Janusz Petelski
Niedawno miałem okazję odwiedzić Grodno. Pobyt w tym mieście przypomniał mi o udziale mego Ojca w obronie miasta we wrześniu 1939r.
Ojciec miał wówczas 17 lat, mieszkał w Białymstoku i należał do harcerstwa. Nie wiem, niestety (być może nie zapamiętałem tego, słuchając jego wspomnień), w której był drużynie. Nie pamiętam także, co spowodowało, że z grupą kilku kolegów 17. września znalazł się w Skidlu. Następnego dnia wszyscy zostali pojmani przez miejscowych buntowników, poturbowani i zamknięci w jakimś budynku gospodarczym. Jeden z kolegów Ojca zainicjował wykonanie podkopu pod murowanym fundamentem tej budowli. Nie posiadającym żadnych narzędzi harcerzom (ich noże – „finki” – zostały im odebrane) wykonanie tej drogi ucieczki („dziury, takiej, jaką pies kopie pod ogrodzeniem” – jak wspominał Tata) zajęło całą noc. Do rycia w ziemi wykorzystywali m.in. klamry pasków od spodni. Udało się jednak i ruszyli w stronę Grodna. Po drodze spotkali kolumnę wojskowych samochodów ciężarowych z polską ekspedycją karną (byli w niej także grodzieńscy harcerze). Ojciec oraz jego koledzy zostali zabrani na ciężarówki i wrócili do Skidla, gdzie wzięli udział w tłumieniu rebelii.
Po powrocie ekspedycji do Grodna Ojciec uczestniczył w obronie miasta przed bolszewikami. Niestety, prawie o tym nie opowiadał – znacznie bardziej traumatycznym przeżyciem była dla niego pacyfikacja Skidla. Zawsze nazywał interwencję polskiego wojska pacyfikacją. Z dostępnych źródeł wiadomo, że liczba zabitych rebeliantów oraz ich sympatyków prawdopodobnie nie przekroczyła trzydziestu osób, a liczba spalonych domów – dwudziestu. Słuchając relacji mojego Ojca można było wyobrazić sobie, że nikt stamtąd nie wyszedł żywy a z miasta nie został kamień na kamieniu. Ojciec miał przecież dopiero 17 lat. Nie znał wcześniej okrucieństwa wojny. Musiał być w centrum tamtych wydarzeń, skoro tak dramatyczny obraz pozostawiły w jego pamięci.
Gdy Grodno padło, zdecydował się przedostać do Białegostoku, do domu. Wracał znowu w grupie kolegów z rodzinnego miasta. Nie pamiętam już, dlaczego nie szli najkrótszą drogą, faktem jest jednak, że rankiem 24 września zostali złapani w miejscu, w którym spędzili noc (nie pamiętam, czy była to stodoła czy stóg siana) i zawiezieni… do Skidla. Tam dołączono ich do grupy kilkunastu, schwytanych wcześniej, młodych Polaków, ustawiono w szeregu na jednej z ulic. Długo czekali, pilnowani przez sowieckich żołnierzy. W końcu, w przyczepce motocykla kierowanego przez sołdata, przyjechał jakiś cywil w skórzanym płaszczu. Popatrzył na stojących z podniesionymi rękami więźniów i powiedział tylko, po rosyjsku: „Faszystowska młodzież”. Odjechał. „Faszystowska młodzież” wylądowała w końcu… w obozie w Ostaszkowie. Ojciec wspominał, że uwięzieni tam oficerowie bardzo się nimi, nastolatkami, opiekowali. Pod koniec listopada wszyscy nieletni zostali zwolnieni do domów. Tata dotarł do Białegostoku w połowie grudnia.
Czesław Petelski. Fot. Internet
Ojciec nie żyje od 1996 roku. Od 1981 nie mieszkałem już z rodzicami i nie rozmawiałem z nim o jego wojennych przeżyciach. Gdy mi je relacjonował pierwszy raz, od wydarzeń z 1939 roku minęło już zapewne nie mniej niż 35 lat – musiałem być wtedy w liceum. Od czasu, gdy po raz ostatni słuchałem jego opowieści – kolejne 35. To, co tu napisałem, jest więc rejestracją „piętrową” – zapisem moich wspomnień z jego wspomnień. Być może są w nich jakieś nieścisłości lub przekłamania, ale postanowiłem opublikować je na stronie Fundacji Lelewela, „by czas nie zaćmił i niepamięć”.
A gdy już spotkam Tatę, zapytam go jeszcze raz – o szczegóły…
Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych
* * *
Marek Wierzbicki w „Powstaniu skidelskim 1939 r.” (Białoruskie Zeszyty Historyczne nr 7) pisał m.in.:
Powstanie skidelskie — lub rebelia w Skidlu — rozpoczęło się niedługo po wkroczeniu wojsk sowieckich na terytorium Polski, prawdopodobnie 18 września 1939 r. (…) Tego dnia mieszkańcy miasteczka usłyszeli informację radiową o wkroczeniu Armii Czerwonej na terytorium Polski. Na wieść o tym wśród miejscowej ludności powstało duże napięcie. Na rynku zebrał się spory tłum, który jakby oczekiwał na sygnał do działania. Nagle padł okrzyk: „Rozbroić policję!” W krótkim czasie grupa rebeliantów na czele z komunistami — byłymi członkami rejonowej organizacji Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi — opanowała posterunek policji, pocztę, elektrownię i rozbroiła oraz aresztowała obecnych w mieście policjantów i oficerów WP. (…)
W pierwszym dniu rebelii w Skidlu uformował się Komitet Rewolucyjny złożony z byłych członków i aktywistów KPZB narodowości białoruskiej i żydowskiej. Na jego czele stanął Michał Iwanowicz Litwin a w jego skład weszli Gieorgij Josifowicz Szagun, Ilja Fomicz Myszko, Fiodor Josipowicz Buben, Aleksander Konstantynowicz Mozelewski, Iwan Gieorgiewicz Dzielankowski, komsomolec Piotr Careszko i sekretarz komórki partyjnej (KPZB) Mojsiej Łajt. Nad magistratem w miejsce biało-czerwonej zawisła czerwona flaga. Poprzez gońców zebrano okoliczną ludność na wiec, na którym B. Olech, M. Litwin i Leizur Paczymok poinformowali zebranych o ustanowieniu władzy radzieckiej w rejonie skidelskim.
Tymczasem wieści o wydarzeniach w gminie Skidel dotarły do powiatowej komendy Policji Państwowej w Grodnie za pośrednictwem policjantów Michała Rodziewicza i Wojciechowskiego, którzy zbiegli ze Skidla15. W Grodnie podjęto wówczas decyzję o wysłaniu ekspedycji karnej do zbuntowanego miasteczka, złożonej z policjantów i żołnierzy oraz ochotników — przede wszystkim grodzieńskich gimnazjalistów-harcerzy. 19 września 1939 r. w kierunku Skidla ruszyło kilka samochodów ciężarowych wiozących uczestników ekspedycji karnej, dowodzonej przez kpt. Pileckiego. (…) Wkrótce po rozpoczęciu natarcia ekspedycja karna uzyskała przewagę i wyparła rebeliantów z miasteczka. (…)
Wojska sowieckie opanowały to miasteczko 20 września 1939 r. po południu, po kilkugodzinnej walce ze zgrupowaniem rtm. Wiszowatego. Tak więc pomiędzy pacyfikacją Skidla przez ekspedycję karną, a wkroczeniem jednostek Armii Czerwonej upłynęło ok. 20 godzin. Powyższe fakty podważają prawdziwość wersji wydarzeń skidelskich przyjętych przez stronę sowiecką w tym punkcie24.