Spojrzenie z drugiej strony – cz. I

Powiększ obrazSowiecki plakat z 1939 r. Fot. Internet

Bój o Grodno w 1939 roku oczami sowieckiego korespondenta

O obronie Grodna jesienią 1939 roku w samej Polsce, jak się wydaje, napisano już bardzo wiele, poczynając od wspomnień Grażyny Lipińskiej i kończąc na najnowszych publikacjach, gdzie wszystkie wydarzenia są prezentowane dosłownie po godzinie.

Trzy dni krwawych walk oddziałów stworzonych z miejscowej ludności i pozostałości regularnych jednostek armii polskiej z wojskami sowieckimi dawno już weszły do kanonu polskiej historii. Nie jest to zaskakujące, ponieważ Grodno było w rzeczywistości jedynym miastem, które stawiły opór Armii Czerwonej. Zapewne było do tego najbardziej predestynowane. Niejako stworzone po to by „grodzić”, czyli chronić, niemal zawsze stawało się arena decydujących bitew.

 

Inną rzeczą jest to, że obecne pokolenie Grodnian, który wychowało się na opowieści o wyczynach obrońców bohaterskiej Twierdz Brzeskiej, musiałoby się niespodzianie dowiedzieć, że w podobny jak Brześć sposób widziane jest y i Grodno, ale po drugiej stronie granicy, w Polsce. Dotychczas cała białoruska historiografia na ten temat ogranicza się do skromnych opisów, głównie mających charakter kompilacji. I tak samo jest to zrozumiałe: co prawda bliski jest nam obraz bohaterskich obrońców miasta, patriotów, i niechby i polskiej, ale – swojej ojczyznę, ale z drugiej strony, w rzeczywistości, jesteśmy potomkami tych, którzy „wyzwalali” Grodno na jesieni 1939 roku.

Współczesna rosyjskojęzyczna publiczność jest skłonny widzieć te wydarzenia jedynie jako przejaw wrogiej propagandy, utożsamiając w  tekstach polskich historyków władzę radziecką z suwerennym państwem rosyjskim. W rezultacie, zamiast zrozumieć istotę tego, co się działo, nie mówiąc już o uznaniu odpowiedzialności władz radzieckich za swoje działania, większość autorów zdecydowanie odrzuca fakt obrony Grodna, jako przejawu bohaterstwa ze strony pokonanej Polski.

Czego jest naprawdę brakuje w dyskusji ogólnej, to opinii żołnierzy radzieckich, uczestników walk o Grodno. Z kilkoma wyjątkami, prawie ich nie znamy (…). Dlatego też opublikowany na stronach „Swabodnoj Biełarusi” tekst wojennego korespondenta Piotra Lidowa wydał nam się unikalny. Napisane dosłownie w trakcie wydarzeń, ten cykl kilku reportaży dziennikarskich, dziś, gdy mamy ogromny zbiór dokumentów i wspomnień uczestników obrony, nie wydaje się jedynie „krzywym zwierciadłem”, które tylko zniekształca rzeczywistość. Choć w duchu sowieckiej publicystyki, pełen klisz ideologicznych, ale w rzeczywistości pokazał własny punkt widzenia, wyprzedziwszy o dziesięciolecia publikacje współczesnych polskich autorów.

Tak, ten obraz jest bardzo zideologizowany, a w niektórych miejscach wręcz zniekształcony. Wiele dialogów brzmi jak cytaty z dawnych radzieckich filmów, a wróg ma przysługuje wyłącznie negatywne cechy. A jednak jest ważnym dokumentem swojej epoki, pełny, ważnych szczegółów. Oto bowiem P. Lidow z patosem opowiada historię enkawudzisty, który w cywilnym ubraniu poszedł do miasta i wrócił żywy, a nawet przyniósł KILKA map Grodna, z czego współczesny czytelnik może stwierdzić – żołnierze radzieccy nie mieli map miasta, które przybyli oswobodzić! W innym miejscu, choć z odpowiednimi epitetami, czytamy o ukraińskich nacjonalistach, którzy walczyli w szeregach polskich obrońców Grodna – fakt praktycznie nieznany w dzisiejszej w historiografii!

Niektóre fragmenty, zwłaszcza na tle wspomnień polskich uczestników walk o „sowieckich dywersantach” brzmią szczególnie aktualnie: „Drogę do miasta pokazywał oddziałom Piotr Naumowicz Pietuszkow – bezrobotny Białorusin, barczysty, blondyn, o zmrużonych niebieskich oczach… Przewoził czerwonoarmistów łodzią, pokazał im najmniej niebezpieczną drogę, wraz z żołnierzami okopywał się i prowadził ogień do wroga, razem z nimi atakował  gniazda karabinów maszynowych, znajdujące się (…) na cmentarzu luterańskim. Teraz wielu czerwonoarmistów już znało Pietuszkowa. Klepali go po ramieniu, a on ugaszczał ich  przyniesioną z domu machorką.

– I co, Pietuszkow, wielu Polaków zabiłeś?

Pietuszkow nieśmiało się uśmiechnął, odkładał karabin i przysiadał, by skręcić papierosa. ”

A jak ciekawy jest dziennikarski opis martwych żołnierzy wroga na obrzeżach miasta: „… W rejonie nieruchomości Druck, po obu stronach szosy lidzkiej, wojsko ujrzało obraz niedawnego boju. W obronie podejść do miasta, Polacy ukryli w rowach wzdłuż drogi oraz w miedzach ogrodów. Obrończy Rzeczpospolitej Polskiej zostali tu, leżąc, z wykrzywionymi twarzami, z mundurami oblepionymi krwią. Teraz snajperzy pierwszego batalionu mogli przekonać się, na ile byli celni: większość Białopolaków sostała trafionych w głowę „. Dziś wiemy, jacy to byli były „snajperzy”

Nie mniej ciekawie wygląda i postać samego autora. Piotr Lidow przeszedł drogę od tokarza, redaktora gazety „Martenowska” moskiewskiej fabryki „Sierp i Młot” do korespondenta gazety „Prawda”. Do Grodna trafił niemal razem z Armią Czerwoną, w ramach „speckomandirowki”, więc pisał właściwie na gorąco. Później, w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, już jako wojenkor jako pierwszy napisał o młodej partyzantce Zoi Kosmodiemjanskiej, zapoczątkowując jeszcze jedną legendę czasów radzieckich.

Najprawdopodobniej, i bohaterowie jego uwag o zajęciu Grodna mogli stać się częścią sowieckiego panteonu. Jednak nowa, a w rzeczywistości – ta sama wojna przyniosła zmiany i nazwiska większości radzieckich żołnierzy, którzy brali udział w bitwie o Grodno, pozostali na stronach gazety, nie stając się nazwami ulic, placów, oddziałów pionierskich. Odczytując te notatki przywracamy je z niebytu, choć odbieramy je dziś nieco inaczej…

 

Andrej Waszkiewicz

Andrej Czerniakiewicz

 

***********

Wzięcie Grodna

(fragmenty książki)

RKKA

Komunikat Sztabu Generalnego RKKA z 28 września: Armia Czerwona osiągneła linię Grodno-Czyżew i dalej na południe, po Ustrzyki…

Przeciwnik

Opór okazany przez wroga pod Grodnem był przedśmiertelną konwulsją polskiej armii. Polscy oficerowie, którzy uciekli z frontu zachodniego i wschodniego, skoncentrowali się w Grodnie, w liczbie około trzech tysięcy. Z jednej strony mieli granicę z Litwą, z drugiej – zbliżające się wojsk radzieckich. Nie było dokąd iść… Aroganccy szlachcice zdecydowali się trzasnąć drzwiami przed zejściem ze sceny historii.

Grodno było ku temu odpowiednie. Miasto jest strategicznie korzystne do obrony. Płynący w dolinie Niemen oddzielał je od nacierających. W mieście jest wiele wysokich punktów, wygodnych do prowadzenia obserwacji i ostrzału okolicy.

W Grodnie gospodarzami byli kupcy, urzędnicy i duchowni, tu szczególnie dotkliwy był ucisk narodowy i wymuszona polonizacja Białorusinów. Skrajnie prawicowe organizacje nacjonalistyczne miały duży wpływ, zwłaszcza na uczącą się młodzież.

Podczas oczekiwania na przybycie oddziałów Armii Czerwonej, robotnicy, zwłaszcza Białorusini i Żydzi, organizowali się, aby pomóc naszym żołnierzom. Władze, wojska garnizonu grodzieńskiego i lokalna policja wciąż uciekli jeszcze 17 września, kiedy dowiedzieli się, że Armia Czerwona przekroczyła granicę. Miasto było kontrolowane przez pospiesznie zorganizowanej „rady”. Porządek utrzymywała „straż obywatelska” – podejrzani mężczyźni w cywilnych ubraniach, czerwono-białymi opaskami na rękawach. Były to odwrócone kolory [polskiej] flagi narodowej odwróconej.

W rzeczywistości, ani władz, ani porządku w mieście nie było. Więźniów politycznych (w więzieniu grodzieńskim było ich około 250) żądali uwolnienia. 18 września pod więzienie podeszli robotnicy z żądaniem uwolnienia więźniów politycznych. Wyższa administracja więzienna ukryła się i przestraszeni strażnicy byli zmuszeni wypełnić to żądanie. Zaczęli po jednym zwalniać więźniów politycznych. Gdy o tym dowiedzieli się skazani za zwykłe przestępstwa, wyłamali drzwi swoich cel, a potem i drzwi cel więźniów politycznych.

Tymczasem do miasta ciągle przybywali polscy oficerowie podoficerowie, kaprale, policjanci. Szli oddziałami indywidualnie na rowerach z Wilna, Skidla, Suwałk, Osowca, Białegostoku, Augustowa – uciekając od wojsk sowieckich i niemieckich. Zjechało się ze dwudziestu generałów. Były też zwykli żołnierze. których udało się przekonać, że bolszewicy – to krwiożercze bestie i wpaść w ich ręce oznacza śmierć.

Oficerska sfora szybko nawiązała kontakt z lokalnymi przywódcami OZN (Obóz Zjednoczenia Narodowego). Tak się nazywała partia rządząca piłsudczyków, śmigłych, becków, mościckich. Grodzieńską organizacją OZN kierował dyrektor fabryki tytoniu Walicki. Funkcjonariusze lokalnej organizacji OZN przejęli koszary i przejęli broni, zostawioną przez  uciekający garnizon – i rozpoczęli przygotowania do obrony. Każdemu, kto zgodził się walczyć, obiecano dużą sumę pieniędzy. Pieniądze wydawano dzień wcześniej. Zaczęło się gorączkowe umacnianie podejścia do miasta. W sztabach 76 i 81 pułków piechoty synkom miejscowej, nacjonalistycznej burżuazji rozdano broń. Szczególnie aktywni byli tak zwani „strzelcy”.

… Już 17 września w sztabie 76 pułku piechoty werbowano ochotników spośród „strzelców”. Zwerbowani „ochotnicy”  natychmiast otrzymali broń, pieniądze i ubrani byli w mundury. Tworzono z nich grupy po 7-8 osób. Włączano w nie też policjantów.

Jednym z aktywnych organizatorów oddziałów ochotniczych był członek OZN, kapitan rezerwy armii polskiej Edward Romanowski. Były żołnierz armii carskiej, w 1920 roku wstąpił do legionów Piłsudskiego i walczył przeciwko Rosji Sowieckiej. Za to otrzymał ziemię, ale nie chciał zostać właścicielem ziemskim i sprzedał ją za 60 tysięcy złotych i przeszedł do pracy w grodzieńskiej izbie skarbowej. Na początku wojny polsko-niemieckiej Romanowski został mianowany komendantem obrony powietrznej Grodna. Kiedy wojska radzieckie przekroczyły granicę, stanął na czele „pogromszczikow” [oddziałów walczących z bolszewickimi dywersantami – przyp. red.] i chwalił się, że zaleje ulice żydowską i bolszewicką krwią.

Oprócz piłsudczyków, do obrony miasta przyciągnięto kontrrewolucyjne mety różnego autoramentu. Jedną z tych grup, na przykład, dowodził petlurowiec Jefim Czepurnyj. Grupa ukraińskich nacjonalistów, kierowana przez Czeppurnyja, była sterowana przez oddział II  polskiego departamentu warszawskiego sztabu Polskiego Generalnego. Zarząd realizuje ważną pracownika Sztabu Generalnego. Wśród dowódców znajdował się ważny pracownik sztaby, były, peytlurowski pułkownik Czebotariow. 20 młodych petlurowców, którzy byli pod dowództwem Czepurnyja, otrzymali: 10 ckm-ów „Lewis” a amunicją, 5 karabinów maszynowych „Hotchkiss”, 15 karabinów z amunicją, 20 rewolwerów, 120 granatów, 5 kilogramów piroksyliny. No, oczywiście – po 100 zł na twarz jako zaliczkę za krwawą „rpbotę”.

Czepurnoj dostał rozkaz by w razie poddania miasta schować broń dla walki z Armią Czerwoną na jej tyłach.

Uzbrojona, czarna sotnia postanowiła zabezpieczyć swoje tyły w nadchodzącej walce. 18 września zaczęła pogromy w żydowskich dzielnicach, biorących udział w milicji ludowej – Żydów, żydowskie kobiety i dzieci, wyśmiewając się ze zwłok zabitych.

Więźniów politycznych, którzy zostali uwolnieni w tym dniu z więzienia, na ulicy powitał ogromny tłum. Rozległy się okrzyki powitania, słychać było pocałunki, płynęły łzy radości. Niektórzy więźniowie polityczni mieszali się z tłumem, a wraz z nim rozeszli się do różnych części miasta. Jednak najbardziej świadomi – byli komuniści i komunistki – zdecydował, że powinni spłacić dług z bronią w ręku, wspomagając armię robotników i chłopów.

Ruszyli ulicą, trzymając w górze zaciśnięte pięści i wykorzykując hasła:

– Niech żyje Armia Czerwona!

– Niech żyje Sowiecka Białoruś!

Naprzeciw nich jechał jakiś adwokat. Samochód zatrzymali, bladego i drżącego ze strachu burżuja przeszukali, zabrali mu rewolwer, granaty, amunicję i poszli dalej. W pustym nudynku 1. Policyjnego komisariatu na ulicy Akademickiej robotnicy przygotowali więźniom politycznym jedzenie – chleb i ser. Policja zostawiła w tym domu dużo karabinów, całe stosy amunicji. Gdy oswobodzeni z więzienia jedni i zbroili się, w jednym z pokoi obradował komitet więzienny. Jego przewodniczącym był Filip Piestrak, białoruski poeta, były członek Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Spędził w więzieniu prawie jedenaście lat swojego życia…

Komitet debatował, co robić dalej. Nikt nie znał miasta, nie było wiadomo, gdzie są wrogowie i gdzie przyjaciele, z kim walczyć, skąd liczyć na pomoc. Poza tym okazało się, że tylko niewielu wie, jak strzelać. Posłali zwiadowców, ale żaden z nich nie wrócił. Piestrak wziął pas z nabojami, karabin i postawił swych towarzyszy w szeregach. Jeden z grodzieńskich robotników zaofiarował się wyprowadzić oddział z miasta. Pierwszy wyszedł za bramę i natychmiast padł, uderzony kulą żandarma.

Wtedy postanowiono przejść przez płot i przedrzeć się przez park miejski. Ale parku oznonowcy ogród otoczyli więźniów i znowu zabrał ich do więzienia.

Administracja więzienna nie zniknęła. Trwożliwie siedziała w piwnicy, pozostawiając kierowanie więzieniem – oficerom. W budynku dały się słyszeć krzyki maltretowanych. Znany więzienny kat – nadzorca Kowalski, walił kolbą karabinu w głowę i ramiona ofiar…

Była jeszcze jedna grupa więźniów politycznych, która wyszła z więzienia i ukryła się w ogrodzie kościoła farnego. Poszukiwali ich „strzelcy” i policja. W oddziale było 13 osób, dowodził nimi „strzelec”, licealista trzeciej klasy Wasilewski. Więźniów politycznych wyciągnęli z kościelnego ogrodu. Kiedy biegł przez ogród biskupa, „strzelcy” oddali kilka salw. Trzej towarzysze zostali zabici, pięciu rannych, a pięciu banda Wasilewskiego wzięła do niewoli. Wasilewski, wziąwszy do pomocy czterech policjantów, prowadził tę piątkę mężnych, ale nieuzbrojonych ludzi, do więzienia, bijąc ich i naśmiewając się z nimi.

19 września w mieście trwał pogrom. Jego głównym organizatorem i inspiratorem był prezydent miasta Roman Sawicki…

Wzięcie Grodna

… Rankiem 20 września, kiedy mgła się rozeszła, czołowe oddziały ujrzały przed sob Grodnoą, leżące nad brzegiem głębokiego Niemna. Za oddziałami rozpoznawczymi, swoma potężnymi kolumnami – od Krynek i Indory – szybko zbliżały się oddziały zmechanizowane. Oto jak te chwilę w swoim dzienniku opisywał komkor Andriej Iwanowicz Jeremienko: „Rankiem 20 września, polecono mi stworzyć grupę mobilną, poprowadzić ją i opanować miasto Grodno. Grupa przemieszczała się przez Krynki, czyli trasą południową. Na północy poruszała się grupa podział komdiwa Pietrowa.

Znajdowałem się na czele kolumny. Przed dotarciem do Grodna, 15 kilometrów do miasta, wysunąłem się do przodu i niespodziewanie napotkałem pluton piechoty przeciwnika, który szybko przyjął ugrupowanie bojowe i zaległ po obu stronach drogi. Pierwszy zauważył to mój szofer Gorłanow.

Przeciwnik był w odległości 250-300 metrów. Od razu oceniłem sytuację i nakazałem szoferowi, aby dodał gazu i nie zatrzymując się jechał prosto na Polaków. Przeciwnik najwyraźniej był zaskoczony i nie wiedział, co robić. Jechaliśmy przez jego łańcuch w zamkniętym samochodzie „Buick”. Ze mną był komisarz Szczukin, słuchacz Akademii Sztabu Generalnego Armii Czerwonej.

O 16 byliśmy już w Grodnie. Nasze pojawienie się wywołało ogień ze strony przeciwnika, broniącego południowej, południowozachodniej i południowowschodniej granicy miasta. Nasza grupa rozpoznawcza nie mogła wejść do miasta, wysłane pojazdy opancerzone zostały podpalone przez przeciwnika.

Podeszła piechota. Południowowschodnia część miasta została przez nas zajęta i zacząła się przeprawa przez Niemen.

O 22 członek Rady Wojennej, komisarz korpusu Nikołajew, komdiw Pietrow i ja omówiliśmy plan działania na 21 września. Zdecydowano, że ja ze swoja grupą, wzmocniony przez piechotę zmotoryzowaną, atakuję z południa na fabrykę tytoniową, mostu i koszary. Komdiw Pietrow z jego oddziałami, wzmocnionymi piechotą, atakuje z południowego wschodu. Zajętą część miasta wykorzystujemy do zorganizowania przeprawy.

O 24 godzinnie zebranie, które odbyło się w niedaleko od szosy – zakończyło się. Walki ucichły, tylko w mieście świateł pojawiały się ognie sygnalizacji świetlnej przeciwnika. Położyłem się spać, ale nie mógł zasnąć i myślałem o wszystkich szczegółach jutrzejszego ataku. Dopiero nad rankiem zasnąłem na siedząco…”.

 

(artykuł w języku rosyjskim został udostępniony przez Andreja Czerniakiewicza – dziękujemy! publikujemy go z niewielkimi skrótami i bez przypisów)