Mosiny i mausery na planie filmowym

Rozmowa z Mariuszem Komackim, historykiem, specjalistą zajmującym się bronią m.in. na planach filmowych

Czy w Polsce dysponujemy bronią z czasów II wojny światowej, która może być wykorzystana w filmach?

Tak, mamy taką broń. Co prawda w przeszłości w naszym kraju niespecjalnie o nią dbaliśmy; istniały na przykład wojskowe składnice, przechowujące broń drugowojenną, ale bardzo wiele tego uzbrojenia na początku lat ’90 poszło na złom. Zupełnie inaczej zachowano się w ZSRR. Tam broń z czasów wojny – sowiecka, niemiecka, amerykańska czy angielska – zakonserwowano i przechowywano, m.in. w starych sztolniach kopalnianych, w których panuje stała temperatura i wilgotność. To dlatego Ukraińcy mogli zupełnie niedawno wydobyć ponad 30 tysięcy starych karabinów maszynowych M1910 Maxim i użyć je do obrony. Za czasów ZSRR w tą broń wyposażano oddziały walczące w różnego rodzaju rewolucjach na całym świecie.

My z tych postsowieckich magazynów skorzystaliśmy stosunkowo niedawno, bo wyciągnięte z nich karabiny i inne uzbrojenie można było po prostu kupić – głównie za pośrednictwem handlowców zachodnich. Na szczęście też zmienione zostały polskie przepisy o broni i amunicji, które ułatwiły jej posiadanie przez osoby prywatne.

Czy wiele jest osób albo instytucji, udostępniających broń do filmu?

Dość długo jedyną instytucją było Łódzkie Centrum Filmowe, pozostałość po Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. Wytwórnia powstała w roku 1950 (jako część PP „Film Polski” działała od 1945 r. – red.) i otrzymała duże ilości uzbrojenia, przekazanego przede wszystkim przez wojsko. W takich filmach jak „Westerplatte” Różewicza czy „Lotna” Wajdy pojawiały się autentyczne przedwojenne erkaemy i cekaemy. Do niektórych filmów wojsko po prostu przywoziło uzbrojenie z własnych składów. Dopiero po 1999 r. po zmianie ustawy powstały poza Łódzkim Centrum Filmowym także inne, prywatne instytucje.

Czerwonoarmiści z karabinami typu Mosin na planie filmu „Fatalny rozkaz. Wilno 1939”

A jak ocenia Pan jakość broni, pojawiającej się w filmach historycznych?

Nie najlepiej, bo jest wypadkową między tym, co się chce mieć – i możliwościami, jakimi się dysponuje. Przez długi czas był ogromny problem z bronią automatyczną, w rodzaju sowieckich pepesz czy niemieckich MP-40. Uznawana była bowiem za „szczególnie niebezpieczną”, zupełnie, jakby broń w ogóle mogła być bezpieczna… Na szczęście to się niedawno zmieniło, po nowelizacji odpowiednich przepisów. Ale oczywiście nie zawsze można dysponować dokładnie tym, co naprawdę być powinno. Nawet wiedząc doskonale, jaka formacja w jakim czasie w co była uzbrojona.

Fundacja Joachima Lelewela była producentem niedawno zrealizowanego filmu „Fatalny rozkaz. Wilno 1939”, w którym wykorzystano broń dostarczoną przez Pana. Jak widzi Pan stan broni z 1939 r., a zwłaszcza tej używanej podczas walk z sowieckim agresorem?

Polacy, podobnie jak Niemcy,  dysponowali wówczas karabinami opartymi o system Mausera, a Sowieci – o system Mosina. To oczywiście mamy – i takie właśnie karabiny wykorzystane były w filmie „Wilno 1939”. Gorzej z innym sprzętem, zwłaszcza jeżdżącym – a w szczególności z sowieckim, tym z okresu do 1941 r. Mamy już w Polsce repliki sowieckiego samochodu pancernego FAI, a do sowieckiego T-26 bardzo podobny jest zrekonstruowany, polski 7 TP. Najbliższy, prawdziwy, jeżdżący sowiecki czołg BT-7, który zresztą niedawno przeszedł kapitalny remont, znajduje się na Linii Stalina na Białorusi. Oczywiście, na jego wykorzystanie w polskich filmach nie ma żadnych szans.

Polscy ułani z karabinami typu Mauser na planie filmu „Fatalny rozkaz. Wilno 1939”

Czy jest nadzieja na odnalezienie jakichś części uzbrojenia z czasów wojny, a zwłaszcza z września 1939 r.?

To się zdarza, ale tyle lat po wojnie jest już mało realne. W przeszłości elementy uzbrojenia i wyposażenia wojskowego docierały do nas z Rosji, co rzecz jasna skończyło się z początkiem wojny na Ukrainie. Także z Ukrainy udawało się coś uzyskać. Jest więc nadzieja, że coś się pojawi. W przeszłości udało się pozyskać ze Skandynawii wymagające remontu polskie tankietki TKS; udało się też odbudować wspomniany już 7 TP, w tym przy użyciu wielu autentycznych części. Niestety, nie liczyłbym na odnalezienie czegoś podobnych rozmiarów, jak na przykład samoloty typu Łoś czy Karaś…

Rozmawiał Piotr Kościński

zdjęcia Piotr Kościński