Historycznych” nr. 6 z 1996 r. Marek Wierzbicki:

Źródła polskie podkreślają niezwykle dobre nastroje i wysokie morale rezerwistów — w tym Białorusinów — którzy bardzo pozytywnie ustosunkowali się do przewidywanej wojny z Niemcami. (…) W okresie pomiędzy 1 a 17 września 1939 r. źródła polskie zgodnie podkreślały dobrą postawę elementu białoruskiego w szeregach Wojska Polskiego. (…) Niektóre — raczej odosobnione — przekazy pokazują przypadki postaw negatywnych, świadczących jeśli nie o negatywnym nastawieniu do państwa polskiego, to o niskim morale. I tak np. polskie relacje i opracowania historyczne ukazują niezwykle dzielną postawę jednostek 20 DP w bitwie pod Mławą pomiędzy 1 a 4 września 1939 r. W tym czasie wspomniana dywizja przyjęła na siebie ciężar uderzenia przeważających sił nieprzyjaciela, górującego wyposażeniem w broń pancerną i lotnictwo. Mimo tego polskie jednostki przez dwa dni broniły zaciekle swoich pozycji, często przechodząc do kontrataków. Dodajmy, że znaczny odsetek żołnierzy stanowili w nich Białorusini, nazywani często przez Polaków „Prawosławnymi”. (…) Dostępne przekazy historyczne wskazują, że morale żołnierzy pochodzenia białoruskiego, ukraińskiego i żydowskiego wyraźnie pogorszyło się po agresjii sowieckiej na Polskę. Niemniej jednak zachowania wrogie, nielojalne i egoistyczne nie były jedynymi w przypadku żołnierzy Białorusinów. W niektórych jednostkach dawali oni przykład zdyscyplinowania i poświęcenia. Szczególnie wytrwali byli ci żołnierze pochodzenia białoruskiego, którzy przebywali w wojsku stosunkowo długo przed wybuchem wojny, co pozwalało wytworzyć silniejsze więzy międzyosobowe. Przykładem tego zjawiska może być atmosfera w jednej z kompanii III batalionu 179 PP dowodzonego przez kpt. Adama Jarosińskiego, a wcielonego do dywizji „Brzoza” z SGO „Polesie”. W tej kompanii nie było w ogóle dezercji, choć w większości składała się z Białorusinów.

Wiemy więcej o obrońcach Grodna

Pan Andrzej Charniakiewicz na stronie znadniemna.pl pod informacją o naszych pytaniach o Serafina i Sawickiego napisał o nich kilka ważnych informacji. Oto ich skrót,  z tłumaczeniem fragmentów białoruskich.

Serafin Benedykt-Władysław (8.4.1893 – ?), wojskowy, major. Od 1936 r. żył w Grodnie. Służył w 81 pułku piechty. Szef powiatowej komendy uzupełnień. Przewodniczący grodzieńskiego oddziału Ligi Morskiej i Kolonialnej im. Stefana Batorego. Żył na ul. Akademickiej 22.
Sawicki Roman (10.2.1888, Grodno– 20.10.1942, wieś Naumowicze, 2. Fort), wiceprezydent Grodna, działacz społeczno-polityczny, Syn Franciszka i Michaliny z Łaubatyńskich. Ukończył gimnazjim grodzieńskie (1906), wydział fizyczno-matematyczny Uniwersytetu Petersburskiego (1911). Pracował jako nauczyciel matematyki w szkołach średnich w Petersburgu i Grodnie (1911-1916). Zmobilizowany do armii carskiej, służył w 6. rezerwowym pułku saperów (od lutego 1916). Uczył w szkole ofieców wojsk inzynieryjnych w Piotrogrodzie (od stycznia 1917). Służył w 5. syberyjskim pułku inżynieryjnym (lipiec – grudzień 1917). Po demobilizacji wrócił do Grodna (kwiecień 1918). Uczestniczył w Samoobronie Polskiej Ziemu Grodzieńskiej (1918). Nauczyciel matematyki w polskim gimnazjum w Grodnie (sierpnień 1918 – kwiecień 1919). W związku z atakiem sowieckim, ewakuował się do Bydgoszczy, gdzie wstąpił do  Samoobrony Obywatelskiej. Potem pracował w działach podatków pośrednich w Grodnie, Warszawie i Wilnie; rewizor w wydziale podatków pośrednich Izby Skarbowej w Wilnie. Sędzia rozejmczy. Członek Rady Miejskiej Grodna (1919–1927; 1934–1939). Ławnik magistratu, kierownik wydziału  zakladów użyteczności publicznej. Wiceprezydent Grodna (19.10.1934).

Członek PPS. Kandydował do Sejmu (1922), od 1937 członek grodzieńskiej organizacji Obozu Zjednoczenia Narodowego (1937). Szef zarządu Ochotniczej Straży Pożarnej w Grodnie (w 1937). Członek zarządu Tow. Przeciwgruźliczego; PCK; członek rady nadzorczej
Komunalnej Kasy Oszczędności; zarządu Polskiej Macierzy Szkolnej (1925) i innych organizacji. Redaktor „Kroniki miasta Grodno”. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.

Obok Serafina kierował obroną Grodna. Udało mu się dotrzeć na Litwę. Przez władze sowieckie został oskarżony o organizowanie „pogromów zwolenników ZSRR”. Wrócił do Grodna po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej. W 1941 organizował Komitet Pomocy Ofiarom Wojny i pracował w zarządzie miasta. Należał do AK. Rozstrzelany przez Niemców w 1942 r. (choć wg. innych informacji, stało się to w 1943 r. w Warszawie). Jego żoną była Gabriela Karnacka. Mieszkał w Grodnie na ul. Rybackiej 5.

Sawicki, Serafin – kim byli?

Organizatorami obrony Grodna we wrześniu 1939 r. byli major Benedykt Serafin i wiceprezydent Grodna Roman Sawicki. Wiemy o nich niewiele.

prez i maj Serafin i Sawicki w filmie „Krew na bruku. Grodno 1939”

O Serafinie wiadomo, że urodził się 08.04.1893, a więc miał 46 lat. W 1928 r. był w 81 pułku piechoty. Jak został komendantem Rejonowej Komendy Uzupełnień w Grodnie – nie wiadomo. Do niedawna przypuszczaliśmy, że zginął, najprawdopodobniej przedzierając się na Litwę. Jednak wg. prof. Czesława Grzelaka z AON, autora wielu publikacji o walkach na Kresach Północnowschodnich we wrześniu 1939 r. wiemy, że są informacje, że dotarł do Wielkiej Brytanii. Co się z nim później stało?

Roman Sawicki urodził się w 10 lutego 1888 w Grodnie. Ukończył studia na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Petersburskiego. W 1918 brał udział w Samoobronie Ziemi Grodzieńskiej. W latach 1919–1920 -nauczyciel matematyki w grodzieńskich szkołach. W 1919 radny miejski z ramienia PPS. Od 1934 – wiceprezydent Grodna. O nim wiemy tyle, że zdołał sie wydostać z miasta, ale później (juz podczas okupacji niemieckiej?) do niego wrócił. Został w 1942 r. rozstrzelany w Grodnie przez Niemców.

Szukamy informacji o Benedykcie Serafinie i Romanie Sawickim. Prosimy o kontakt: biuro@fundacjalelewela.pl

Nasze zamierzenia

km+kamera  zdjęcie z kręcenia filmu „Krew na bruku…”

Film „Krew na bruku. Grodno 1939” to tylko początek. Mamy duże plany, a ich wykonanie zależy w sporej mierze od tego, czy uda się znaleźć chętnych do współpracy oraz konieczne środki.

Oto nasze plany:

  • Rozwijanie portalu informacyjno-historycznego „Grodno 1939” jako głównego miejsca publikacji materiałów o historii obrony Grodna, a także Wilna oraz bitwy pod Kodziowcami we wrześniu 1939 r.; także miejsca informacji o działaniach grup rekonstrukcyjnych i przygotowaniach do produkcji filmu fabularnego o tej tematyce.
  • Spotkanie przedstawicieli polskich grup rekonstrukcji historycznej i GRH Białorusini w Wojsku Polskim. GRH Białorusini w Wojsku Polskim działa na Białorusi i jest – z polskiego punktu widzenia – prawdziwym ewenementem (chyba nie ma takiej grupy w innym kraju…); takie spotkanie pozwoliłoby na rozpropagowaniu ich działań w Polsce i wsparciu ze strony polskich grup.
  • Przygotowania do wyprodukowania filmu fabularnego pod roboczym tytułem „Grodno 1939”. Film, 1,5 godzinny, pokazywałby obronę Grodna w sposób szczególnie atrakcyjny dla młodzieży i osób niekoniecznie interesujących się historią. Termin realizacji: wrzesień 2019. W ramach przygotowań powstałby – możliwie szybko – scenariusz.
  • Zorganizowanie rekonstrukcji obrony Grodna w 1939 r. przez grupy rekonstrukcyjne (Warszawa? inne miasta?).

Zachęcamy wszystkich zainteresowanych do współpracy – biuro@fundacjalelewela.pl

Zakłamany wiatr ze wschodu

Niewiele jest sowieckich filmów prezentujących agresję na Polskę we wrześniu 1939 r. W różnych materiałach powtarzają się te same ujęcia. I ta sama „Piesnia krasnych połkow” („Pieśń czerwonych pułków”).

Przyjrzyjmy się temu filmowi z YouTube. Zniszczone domy na wsi czy tez na jakimś przedmieściu, jadą czołgi, wędruje piechota, jedzie kawaleria. I potem polscy jeńcy, niektórzy – sądząc po mundurach – z Flotylli Pińskiej. Wreszcie rozradowane tłumy na ulicach miast, z których z nazwy wymienione jest jedno: Lwów.

O „przyłączeniu Zachodniej Ukrainy do ZSRR” mówi kolejny film. Widac na nim „polską Linię Maginota”, podzielone wiejskie ziemie „w 88% należące do obszarników i popów” a w tle informacja, że 66% dzieci choruje na gruźlicę. A potem radość z powodu wkroczenia Sowietów w Tarnopolu i te same co poprzednio ujęcia jeńców, te same ujęcia ze Lwowa. I szczęście ludności witającej Sowietów.

A potem „Zgromadzenie Ludowe Ukrainy Zachodniej” i wniosek o przyjęcie do Ukraińskiej SRR – brawa, radość i szczęście delegatów. – Nigdy Polski nie będzie, nigdy! – woła jeden z nich. A potem Rada Najwyższa USRR w Kijowie i formalne przyjecie „Ukrainy Zachodniej” do Ukrainy Sowieckiej.

Może to dziwne, ale na YouTube trudno znaleźć materiały o „wyzwalaniu Zachodnie Białorusi”. Są filmy o wspólnej defiladzie niemiecko-sowieckiej w Brześciu, jak ten niemiecki.

Na YouTube można tez odnaleźć filmy fabularne, jak „Wiatr od wschodu”, „poruszający” obraz dramatycznej niedoli na wsi ukraińskiej (hrabina Przeżyńska zabiera ostatni skrawek ziemi biedakowi Chomie Gabrysiowi). A w końcu filmu okazuje się, że sprawiedliwość dziejowa zwyciężyła i palący wioski (po co?…) polscy ułani znikają gdy nadciągają sowieckie czołgi; zresztą, czołgistów witaja i zbuntowani chłopi oraz polscy żołnierze. No ale Wanda Wasilewska, która pisała scenariusz, miała widać wielką fantazję… Ciekawostka: jeden z czołowych aktorów występujących w filmie, Jewchen Kuryło (jako podpułkownik Andrzej), gdy wkroczyli Niemcy dalej grał we lwowskim teatrze, a potem uciekł przed Armią Czerwoną do USA. I po co mu było grać w „Wiatrze ze wschodu”?…

Raport rtm. Ryszarda Wiszowatego: Skidel-Grodno

Wiszowaty

(fragmenty – nadesłał Ryszard Wiszowaty)

Dnia 15. IX. 39 o godzinie 21-szej otrzymałem rozkaz od Dowódcy obrony rejonu Wołkowysk generała Przeździeckiego objęcia dowództwa nad 5 szwadronami marszowymi ośrodka kaw. Białystok plus bateria art. konnej jako szwadron 6-ty, gdyż sprzętu nie posiadała. (…)

 Dnia 16 IX wieczorem, kiedy pułk był już w marszu a patrole osiągnęły linię rzeki Płaski (25 km od Białegostoku), otrzymałem przez łącznika motocyklistę nowy rozkaz, który mi nakazywał marsz powrotny natychmiast przez Wołkowysk do Zaniemańska, gdzie nastąpi koncentracja wszystkich oddziałów kawalerii grupy obrony Rej. Wołkowysk (101 p. uł, 102 i 110). Natychmiast zarządziłem odwrót i nad ranem dnia 19 IX osiągnąłem Zaniemeńsk (…).

Połączyłem się z Wołkowyskiem, tam urzędował już miejscowy komitet bolszewicki. Dzwonię na Lidy – powiedziano mi na poczcie, że cały garnizon Lidzki został zdemobilizowany i wojska żadnego tam nie ma. Nie chciało mi się w to wierzyć, lecz po południu tego samego dnia przekonałem się, że mówiono mi prawdę: masy żołnierzy bez broni zaczęły przechodzić most w Zaniemeńsku w kierunku Lidy. Zatrzymywałem, pytałem – wszyscy w jeden głos twierdzili, że zostali zwolnieni do domu, że ich dowódcy mówili, że wojny już nie ma, niektórzy byli już nawet zaopatrzeni w karty zwolnienia (…).

Tego samego dnia udało mi się połączyć z Grodnem o godzinie 15-tej. Płk. Adamowicz Kom. [endant] miasta poinformował mnie, że wszystkie oddziały ściągają do Grodna dokąd przybył już gen. Przeździecki i że Grodno będzie bronione, powiedział mi przy tym, że wieś Dubno (po drodze do Grodna) zajęta przez bolszewików, a w Skidlu (na trakcie Zaniemeńsk Grodno) znajduje się kilkunastu naszych oficerów na czele z płk. Szafranowskim, więzionych przez miejscowy Komitet bolszewicki i że Skidel obsadzony przez miejscowe bandy dywersantów.

O godz. 17-tej byłem już w marszu na Skidel. Jeszcze w Zaniemeńsku zabrałem ze sobą tabory (około 800 wozów) kwatery Głównej Dok. III pod dowództwem mjr. Korczyńskiego który prosił o wzięcie go pod opiekę. 6 km od Zaniemeńska we wsi Dubno dostałem ognia z kb. Szwadron straży przedniej zlikwidował ten incydent bardzo szybko. Bez dalszych przeszkód osiągnąłem Skidel o godz, 1-szej dnia 20 IX. Środek miasta był spalony, kilka domów w dalszych punktach było jeszcze w ogniu. Dowiedziałem się od ludności, że dnia poprzedniego wieczorem był tu jakiś oddział piechoty, odebrał uwięzionych oficerów, podpalił miasto i odszedł w niewiadomym kierunku. Zakwaterowałem pułk w najbliższych wsiach, sam z dwoma szwadronami stanąłem w Skidlu. Udałem się na centralę telefoniczną, by połączyć się z Grodnem, dostałem połączenie ze sztabem grupy, który stacjonował na dworcu kolejowym; nakazano mi maszerować do Grodna, Udałem się na kwaterę, by przygotować odpowiednie rozkazy, gdy o godzinie 4-ej zostałem wezwany do telefonu.

Mosty zawiadomiły mnie, że w Wołkowysku i Mostach są już oddziały bolszewickie – piechota i dużo czołgów, które mają natychmiast wyruszyć na Grodno. Zawiadomiłem dowództwo grupy w Grodnie, na co dostałem rozkaz utrzymania Skidla jak najdłużej, by dać czas na zorganizowanie Grodna. Prosiłem, by mi przysłano pomoc w postaci chociażby jednego działa, benzyny i amunicji p-panc, której miałem niewiele. Odpowiedział mi oficer sztabu grupy rtm. dypl. Łubiański, że wszystko to natychmiast wysyłają. Wydałem rozkazy do obrony około godz. 7-ej, gdy szwadrony zajęły wyznaczone im stanowiska rozległy się strzały w mieście.

Por. Wasilewski, który był przeznaczony do utrzymania porządku w mieście, zameldował mi, że strzela ludność cywilna do naszych żołnierzy – nakazałem wyłapywać takich i strzelać na miejscu. W ten sposób miasto zostało opanowane i porządek utrzymany. Około godz. 10-ej pokazały się czołgi bolszewickie w liczbie 14-cie – 6 dużych i 8 mniejszych, za nimi pokazał [się] nieduży oddział piechoty w sile około jednego plutonu. Zaczęła się walka, która trwała do godz. 18-tej. Czołgi wedrzeć się do miasta nie mogły, gdyż mostki na rzece przed miastem zostały podpalone – jedyne przejście było szosą z prawego skrzydła, którego broniła bateria dywizjonu artylerii konnej (szwadron 6-ty).

Piechota nie ruszała się wcale. Czołgi, co podchodziły bliżej, obrzucane granatami cofały się, powtarzając ten manewr po kilkadziesiąt razy, dwa czołgi mniejsze zostały na polu unieruchomione. Dopiero około godz.14-ej pękło mi prawe skrzydło, gdyż por. Liszewski został zabity, a szwadron jego pozostawił pole walki zupełnie. Czołgi wdarły się do miasta, za nimi piechota i dużo osób cywilnych z karabinami (Żydzi i chłopi), wycofałem się również do miasta, gdzie zaczęła się walka uliczna.

Żołnierze nie wytrzymują i zaczynają uciekać, gdyż ogień mają ze wszystkich stron z działek k.[arabinów] m.[aszynowych] i k.b., zostaje zabity ppor. Lisowski z 10 pułku. Por. Wasilewskiemu rannemu w nogę kazałem jeszcze przedtem się wycofać do Grodna. Ułanów zabitych liczę już ze 20-tu. Poszczególni dowódcy meldują brak amunicji – każę im wycofywać się.

W końcowej fazie walki zostaje zabity por. Krygier z 10 pułku i ciężko ranny por.Młynarski z 3 pułku (zmarł).

Na rynku w mieście pozostały 4 czołgi unieruchomione. Około godz. 18-ej pozostaje przy mnie 18-tu ludzi wraz z oficerami (ppor. Kretkowski z 2 pułku. ppor. Henoch z 21 pułku, pchor. Skolimowski z 10 pułku) i podoficerami. Zabierając rannych opuszczamy Skidel. Obiecana pomoc z Grodna nie nadeszła. Sam zostałem lekko ranny w rękę i nogę. O godz. 4-ej dnia 21. IX. Dotarłem do Grodna i zameldowałem się u dowódcy grupy gen. Przeździeckiego, który mi kazał pozbierać swój oddział i odejść do wsi Grandzicze na odpoczynek.

Przy dworcu kolejowym znalazłem koniowodnych szw. 1 pułku i 2 Pułku, ludzie ciągle dochodzili. […]

Grodno przeładowane wojskiem i policją: oddziały maszerują ulicami w różnych kierunkach. Zaczynają padać strzały z okien i dachów. Na ulicy Orzechowej odezwał się z któregoś dachu karabin maszynowy…

(RAPORT   RTM.   RYSZARDA  WISZOWATEGO Z WALK DOWODZONEJ PRZEZ NIEGO GRUPY KAWALERII WE WRZEŚNIU 1939 R.)

Do góry