Jesteś tutaj:

Tag: Wrzesień 1939

Muzeum II Wojny Światowej wspiera film o obronie Grodna

Gdańskie Muzeum II Wojny Światowej wspomoże produkcję naszego filmu. Podpisana została stosowna umowa między Muzeum i Fundacją Joachima Lelewela.

images

Muzeum przekaże na wyprodukowanie GRODNA 1939 kwotę 10 tys. złotych.

Pomysł utworzenia placówki muzealnej przedstawiającej losy Polski w latach 1939–1945 powstał w grudniu 2007 r. 1 września 2008 r. muzeum organizowane jest przez prof. dr. hab. Pawła Machcewicza. 26 listopada 2008 r. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego formalnie utworzył Muzeum II Wojny Światowej. Na siedzibę placówki wybrano Gdańsk — miasto, w którym wybuchła wojna.
Niespełna rok później, na Westerplatte, podczas uroczystych obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej, premier Donald Tusk podpisał Akt
Erekcyjny muzeum oraz otworzył wystawę plenerową „Westerplatte: Kurort – Bastion – Symbol”.
Jak czytamy na jego stronie internetowej, misją muzeum jest „stworzenie nowoczesnej placówki, w której opowiedziana zostanie historia wojny jako największego kataklizmu XX wieku. Jest to zadanie ciągle aktualne, ponieważ pomimo upływu ponad 70 lat od wybuchu II wojny
światowej, nie ma w Europie muzeum, które w sposób całościowy ukazywałoby przebieg i charakter tego konfliktu”.
Siedziba muzeum powstanie w Gdańsku przy ulicy Wałowej, nad Motławą, blisko historycznego centrum miasta. Będzie się znajdować 200 metrów od przedwojennegp budynku Poczty Polskiej w Gdańsku oraz trzy kilometry od Westerplatte, zaatakowanych 1 września 1939 r. Zakończenie budowy
zaplanowano na 2015 r.

Zbieramy pieniądze na film!

Na portalu crowdfundingowym polakpotrafi.pl rozpoczęliśmy zbieranie środków na nasz film. Chcemy tą droga uzyskać 15 tys. złotych.

baner2

Jak to działa? Przede wszystkim – wpłacający, w zależności od kwoty (w naszym przypadku od 20 do 1000 zł, choć można i więcej) mogą otrzymać nagrody. Oczywiście – symboliczne; ci wpłacający najmniej – podziękowania, ci dający więcej – nawet płytkę z filmem, zaproszenie na plan, na premierę czy udział w epizodzie. I druga, kluczowa sprawa – aby dostać pieniądze, musimy zebrać całą planowaną kwotę. Całe 15 tysięcy! Tak działa większość portali crowdfundingowych: jeśli wiesz, że na projekt potrzeba ci x złotych, to musisz mieć tyle, a nie mniej.

Wpłacanie pieniędzy jest dość proste, na polakpotrafi.pl jest dokładny opis. Możesz dać nam tysiąc złotych? Bardzo dziękujemy! Możesz trzydzieści pięć? Też bardzo dziękujemy. Jak to w znanym przysłowiu: ziarnko do ziarnka…

Mamy 44 dni.

Sowieckie zbrodnie w Grodnie

Co najmniej kilkuset Polaków zamordowali Sowieci po zdobyciu Grodna we wrześniu 1939 r.

Growrze  Grodno po zajęciu przez Sowietów

Opisał to Mariusz Filipowicz i Edyta Sawicka w artykule „Zbrodnie sowieckie na obrońcach Grodna 1939 r.” w „Biuletynie historii pogranicza” nr 6 (PTH Oddział w Białymstoku, 2005 r.). Jak wskazują autorzy, „żołnierze polscy płacili (…) bardzo wysoką cenę za udział w jego (Grodna) obronie. W opisie rezultatów walk w Grodnie prowadzonych przez jednostki 16 Korpusu Strzeleckiego Armii Czerwonej czytamy m.in.: >Zdobycze: 400 karabinów, 120 pocisków, karabiny maszynowe ciężkie i ręczne, naboje, co przekazano komisarzowi do spraw zdobyczy; do niewoli wzięto 600-700 ludzi. Straty w zabitych przeciwnika – więcej niż 200 ludzi. Rozstrzelano 29 oficerów, w tym pułkownika, majorów, kapitanów i in.<”.

Na tzw. „Psiej Górce” Sowieci zastrzleili około 20 uczniów broniących Domu Strzelca; koło Poniemunia – podchorążych, prawdopodobnie z 77 pułku piechoty w Lidzie. Liczbę zabitych ocenia się na około 300 wojskowych i cywilów. Zabójstw dokonywali funkcjonariusze NKWD przy udziale miejscowych komunistów.

Autorzy przytaczają relację Karola Szlamka: „Na moim podwórzu, na Sobieskiego 3, zostało aresztowanych czterech bezbronnych żołnierzy polskich, a następnie rozstrzelanych. Za znalezienie w mieszkaniu w czasie rewizji munduru oficerskiego gospodarz również został rozstrzelany. Widziałem masę rozstrzelanych osób, których ciała nie były pogrzebane do dn 4 X [19]39 r., leżały one w ogrodach na ul. Pohulanka, obok szosy na Skidel”.

Z kolei Romuald Czubiński opisywał, jak do grupy zatrzymanych polskich żołnierzy podszedł pułkownik sowiecki. „Zaczęło się badanie. Co my za jedni z pochodzenia i dlaczego stawiamy opór Czerwonej Armii, która nas jako klasa robotnicza przyszła wyswobodzić spod jarzma polskich panów, że wy musieliście (…) skierować broń na polskich oficerów i panów, a tak zasłużyliście na karę”. Czubiński zdołał uciec; tych, co zostali, rozstrzelano. Wspominał, że „najwięcej ucierpiał plac Skidelski, gdzie rozstrzelano dużo młodzieży szkolnej i robotniczej. (…) W mieście zapanował terror, wystarczyło, że któryś z przechodniów doniósł milicjantowi lub jakiemuś enkawudziście, że ten, a ten jest oficerem, policjantem, strzelcem lub strzelał do wkraczających oddziałów Armii Czerwonej itp., [a] był z miejsca na ulicy aresztowany”.

Sowieci mordowali też lekarzy ze szpitala wojskowego. Czesław Płatakis opowiadał: „Sowieccy oficerowie kazali lekarzom wojskowym wyjść przed gmach i usatwić się w szeregu. Nastąpiła krótka rozprawa: padało oskarżenie – oficer, a w ślad za tym strzał z pisoletu”. Płatakis, jako podchorąży, został oszczędzony.

Natomiast Marian Władysław Nowicki opisywał mordowanie harcerzy. Dzieci „mogły one być  w wieku 10-15 lat. Te grupy liczyły po 15-20 osób, a prowadzono ich kilka. Każdą prowadziło kilku uzbrojonych radzieckich żołnierzy przewyższających ich o głowę. (…) Matka, która też ich widziała, twierdziła, że prowadzono polskich harcerzy. Prowadzono ich drogą w kierunku na górę zwaną Brzeziną, skąd po pewnym czasie słychać było strzały”. Pozostały po nich tylko mogiły.

Podczas zbliżającej się, 75 rocznicy tamtych wydarzeń, trzeba je koniecznie przypomnieć.

17 września 1939 widziany z Białorusi

Oficjalna historia początków II wojny światowej wygląda na Białorusi w najlepszym przypadku tak, jak w artykule „Biełarus’ u drugoj suswietnaj wajnie” („Białoruś w drugiej wojnie światowej”) na stronie BarGU – „nieoficjalnej stronie Państwowego Uniwersytetu w Baranowiczach”. Czyli: najpierw Polska przegrała z Niemcami, potem wkroczyła Armia Radziecka.

v_11

Artykuł opowiada o „dzielnej walce polskich żołnierzy i oficerów” (wśród których było i „wielu Białorusinów), mimo której niemiecka armia do 16 września faktycznie wygrała, dochodząc do „linii Curzona” (przyjętej po wojnie – z pewnymi odchyleniami – za granicę Polski i ZSRR). Polski rząd 16 września (!) opuścił kraj i „emigrował do Rumunii”. „W drugiej połowie września polska armia jako zorganizowana całość nie istniała”.

Jak twierdzą autorzy, pomimo „usilnych prób Niemiec zmuszenia ZSRR by rozpoczął wojnę”, rząd radziecki „demonstrował wstrzemięźliwość”. I dopiero 17 września 1939 r. wojska Czerwonej Armii przekroczyły granicę, „wyzwalająć” kolejne miasta, w tym 20 września – Grodno.

Ciekawe, że autorzy artykułu „nie zauważyli”, że kolejność zdarzeń była w rzeczywistości odwrotna; najpierw Armia Czerwona przekroczyła granicę z Polską, potem dopiero polski rząd (17 września, nie 16-ego!) opuścił kraj. Nie zwrócili uwagę na wysiłki polskiego dowództwa stworzenia linii obrony na tzw. Przedmościu Rumuńskim. Nie dostrzegli też zupełnie trzydniowej obrony Grodna.

Cieszy, że baranowiccy studenci (wśród nich zapewne wielu Polaków) uczą się o bohaterskiej obronie Polski we Wrześniu 1939 – ale dramatem jest fakt, że uczą się nieprawdy. Nie chodzi o oceny i opinie, które mogą oczywiście być różne; chodzi o proste, jasne i ogólnie znane fakty.

Spory o Tadzika Jasińskiego

Na białoruskich forach sporo pisano o Tadziku Jasińskim, podczas walk we wrześniu 1939 r. w Grodnie przywiązanym do sowieckiego czołgu i zabitym.  I w zależności od narodowości i poglądów piszącego pojawiały się różne, nieraz szokujące opinie.

Niektórzy dowodzą, że Tadzik po prostu nie istniał. Ale są i głosy przeciwne. Oto np. Tadzik, jako dziecko z biednej rodziny na początku lat trzydziestych był na utrzymaniu pracownika miejscowej policji  Franciszka Jasińskiego (taka była praktyka). W tym samym dokumencie określono i adres , gdzie mieszkał z matką – ul. Bonifraterska 9 ( dzisiaj – róg Swierdłowa i Socjalistycznej ).

Różne informacje pojawiają się o Grażynie Lipińskiej, czyli osobie, która opisała dramatyczną historię Tadzika. Grażyna Lipińska była osobą zainteresowaną, członkiem ruchu oporu przeciw władzy sowieckiej, w jakiś sposób związana z polskim wywiadem – pisze jeden z dyskutantów. Inny autor dowodzi, że Lipińska była aktywną działaczką OZON – Obozu Zjednoczenia Narodowego,  organizacji prawicowo- nacjonalistycznej, mówiąc językiem radzieckim . Być może była kandydatką OZON w wyborach do Sejmu.  To wszystko ma zdyskredytować opowieści Lipińskiej. Bo przecież dramat Tadzika to historia szyta grubymi nićmi, wyglądająca na legendę, wymyśloną przez nie całkiem zdrowego człowieka. Lub wręcz – urojenia i fałszerstwa polskiej szlachty.

450px-POL_Grazyna_Lipinska_plaque,_Warsaw_01 Tablica pamiątkowa na pl. Przymierza w Warszawie

Przeciwnicy historii Tadzika dowodzą, że niemożliwe było przywiązanie chłopca do czołgu. Wieszać coś lub kogoś z przodu czołgu mogą tylko samobójcy, bo zasłonięty zostanie wizjer. Czołg powinien bać się tylko butelek, bo broni w mieście było niewiele. Butelki rzucano z góry, z boku lub z tyłu, więc przywiązywanie kogoś z przodu nie miało sensu – czytamy.

Przywoływane jest inne źródło:  wspomnienia miejscowej Białorusinki, zamieszczone w swoim czasie w gazecie „Pahonia”.  Wspominała, że ​​matka dziecka krzyczał i przeklinał nie żołnierzy radzieckich , a tych dorosłych , którzy w ręce jej syna dał butelkę z benzyną. „… Dyrektor fabryki octowej zebrał gimnazjalistów, chłopców w wieku 14-16 lat i dał im butelki z benzyną . Uczniowie podpalali nimi sowieckie czołgi . Jednego z zabitych chłopców bolszewicy przywiązany do czołgu i przeciągnęli jego ciało przez całą ul. Dominikańską (obecnie Sowiecką). Może ktoś myśli dziś, że dyrektor fabryki octowej to bohater. Ale ja sama  słyszałem jak nieszczęśliwa matka tego chłopca przeklinała nie Sowiety, a tego, kto wezwał  jej syna i dał mu butelkę z benzyną … „.

Pojawiają się twierdzenia, że Tadzika Jasińskiego rzeczywiście przywiązano do czołgu. Tylko raczej ciągnięto go za czołgiem, po bruku. Nie po to, by się za nim skryć, ale ze strachu, w obcym mieście, gdzie zamiast kwiatów czekała śmierć.

Ale, jak trzeźwo zauważa inny uczestnik dyskusji, najważniejszym problemem jest to, że Tadzik Jasiński był prawdziwym człowiekiem , o czym świadczą dokumenty archiwalne.

W naszym filmie pokażemy oczywiście polską wersję historii Tadzika Jasińskiego. Ale wpisy na białoruskich forach wskazują, jak potrzebna jest wolna od ideologii dyskusja o tamtych chwilach, o wrześniu 1939 r. w Grodnie.

 

„Płonące kresy”

Najbardziej znane opracowania obrony Grodna we wrześniu 1939 r. to te autorstwa prof. Czesława Grzelaka.Plonace-Kresy-1939-Wilno-Grodno-Kodziowce_Czeslaw-Grzelak,images_product,17,978-83-11-12908-5

„Płonące Kresy. Wilno – Grodno – Kodziowce 1939” to tylko jedna z książek, napisanych przez prof. Grzelaka, do niedawna prorektora Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach ds. filii w Piotrkowie Trybunalskim, obecnie związanego z Akademią Obrony Narodowej.

Wilno – tam obrona trwała jeden dzień, dowódcy obrony od początku zalecali wycofanie się na Litwę. Grodno – trzy dni bohaterskich walk. Kodziowce – walka polskich kawalerzystów (oczywiście, pieszo) z sowieckimi czołgami.

Poprosiliśmy prof. Grzelaka o pomoc przy naszym filmie.

Relacja ppor. Romana Bienia, dowódcy 1 plutonu baterii plot. nr. 94

20 września 1939

Około godz. 9.00 rano bateria dojechała do Grodna i zajechała na postój do koszar 2 daplot. Natychmiast zawrzała praca. Ustawiłem 2 ckm jako opl i zacząłem ogarniać baterię.

Ppor. Musiał udał się do miasta starać się o amunicję, benzynę itp. Kierowcy i patrol reperacyjny przystąpili do remontów wozoów. Pomagał nam w tych pracach ppor. Wierzbicki z 84 baterii, który bardzo dzielnie walczył rano w Stryjówce.

pelot

Dość niespodziewanie i z pewną rozpaczą na twarzy wrócił z miasta ppor. Musiał i powiedział, że czołgi bolszewickie zajęły miasto i dojeżdżają już do koszar. W ułamku sekundy decyzja była powzięta: walczyć i wyprzeć nieprzyjaciela z miasta. Ppor. Musiał wydał rozkazy. Do walki wyszły kolejno: II pluton z działem i ckm plut. Janiewicza, pod dowództwem ppor. Musiała i ppor. Popławskiego; około 100 m za nimi I pluton z działem, ckm i wszyscy pozostali żołnierze baterii pod dowoództwem moim. Za I plutonem postępował ciągnik kpr. Mayera i wóz amunicyjny. W koszarach pozostał tylko patrol reparacyjny – kierowcy – mając do obrony 2 ckm plot i ckm kpr. Godunowa. Dowódcą tu pozostał ogn. Kołodziej – szef baterii.

Kanonierzy wytoczyli działa rękoma – kolumienki piesze posuwały się pod ścianami – w gotowości szturmowej z butelkami benzyny. Gdzieś z okien czy dachów padały do nas strzały karabinowe – jeden z pierwszych padł, trafiony w szyję, uczeń gimnazjum, Polak, który przyłączył się do nas.

tank

Ppor. Musiał otworzył ogień z działa do pierwszego czołgu, jaki ukazał się. Po kilkunastu strzałach wymiennych czołg zaczął płonąć – żołnierze doskoczyli, oblali go benzyną. Obsługa nie wyszła z czołgu, udekorowanego kwiatami przy wjeździe do miasta. Po pewnym czasie wewnątrz eksplodowała amunicja.

Teraz plutony rozdzieliły się, posuwając się 2 równoległymi ulicami. Otrzymałem rozkaz iść z I plutonem na prawo, ul. Dominikańską – posuwałem się wolno i ostrożnie – oczekując ukazania się innych czołgów. Za zakrętem, w bocznej wąskiej uliczce był czołg, czekający prawdopodobnie w zasadzce lub zajechał tam przypadkiem. Nie mogłem do niego strzelać. Zatrzymałem działo i czekałem, nie chcąc jechać naprzód, by nie być wziętym w dwa ognie – nie zostawiać za sobą nieprzyjaciela. Wywiązała się walka – żołnierze otoczyli czołg i wyparli stamtąd strzałami. Kiedy usiłował wyjechać na główną ulicę, przy ostrym skręcie spadła mu gąsienica. Obsługa wyskoczyła z unieruchomionego czołgu, chcąc uciekać pieszo – biegiem, lecz po kilkunastu krokach padli trafieni kulami moich ludzi. Jednego wzięto do niewoli i żandarmeria odprowadziła [go] do sztabu. Czołg podpalono, amunicja wewnątrz eksplodowała. To drugi.

Ledwo ruszyłem naprzód – nagle zobaczyłem w głębi ulicy inny duży czołg, jadący na nas, prawdopodobnie zwabiony odgłosami walki, spieszący pomóc swemu towarzyszowi. Zatrzymałem działo i otworzyłem ogień. Czołg jechał całym pędem z góry, strzelając z km.

Ujrzałem padających przed działem ludzi. Celowniczowie moi, stojąc na pomoście, strzelili 8 razy celnie. Pociski plot natychmiastowo rozrywały się na zewnątrz czołgu, nie naruszając jego pancerza i nie czyniąc mu żadnej szkody. Kule jego km gwizdały gęsto obok nas. Czołg z rozpędem wjechał ukosem na działo – miażdżąc je. Celowniczowie zeskoczyli w ostatniej chwili – jeden został nieco przygnieciony – część plutonu schroniła się w tymmomencie do bram domów, po obu stronach ulicy, i strzelała z kbk. Strzeliłem też kilka razy, lecz bezskutecznie. Rzucono kilka butelek z benzyną. Na czołgu, który z rozpędu wjechał w wystawy kina – kilkadziesiąt metrów za działem, rozbijając je – powstał ogień, lecz wkrótce zgasł. Z kina czołg cofnął się i wyjechał tyłem w górę ulicy, strzelając ze swych km.

Podwozie działa było zupełnie zmiażdżone, przezierniki i przelicznik rozbite – nie nadawało się nawet do remontu. Ciągnik był postrzelany. Kilku ludzi na ulicy było zabitych, w tym znowu jeden uczeń gimnazjum walczący z nami. W plutonie był 3 ranionych – w tym kan. Świstoń – ładowniczy. Po udzieleniu pierwszej pomocy i opatrunku rozkazałem kpr. Szeferowi odwieźć ich do szpitala. Kpr. Szefer odwiózł ich i oddał lekarzom cywilnym w szpitalu – po powrocie zameldował mi. Żołnierze plutonu wykazali olbrzymią odwagę i determinację i mimo strat chęć dalszej walki i pomsty.

Nadszedł ppor. Musiał z II plutonem – nie miał on przeciw sobie nieprzyjaciela, a słysząc walkę dość długą, skierował się na ul. Dominikańską. Zatrzymał się przy zmiażdżonym dziale. Zdałem mu raport z przebiegu walki. Po chwili powiódł on całą baterię naprzód, wypierając czołgi coraz dalej ku końcom miasta. Ciągnik i wóz amunicyjny stale szły za nami. Bateria doszła do mostu i zatrzymała się. Tu zajęto pozycję. Siła ogniowa obecnie przedstawiała się: 1 działo 40 mm i 2 ckm.

Cel nasz został osiągnięty – nieprzyjaciel wyparty z miasta. Przez 3 godziny cały ciężar bitwy spoczywał wyłącznie na 94 baterii – ona stanowiła jedyną siłę ogniową, jedyną jednostkę liniową w tym czasie walczącą, karną, zwartą i dowodzoną. Ogień ucichł.

Bolszewicy wyparci z miasta już nie atakowali. Wojska polskie – nadciągające w coraz to większej ilości – opanowały miasto. Oddziały polskie stanowiły po południu już duży garnizon. W dwie godziny po naszym przyjeździe do Grodna – przyjechał dyon pancerny.

Do góry