Do połowy września 1939 r. w Wilnie było dość spokojnie, jeśli nie liczyć niemieckich nalotów. Lwów odpierał niemieckie ataki. Ale do 17 września panował optymizm.
Przeciwlotnicze karabiny maszynowe na wileńskiej Górze Trzech Krzyży. Zdjęcie z filmu „Fatalny rozkaz. Wilno 1939”.
Początek wojny dał się odczuć w Wilnie w dość szczególny sposób: 1 września zarekwirowano na potrzeby wojska samochody osobowe i ciężarowe, co w efekcie spowodowało trudności w zaopatrzeniu sklepów. Półki były więc puste a mieszkańcy musieli sporą część dnia spędzać w kolejkach.
Pomimo braków w zaopatrzeniu i rosnących cen, przez pierwsze dwa tygodnie wojny życie w Wilnie było spokojniejsze niż w zachodniej czy centralnej Polsce. Aleksandra Piłsudska, druga żona zmarłego w 1935 r. Marszałka, która przyjechała do Wilna z dziećmi, określiła w swoich wspomnieniach miasto jako „oazę spokoju”: „Panował tam taki nastrój, jakby wojna toczyła się o tysiące kilometrów. Uniwersytet przygotowywano na otwarcie nowego roku akademickiego, codziennym tematem rozmów były żniwa, nowe nominacje na uniwersytecie i możliwość podwyższenia podatków. Dowiedziałam się, że samoloty niemieckie pokazały się nad miastem jedynie w pierwszych dniach wojny po to tylko, aby rzucić bombę czy dwie na lotnisko, skąd zaraz usunięto nasze maszyny. O tym nalocie teraz już niemal zapomniano. Od czasu do czasu docierały do nas wieści z frontu, przywożone przez żołnierzy w drodze z jednego miejsca na drugie” – pisała.
Nastroje wśród mieszkańców wydawały się optymistyczne. „Wojna 1939 roku będzie znacznie krótsza niż w roku 1914. Zakończy się prawdopodobnie wewnętrznym załamaniem się Niemiec i kapitulacją” – przekonywał na łamach „Kuriera Wileńskiego” poeta i publicysta Kazimierz Leczycki. Nadzieję podsycała informacja o przystąpieniu do wojny Francji i Wielkiej Brytanii, jaka pojawiła się we wtorek, 5 września. O rychłej przegranej Niemców przekonywało również „Słowo”.
Ale o 9.00 rano w sobotę, 16 września, lotnictwo niemieckie zbombardowało stację kolejową i wiele domów mieszkalnych. Po pierwszym nalocie nastąpił kolejny. „Tym razem, piloci ośmieleni brakiem obrony przeciwlotniczej, sprowadzili maszyny nad same dachy. Ostrzelany został orszak pogrzebowy i kobiety czekające przed piekarnią. Były ofiary wśród mieszkańców domu dla starców i wśród chłopców grających w piłkę nożną na łące przy rzece” – opisywała Piłsudska . Naloty trwały przez pięć godzin.
Aleksandra Piłsudska. Fot. Wikipedia
Inaczej wyglądał tamten wrzesień we Lwowie. Niemcy podeszli bowiem pod miasto już pod koniec drugiego tygodnia wojny. Tak brzmiał komunikat, podpisany przez wojewodę lwowskiego Alfreda Biłyka, datowany na 13 września:
„Wczoraj, dnia 12 bm. popołudniu na rogatkach Lwowa pojawił się oddział zmotoryzowany wroga, składający się z czołgów, wozów pancernych i oddziału piechoty. Wypad został zlikwidowany przez załogę Lwowa przy chlubnym udziale Policji Państwowej. Kilka czołgów nieprzyjacielskich zostało rozbitych przez naszą artylerię, reszta wycofała się wraz z piechotą, która pozostawiła kilkudziesięciu zabitych.
Podaję to do Waszej – Obywatele Lwowa – wiadomości i wzywam Was do zachowania nadal zupełnego spokoju. Radiostacja wrocławska już zdążyła wypuścić w świat fałszywy komunikat o zajęciu naszego Miasta.
Miasto, które było „Semper Fidelis”, odznaczone Krzyżem Virtuti Militari, bronić się będzie do upadłego.”
Kopanie rowów przeciwlotniczych we Lwowie. Fot. domena publiczna
Wojna szybko dotarła więc do Lwowa. W prasie i radiu pojawiły się apele o oddawanie krwi: „Setki, tysiące rannych może szybko wrócić do zdrowia, a często może uniknąć śmierci przez natychmiastowe przetoczenie krwi. Nie wolno, by krwi tej zabrakło. Dostarczyć jej musicie Wy, Kobiety. Ofiara Waszej krwi dla ratowania życia Obrońców Ojczyzny jest Waszym obowiązkiem, takim samym obowiązkiem, jak ten, który każe im iść i ginąć dla wielkiej Sprawy. Ofiara krwi jest Waszym obowiązkiem żołnierskim. (…) Zgłaszajcie się tłumnie w Stacji dawców krwi we Lwowie przy ul. Pijarów 4, w Klinice chorób wewnętrznych U. J. K., między godziną 8 a 12 w południe.”
15 września informacje o walkach w obronie miasta były optymistyczne. Komenda Obrony Lwowa oznajmiała 15 września wieczorem: „Podajemy dalsze szczegóły z pierwszych dni walk o Lwów. W samym początku główny ich ciężar wzięła na siebie artyleria. Pluton jej w rejonie Głównego Dworca i rogatki Gródeckiej w walce z otwartej pozycji z czołgami ocalił położenie, ponosząc duże straty i dwukrotnie zmieniając obsługę. Podchorąży z działem artylerii przeciwpancernej celnym ogniem rozbił 4 czołgi i 2 samochody pancerne. Gdy cała obsługa została wybita, sam obsługiwał armatę, która wpadła chwilowo w ręce Niemców, ale została odzyskana. Gdy Niemcy wpadli na Dworzec Kolejowy, spieszeni artylerzyści brawurowym szturmem wyrzucili nieprzyjaciela. Porucznik artylerii Panek, z dywizjonu artylerii lekkiej ranny 12 września, przez całą noc dowodził nadal swoim plutonem. Nazajutrz zginął zabity na dziale. Spotykamy nadal w pierwszej linii rannych oficerów, którzy nie schodzą z posterunków i dowodzą dalej. W pierwszych chwilach obrony oddziały Policji Państwowej biły się mężnie i ofiarnie aż do nadejścia piechoty.”
Zaś w połowie miesiąca „walki na peryferii zachodniej miasta ograniczają się do działalności rozpoznawczej. Inicjatywa przeszła w nasze ręce. W paru punktach przeszliśmy do natarcia. Nasza artyleria działa nadal bardzo skutecznie. Zachmurzenie ograniczyło działalność lotnictwa nieprzyjacielskiego do czterech nalotów, które większych szkód nie wyrządziły. Oddziały nasze na wysuniętych posterunkach okazują wytrwałość i wolę zwycięstwa. Nieprzyjaciel może się poszczycić takimi sukcesami, jak zdruzgotanie wież kościoła św. Elżbiety, ciężkie uszkodzenia kościoła Bernardyńskiego oraz Domikańskiego, zburzenie klasztoru ss. Bazylianek, cerkwi grecko-katolickiej św. Ducha, jednego z gmachów Szpitala głównego, uszkodzenie Teatru miejskiego, zniszczenie wielu kamienic pełnych bezbronnej ludności.”
16 września w Wilnie wojna wciąż była daleko. We Lwowie blisko, ale polscy żołnierze skutecznie odpierali niemieckie ataki. Wszystko uległo zmianie dzień później.
Jan Bardecki
Artykuł opracowano na podstawie materiałów z „Kuriera Wileńskiego” i „Kuriera Galicyjskiego”