Sowiecka inwazja okazała się smutnym epilogiem kariery dyplomatycznej Józefa Becka. Już 17 września przekroczył polską granicę. Można sądzić, że agresja ze wschodu była dla niego kompletnym zaskoczeniem.
Minister Józef Beck
Atak ze wschodu był zaskoczeniem dla znacznej części czołowych przedstawicieli dyplomacji polskiej. Minister spraw zagranicznych Józef Beck liczył, że Związek Radziecki pozostanie neutralny. Utwierdzał go w tym polski ambasador w Moskwie Wacław Grzybowski, który jeszcze w sierpniu i wrześniu wyrażał pogląd, że Sowieci zachowają neutralność. Upewniać go w tym mogły również wydarzenia wcześniejsze. W lutym 1939 zawarto z Sowietami umowę handlową, a jeszcze 10 maja tego roku, a więc pięć dni po słynnej przemowie Becka w Sejmie, odrzucającej żądani\ Hitlera, spotkał się on z dyplomatą radzieckim Władimirem Potiomkinem. Wzajemnie zapewniano się o pokojowym nastawieniu. Potiomkin stwierdzał wręcz, że Polska może liczyć na życzliwość Związku Radzieckiego w wypadku niemieckiego ataku. Ponadto, niewiele wcześniej, Francuzi i Brytyjczycy prowadzili rozmowy z ZSRR na temat ewentualnej współpracy militarnej przeciwko Niemcom, co również mogło utwierdzać ministra w przekonaniu o przyszłej neutralności Sowietów.
Słynne wystąpienie Józefa Becka w Sejmie, 5 maja 1939 r.
Beckowi i polskiej dyplomacji nie udało się odgadnąć prawdziwego znaczenia niemiecko-radzieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow. Mimo wielu trafnych przewidywań na arenie międzynarodowej, polski minister wydawał się być mało świadomy realnego zagrożenia ze wschodu. Nie zachowało się wszakże ani jedno zdanie, które bezspornie można przypisać Beckowi, a które pozwoliłoby przyjąć, że przewidywał zbrojne wystąpienie ZSRR – stwierdzili biografowie ministra, Marek Kornat i Mariusz Wołos. 11 września w Krzemieńcu (gdzie znajdowała się wówczas czasowa siedziba MSZ) sowiecki ambasador Nikołaj Szaronow dementował w rozmowie z polską dyplomacją pogłoski o przygotowaniach Sowietów do wojny. Jednocześnie jednak wyjechał z miasta i opuścił Polskę. Poinformował wówczas Becka o tym, że wyjeżdża do Związku Radzieckiego celem nawiązania połączenia telefonicznego ze swoim rządem. Po nieoczekiwanym, niemieckim bombardowaniu Krzemieńca, a także wobec postępów niemieckich wojsk i zagrożenia odcięcia od Rumunii (głównego połączenia z zagranicą), MSZ wyruszył na południe. Skierowano się do Zaleszczyk, ale ostatecznie siedzibą ministerstwa stało się niewielkie, pograniczne miasto Kuty.
Nikołaj Szaronow wręcza papiery uwierzytelniające prezydentowi Mościckiemu. Józef Beck stoi za prezydentem.
W tym okresie rozpoczęto też ewakuację całego rządu i wojska na przedmoście rumuńskie. Jeszcze dzień przed atakiem radzieckim Beck depeszował do ambasadora w Moskwie z prośbą o możliwość zakupu medykamentów, żywności i pozwolenia na tranzyt dla aliantów. Jednak niespodziewanie 17 września polskie plany pokrzyżowała sowiecka inwazja. Beck przebywał wówczas w Kutach.
Minister został zbudzony wiadomością o agresji z samego rana o godzinie 6 rano. Miał to być dla niego długi dzień. Podjął wówczas wiele działań wobec dramatycznie pogarszającej się sytuacji. Jak zapisał w Komentarzach do dyplomatycznej historii wojny 1939 roku:
W tym momencie nie miałem żadnej wiadomości o demarche [oświadczeniu sowieckim – red.] Potiomkina wobec naszego ambasadora. Połączywszy się telefonicznie z Kwaterą Główną i stwierdziwszy autentyczność tej wiadomości, wydałem bezzwłocznie instrukcje placówkom dyplomatycznym polskim zawiadomienia rządów, przy których są akredytowane, iż nastąpił akt agresji ze strony Związku Sowieckiego w stosunku do Polski
Beck jasno określał radziecką inwazję agresją i w taki sposób przekazywał to opinii międzynarodowej. Wskazano więc drugiego najeźdźcę w konflikcie. To właśnie na tym polu pomiędzy nim a naczelnym wodzem pojawił się spór. Śmigły-Rydz uważał bowiem, że polska armia w czasie odwrotu powinna unikać walki z Sowietami, o ile tylko będzie taka możliwość. Beck sprzeciwiał się temu: Prosiłem Marszałka, żeby myśląc o przyszłości przynajmniej „ostrzelać plac” – opisywał później swą rozmowę. Naczelny wódz nie przyjął jednak tego stanowiska i wydał tragiczny w skutkach rozkaz o niepodejmowaniu działań zbrojnych przeciwko Sowietom (chyba, że polskie oddziały zostaną zaatakowane).
W międzyczasie Beck nawiązał kontakt z polskim ambasadorem w Moskwie Wacławem Grzybowskim. Polecił mu zażądać wyjaśnień i wycofania wojsk. Od niego również dowiedział się o nocie dyplomatycznej ZSRR, którą ten otrzymał. Można się w niej było usłyszeć m.in. o upadku rządu i państwa polskiego, wobec czego traktaty zawarte między ZSRR a Polską utraciły swą moc, a Związek Radziecki musi interweniować by bronić Białorusinów i Ukraińców. Beck zaaprobował nieprzyjęcie noty przez polskiego ambasadora, a także wezwał go do opuszczenia Związku Radzieckiego.
Beck wzywał na pomoc Wielką Brytanię i Francję. Nie uznał jednak za realną możliwość poproszenia o wsparcie ze strony Rumunii, z którą łączył Polskę sojusz antysowiecki. Zdawał sobie sprawę, że w istniejącej sytuacji Rumuni nie zgodziliby się na wypowiedzenie wojny Sowietom. Z rumuńskimi dyplomatami rozmawiano więc przede wszystkim o bezpiecznej ewakuacji polskich władz i armii. Minister odbył również tego dnia rozmowę z ambasadorem francuskim i tureckim, którzy zapewniali go o swoim poparciu dla sprawy polskiej.
O ile minister uważał za rozsądne pozostanie przez marszałka Śmigłego-Rydza jak najdłużej w Polsce i kontynuację walki, o tyle nalegał na konieczność ewakuacji rządu, który nie powinien dostać się do sowieckiej niewoli. Jego zdaniem, istotnym było by Polacy pod okupacją nadal posiadali władzę – reprezentanta uznawanego na arenie międzynarodowej, który będzie zabiegał o interesy państwowe. Rząd ostatecznie podjął decyzję o wyjeździe z kraju. Krok ten przyśpieszyła wieczorna informacja o radzieckiej kawalerii i jednostkach pancernych, które podobno znajdowały się zaledwie 30 km od Kut. Pojawiło się zagrożenie odcięcia rządu od możliwości odwrotu na Rumunię. W obliczu tych okoliczności zdecydowano się na natychmiastowe opuszczenie Polski i przejście przez granicę jeszcze tego samego dnia.
Noc z 17 na 18 września Beck spędził już w niedalekich rumuńskich Czerniowcach. Miał nadzieję na kontynuację działalności, ale ostatecznie Rumuni zadecydowali o internowaniu prezydenta, premiera i pozostałych członków polskiego rządu. Ostatecznie, Beck – razem z resztą gabinetu premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego – podał się do dymisji. Pozostał w Rumunii już do końca życia, gdzie żył w trudnych warunkach, a po ciężkiej chorobie zmarł w 1943 roku.
Michał Rastaszański
zdjęcia: NAC online