We wrześniu 1939 r. Wojsko Polskie dysponowało około 130 nowoczesnymi, lekkimi czołgami 7 TP, a także około pięćdziesięcioma francuskimi Renault R35 i trzema Hotchkiss H35, które również przybyły z Francji. Hotchkissy okazały się skuteczne w walce z Niemcami i Sowietami, tyle, że było ich po prostu bardzo niewiele.
Hotchkiss H-35 – francuski (zdjęć polskich nie ma)
Na początku lat 30-tych ubiegłego stulecia, we Francji ogłoszono konkurs na projekt lekkiego czołgu wsparcia piechoty, który mógłby zastąpić mocno już przestarzały Renault FT-17 (posiadało go też Wojsko Polskie). Wybrano Renault R-35, ale bardzo do niego podobny Hotchkiss H-35 nie został odrzucony; ostatecznie, do 1941 r. wyprodukowano około tysiąca takich małych, dwuosobowych czołgów uzbrojonych w jedno działo 37 mm.
Polska kupiła Renault R-35, a przed wybuchem wojny dotarły pojazdy dla wyposażenia jednego batalionu (ostatecznie, większość z nich bez walki wyszła do Rumunii). Oprócz nich kupiliśmy trzy egzemplarze H-35 w celach doświadczalnych. Dotarły do Warszawy w lipcu 1939 r. Przekazano je do Głównej Składnicy Broni Pancernych
22 sierpnia miały zostać wysłane ze Składnicy do 2 batalionu pancernego w Żurawicy pod Przemyślem. Załadowano na wagony-platformy i wysłano koleją przez Brześć nad Bugiem, Kowel, Kiwerce w kierunku Przemyśla. Niestety, pociąg został zbombardowany w Kiwercach i tam się zatrzymał.
Kolorowe zdjęcie Hotchkissa
9 września do Łucka przybył ewakuowany z Warszawy Ośrodek Zapasowy Broni Pancernych nr 1. Bezskutecznie oczekiwał tam na przybycie z Francji kolejnych czołgów R-35 (do wyposażenia drugiego batalionu). 13 lub 14 września por. Józef Jakubowicz, dowódca jednostki, zebrał dostępne czołgi (w tym cztery Renault R-35) i utworzył oddział w sile półkompanii. Dodatkowo, na stacji w Kiwercach, ku swojemu zaskoczeniu, odkrył Hotchkissy, które dołączył do swego oddziału.
17 września oddział ruszył w kierunku przedmościa rumuńskiego, zgodnie z ogólną dyrektywą Naczelnego Wodza, marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Gdy do por. Jakubowicza dotarła informacja o przekroczeniu granicy przez Armię Czerwoną, oddział ruszył na Lwów. Po drodze starł się z oddziałem sowieckim pod Buskiem. Polskie i sowieckie czołgi wyjechały na siebie niespodziewanie i otworzyły ogień dosłownie z odległości poniżej stu metrów. Polskie czołgi zniszczyły jeden czołg sowiecki. Do starcia z komunistycznymi dywersantami doszło też w miasteczku Krasne.
Później, w ramach Grupy „Dubno”, oddział wszedł do walki pod Kamionką Strumiłową. Walczył z niemiecką 44 Dywizją Piechoty. Polskim żołnierzom udało się zniszczyć kilka niemieckich czołgów. W czasie walki plut. pchor. Bubley, kierowca (prawdopodobnie jednego z Hotchkissów), otworzył klapę i stanął w czołgu. Zaczął śpiewać „Hej kto Polak na bagnety”, podrywając piechotę do szturmu. Po chwili ugodził go pocisk przeciwpancerny. Zginął na miejscu, a dowódca plut. pchor. Rohn został ciężko ranny.
22 września oddział miał już tylko dwa czołgi, a dzień później utracono jeden czołg. Po kolejnym starciu z Sowietami, polscy żołnierze spalili ostatni czołg. Oddział walczył aż do 7 października.
Paweł Parkowski
Zdjęcia: domena publiczna