Polscy poeci i poetki na Kresach

Poeci kresowi – zwłaszcza ci, którzy po wojnie zostali na Wschodzie – nie dorównują popularnością polskim artystom powojennym. Pomimo, że za ojczyzną tęsknili równie mocno, a rodzimą kulturę głęboko kochali, zostali w dużej mierze zapomniani. Warto przywołać choćby troje poetów: Michała Wołosewicza, Henryka Fiela i Irenę Sandecką.

W Starych Rakliszkach, gdzie urodził się Michał Wołosewicz, mieszka dziś dziewięć osób

Michał Wołosewicz przyszedł na świat w 1925 r. w Starych Rakliszkach (dziś jest to Litwa). Jego pochodzenie nie ułatwiło mu rozwoju w kierunku poetyckim, gdyż wychowywał się w niezbyt zamożnej rodzinie, jego ojciec był leśniczym. Nie starczało środków na porządną edukację wszystkich dzieci, jednak mimo warunków Wołosewicz był wyraźnie uzdolniony. Spędził znaczną część swojej młodości w Wilnie. Nauka sprawiała mu przyjemność i z chęcią uczęszczał na szkolne zajęcia. Niestety, wojna przerwała jego edukację i musiał wrócić z Wilna na wieś. Jakiś czas później nastąpiła śmierci jego ojca, po której ciężko pracował, żeby pomóc matce utrzymać rodzinę. Przeniósł się też na stałe do Bieniakoń.

Jego miłością była muzyka, zwłaszcza organy, oraz poezja. Miał opinię bardzo skromnego człowieka. Już po wojnie, w latach 60., zaczął publikować w jedynym polskojęzycznym dzienniku w ZSRR, wileńskim „Czerwonym Sztandarze”. W swoich dziełach na początku próbował dostosować się do panującego (i pożądanego) klimatu politycznego, ale szybko porzucił taki styl. Zdecydowanie bardziej niż komunizm fascynowała go postać Adama Mickiewicza (a tym bardziej Maryli Wereszczakówny), dlatego w jego poezji częściej wybrzmiewają nawiązania do słynnego polskiego Romantyka niż do „poprawnych” ideologicznie motywów. Dość odważnie pisał też o żołnierzach AK, co wynikało z jego ogromnego zainteresowania historią Polski. W swojej twórczości również wiele miejsca poświęcał swoim rodzinnym stronom, które wywoływały w nim poczucie nostalgii i przynależności. Widać, że cechowała go silna więź z regionem, o czym świadczy ten cytat o Bieniakoniach:

„Tutejsi mieszkańcy nie są Polakami, Rosjanami, Białorusinami, Litwinami czy kimkolwiek innym. Są bieniakonianami. Mówią po bieniakońsku, własnym dialektem, który w ogóle nie ma swojej gramatyki. …Polska jest też tutaj. Polska wciąż tu jest… A zresztą Polska to nie miejsce, lecz stan umysłu… Nie chcemy być zapomniani. Nie chcemy, aby mówiono, że nie ma nas już na wschodzie”.

Michał Wołosewicz zmarł w 2004 roku w Werenowie, zaledwie dwadzieścia kilometrów od Starych Rakliszek, tyle, że po białoruskiej stronie granicy.

Pałac Scipio del Campo w Werenowie. W tej gminie Polacy stanowią 83 proc. mieszkańców

Kolejnym zapomnianym poetą kresowym był Henryk Fiel (ur. 1931 r. we Lwowie – zm. 2002 r. w Tiumeniu), założyciel i prezes Tiumeńskiego Obwodowego Centrum Oświaty i Kultury Polskiej „Latarnik”. Jego ojciec Zygmunt była malarzem, absolwentem ASP w Wiedniu, służył też w armii austriackiej podczas I wojny światowej; był blisko związany ze Lwowem. Niestety, w 1941 r. został wywieziony z rodziną na Syberię. Po wojnie nie miał już czego i kogo szukać we Lwowie, ale nie zdecydował się na powrót do Polski, gdyż powątpiewał w to, że Ziemie Odzyskane zostaną „nasze” na długo. Mimo wszystko, jeden z jego synów, Karol, po II wojnie pozostał we Wrocławiu, natomiast Henryk, utalentowany poeta i działacz, osiadł w Omsku (Rosja). Oprócz służby w Marynarce Wojennej za cel postawił sobie krzewienie kultury polskiej na wschodzie. Nie rzucał słów na wiatr – organizował Dni Kultury Polskiej oraz pośredniczył w turystycznych i handlowych kontaktach polsko-rosyjskich. Jego wiersz Nasz latarnik doskonale odzwierciedla jego patriotyczną postawę:

 

Na Syberii jesteśmy, w Tiumeniu.

Tak daleko od kraju, Rodacy.

Ale mamy polskie korzenie,

I dumne imię Polacy!

Dziesięć lat rozrzuca płomienie

Nasz „Latarnik” – światełko radości.

I w Tiumeniu są wszyscy zdumieni

Tym postępem krzewienia polskości

 

Bardzo barwną postacią była również poetka Irena Sandecka (1912-2010). Pochodziła z głęboko patriotycznej rodziny inteligenckiej. Była doskonale wykształcona – ukończyła pedagogikę na Uniwersytecie Jagiellońskim i pracowała jako nauczycielka.

W dniu wybuchu II wojny światowej znajdowała się w Belgii, gdzie prowadziła półkolonie w ramach wolontariatu. Podjęła wówczas odważną decyzję – zamiast szukać bezpieczeństwa za granicą, od razu wróciła do Polski (przez sześć różnych krajów). Tam ratowała wielu ludzi przed śmiercią i przeprowadzała ewakuacje. W 1944 r. została zatrzymana przez NKWD, była więziona ponad trzy miesiące. Z kolei jej brat Jerzy, muzyk, brał udział w powstaniu warszawskim i był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych: Gross-Rosen i Leitmeritz.

Irena Sandecka

Chociaż Sandecka do Polski nie wróciła i została na Kresach, do końca życia dbała o kultywowanie rodzimej kultury i tradycji. Jeszcze w 1944 wraz z matką prowadziła tajne nauczanie języka polskiego, nie przestała tego robić także dekadę później, po śmierci matki. Narażała się tym samym na prześladowania ze strony władz sowieckich, ale to jej nie zrażało. Lokalnej społeczności kojarzyła się z ostoją polskości. To w dużej mierze dzięki niej przetrwało dziedzictwo materialne Krzemieńca.

Weronika Kulczewska-Rastaszańska
Zdjęcia: Wikipedia, domena publiczna