Spostrzeżenia i uwagi o nieprzyjacielu[1]
Autor relacji niewiele wniósł nowego do odtworzenia przebiegu walk w Grodnie w dniach 20-21 września 1939 r. Mało napisał o udziale własnym w tych walkach i trochę dziwi, że już 21 września był w okolicach Sopoćkiń. Interesująco brzmi natomiast próba zestawienia przyczyn „krótkotrwałego oporu” obrońców Grodna. Zwrot ten w stosunku do Grodna brzmi o tyle niesprawiedliwie, że przecież tylko miasto nad Niemnem podjęło obronę przeciwko związkom Armii Czerwonej. Zapytajmy raczej, dlaczego zorganizowanego oporu nie stawiły inne miasta, w tym Wilno.
Bolszewicy
Broń pancerna. Z bronią pancerną bolszewicką zetknąłem się w Grodnie, tego samego dnia na szosie Grodno – Skidel (20 IX 1939), następnego dnia w okolicach Sopoćkiń i w dniu 23 IX przed granicą litewską. W Grodnie były to czołgi 25-tonowe, pluton z 6 czołgów. Wjechały one do miasta szosą od strony Skidla.[2] Prawdopodobnie rozzuchwalone brakiem dotychczasowego oporu, gdyż miały tylko wielogodzinną walkę w Skidlu – i to bez strat, weszły do miasta bardzo śmiało i rozeszły się po mieście pojedynczo. W mieście były tylko dwa działa przeciwlotnicze, z których jedno stało u zbiegu ulicy Mostowej i Mieszczańskiej z obstrzałem w kierunku mostu na Niemnie, drugie stało na ulicy Dominikańskiej. W pobliżu ulicy Orzeszkowej z obstrzałem w kierunku placu Batorego.
Czołg, który szedł ulicą Dominikańską został odstrzelany przez działo (dostał trafne 3 czy 4 strzały), lecz amunicja przeciwlotnicza żadnej szkody mu nie uczyniła, wjechał na działo – zniszczył go i stanął przed Komendą Miasta ostrzeliwując z ckm. Został tam obrzucony butelkami z benzyną i spalił się wraz z załogą. Ogólnie zostało zniszczonych w tym dniu, tym sposobem cześć czołgów. Jeńców nie wzięto. Załogi wszystkie zginęły. Drugi czołg został zniszczony na ul. Hoovera.[3]
Wskutek zuchwałego działania ich w pojedynkę, było możliwem podejść do nich i oblać benzyną. Po Grodnie [po 10 września] plutony czołgów działały spoiście i podpalenia już się nie udawały. Żołnierze pancerni walczyli dzielnie, np. z palącego się czołgu po otwarciu drzwiczek żołnierz nie wyskakiwał, lecz strzelał z rewolweru, aż póki nie został zabity.
Drugi pluton czołgów zamykał przejście przez most nad Niemnem, trzymano go pod ostrzałem ckm i armatek. Pociski ppanc. z ckm odpryskiwały od pancerza nie przebijając go. Bolszewicy strzelali celnie i działali do bitwy grodzieńskiej brawurowo – potem już bardzo ostrożnie. Załoga czołgów była ubrana w kombinezonach, uzbrojona w pistolety. Skuteczne strzały – były tylko wiązki [serie] z ckm skierowane w gąsienice, w ten sposób unieruchomiono jeden czołg.
Jeden czołg uszkodzony wskutek marszu napotkałem w tym samym dniu na szosie Grodno-Skidel, był on jednak pilnowany przez drugi.
W dniu 22 IX w nocy, nad ranem już, pluton czołgów (6) przeszedł przez całe ugrupowanie grupy gen. Przeździeckiego[4] o kilkaset metrów od sztabów grupy i brygad, i poszedł na Sopoćkinie.
W dniu 23.IX w godzinach popołudniowych i wieczorem, czołgi przychwyciły ogon kolumny przechodzącej granicę, jednak gdy się ściemniło – wycofały się z akcji[5].
Piechota W pierwszym dniu 20 IX piechoty bolszewickiej nie widziałem. Czołgi opierały swoje działania na bandach dywersyjnych w Skidlu i Grodnie. Pluton piechoty napotkałem 22 IX o świcie. Strzelali słabo, bo do mego auta osobowego od odległości 100-150 m. nie trafili, było to jednak o świcie i zdaje się wzajemne zaskoczenie. Rozmawiałem z szeregowcem wziętym z tego plutonu do niewoli. Wygląd mizerny – cera ziemista, wiek około 26 lat – rezerwista z okolic Bobrujska. Ubiór: hełm, płaszcz z materiału przypominającego pokrzywę, materiały „arsatzowe” [zastępcze] niemieckie z czasów wojny 1918 roku. Mundur i spodnie z materiału podszewkowego, prawdopodobnie watowanego – bo przepikowane w kwadraty, bielizna zgrzebna. Ogólnie wrażenie nędzy.
Piechota która wkroczyła na Litwę: wygląd – cery ziemiste, twarze wymizerniałe, ale mundury, płasze, buty bardzo porządne. Podobno w Białymstoku bolszewicy zagarnęli zapasy sukna przeznaczone na sprzedaż dla nich (zamówione przed wojną) i zebrawszy krawców z okupowanych miejscowości szyto na gwałt mundury.
Oficerowie i szeregowi pilnowani byli bardzo, aby nie wchodzić w kontakt z miejscową ludnością litewską. W miejscowościach gdzie stali (wiem o garnizonach w Prenach, Janowie) wykupywali w sklepach wszystko dziwiąc się, ze można tak bez kartek i w dowolnej ilości. Rewelacją były cukierki i czekolady. I oficerowie i szeregowi byli zaskoczeni zamożnością ludności, obfitością i dostępnością nabycia wszelkich wytworów. Słyszano zdania bolszewików, że potem, co zobaczyli w Polsce i na Litwie, nigdy już pewnie do siebie do domu nie wrócą, aby nie dowiedziała się ich ludność, że gdzieindziej jest inne i lepsze życie. W Olicie miał się zastrzelić pułkownik bolszewicki, który został odwołany do Moskwy – nie chcąc powracać do tamtych warunków.
Lotnictwo Zetknąłem się z trzema bombowcami sowieckimi w Grodnie w dniu 20.IX, przelatywały nad dworcem kolejowym dość nisko na wysokości około 300 m., rzucały tylko ulotki z orędziem Stalina o motywach wkroczenia do Polski (w języku białoruskim). Zostały ostrzelane z ckm, więcej nie pokazywały.
Ogólne spostrzeżenia z walk z bolszewikami.
Krótkotrwały opór, jaki był dany bolszewikom miał następujące przyczyny:
- Brak zdecydowanego działania z naszej strony na skutek kompletnego zaskoczenia wystąpieniem bolszewików;
- Brak łączności z Naczelnym Dowództwem i niemożność otrzymania jakichkolwiek wskazówek;
- Rozpuszczenie żołnierzy do domów w Lidzie i innych miastach. Widok powracających żołnierzy w bandach ubranych na wpół po cywilnemu demoralizował żołnierzy będących jeszcze w szeregach;.
- Brak broni przeciwpancernej. Czołgi zupełnie bezkarnie rozpędzały całe kolumny naszych wojsk.
- Olbrzymia pomoc, jaką bolszewicy miel wszędzie w bandach dywersyjnych. Miejscowa ludność – biedniejsi żydzi i chłopi białoruscy uzbrojeni walczyli z wojskiem na każdym kroku tak, że walka do bitwy grodzieńskiej była wyłącznie z czołgami i miejscową ludnością.
- Chaotyczne, niezdecydowane działanie wynikające z braku rozkazów zdecydowanych poderwało zaufanie do dowódców i wywołało krytykę, i opieszałe wykonanie rozkazów, lub w ogóle niewykonywanie ich, a działania na własną rękę.
- Apatia i niewiara we własne siły. Wycofywanie się bez niszczenia za sobą ważniejszych obiektów (np. mosty na Niemnie, mosty na Kanale Augustowskim). Linie telefoniczne w dniu bitwy grodzieńskiej były czynne i połączenie funkcjonowało z Lidą, gdzie było dowództwo bolszewickie, tak że dowódca bolszewicki kilka razy telefonował do sztabu naszego na dworzec i do Komendy Miasta w czasie walki z prośbą o informacje.
- Rozkaz wydany na terenie DOK III: Należy unikać walki z bolszewikami, cofać się, ewentualnie przekraczać granicę państw neutralnych.
Stefan Gołębiowski kpt broni pancernej
Podał: A. Dobroński
[1] Instytut Polski i Muzeum Sikorskiego w Londynie, Relacja sygn. B. I 566.
[2] Pierwsze czołgi sowieckie z pododdziału rozpoznawczego VI Kozackiego Korpusu Kawalerii wjechały rano (ok. godz. 7) 20 IX od strony południowo-zachodniej (Białegostoku), przez most nad Niemnem.
[3] Znamy dokładne opisy zniszczenia kilku czołgów, w tym na ul. Dominikańskiej i ul. Hoovera. W żądnej z nich nie ma informacji o staranowaniu działka przeciwlotniczego.
[4] W nocy 22 nie było już w Grodnie kawalerii (grupy „Wołkowysk” gen. Wacława Jana Przeździeckiego), która opuściła miasto na ranem 21 IX.
[5] Bardzo ogólnikowe stwierdzenie. Zabrakło informacji o boju nocnym pod Kodziowcami 22 IX.
Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych