Aleksander Dowżenko (w Polsce utrwaliła się taka pisownia jego imienia i to już od czasów międzywojennych – to na wypadek gdyby ktoś krytykował mnie za to ze jest w tym tekście Ołeksandrem) jest uznawany za jednego z największych sowieckich reżyserów filmowych, porównywanego z Sergiejem Eisensteinem czy Wsiewołodem Pudowkinem. W przeciwieństwie do tamtego kojarzony jest jednak przede wszystkim z Ukrainą, co jest skojarzeniem jak najbardziej uzasadnionym. Urodził się w Sośnicy na Czernichowszczyźnie i choć zmarł w podmoskiewskiej oazie sowieckich artystów czyli Pieriediełkinie to jednak przez większość swojego życia (osobistego i artystycznego) był związany z Kijowiem. Jego imię nosiła zresztą tamtejsza wytwórnia filmowa.
Fot. Wikipedia
NIm jednak Dowżenko został największym z ukraińsko-sowieckich reżyserów, absolutnie nic nie zapowiadało, że będzie komunistą. Wręcz przeciwnie. W okresie Wojny Domowej służył jako ochotnik w armii Ukraińskiej Republiki Ludowej i tam też w pewnym momencie stawiał pierwsze kroki jako artysta. Jego pogodzenie się z sowieckim ustrojem nastąpiło dopiero po upadku URL i po tym, jak zachodnie państwa uznały, że państwowość ukraińską reprezentuje Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka.
Dowżenko był jej dyplomatą. Najpierw reprezentował ją na średnich stanowiskach w misji repatriacyjnej w Polsce, a potem w przedstawicielstwie w Berlinie. Pracę tam wykorzystał głownie filmowo – stolica Republiki Weimarskiej była obok Hollywood głównym ośrodkiem kina światowego.
Później Dowżenko wraca jednak na Radziecką Ukrainę i tam robi naprawdę wielka karierę. Trwa jeszcze tzw. „korenizacja”(powrót do narodowych korzeni – przy. red.) i „ukraińskość” jest w cenie. Wtedy powstaje chyba najwybitniejsze dzieło reżysera: „Ziemia” (1930), na poły epicki film w którym starzec-lirnik jako narrator prezentuje nam historię Ukrainy przez pryzmat ziemi. Kiedy jednak Hołodomor, Wielki Głód, niszczył wszelkie świętości – Dowżenko przerwał i przeniósł się do Moskwy. Stało się to w roku 1934 – akurat wtedy, gdy po Hołodomorze Stalin zabierał się za rosyjską inteligencję. Moskwa była od Charkowa czy Kijowa bezpieczniejsza.
Fot. Wikipedia
Teoretycznie Dowżenko robi tam spora karierę i realizuje klasyki sowieckiego kina – „Szczorsa” (ukraińską wersję biografii Czapajewa, o lokalnym komunistycznym watażce) i na swój sposób genialną epopeję „Aerograd” o twierdzy socjalizmu gdzieś na Sowieckim Dalekim Wschodzie. Dowżenko ma w tym okresie także na swoim koncie niezbyt sympatyczne działania.
Pod koniec września 1939 rusza wraz z Armią Czerwoną na Zachód. Kronika realizowana przez „kawalera orderów” Aleksandra Dowżenkę pokazuje liczne scenki rodzajowe, rzekomą radość wyzwolonych chłopów a także „Stary Lwów” i „Stary Przemyśl” przywrócone do „macierzy”. Czy Dowżenko się cieszył z połączenia „Ukrain” – tego nigdy się nie dowiemy. Wiemy jednak ze w jego filmie widzimy kolumny osób zaprezentowanych jako „żołnierze pańskiej Polski”, choć noszą mundury policjantów. Wielu z nich pewnie zginie za kilka miesięcy w Miednoje. Najsmutniejszym fragmentem dowżenkowej kroniki było jednak zainscenizowane przekazanie ziemi ludowi. Stara, chora i nie zdająca sobie sprawy z tego co się wokół niej dzieje dziedziczka jest tam wywożona ze swojego domu na wózku inwalidzkim w nieznane. Pewnie długo nie pożyła.
Scena z pseudo-dokumentalnego filmu „Wyzwolenie” z 1940 r. Fot. domena publiczna
Obok kronik pokazujących sfałszowane wybory i pierwsze posiedzenie Zgromadzenia które we lwowskiej Operze „decydowało” o przyłączeniu Zachodniej Ukrainy do ZSRR – nie ma bardziej wstrząsających obrazów stalinowskiej agresji na Polskę.
Łukasz Jasina