Gdy w 1943 r. Niemcy ujawnili mord na polskich elitach, Sowieci bardzo szybko zaczęli dementować hitlerowskie doniesienia. Było to o tyle trudne, że III Rzesza widząc w niespodziewanej sytuacji świetny materiał propagandowy utworzyła międzynarodową komisję i zaprosiła przedstawicieli Polskiego Czerwonego Krzyża. By odwrócić niekorzystną narrację, 12 stycznia 1944 r. Sowieci utworzyli własny zespół badaczy, który miała zrzucić na nazistów radziecką zbrodnię. Twarz radzieckiej komisji nadał profesor Nikołaj Burdenko, medyk o długim, jeszcze przedrewolucyjnym stażu. W środowisku medycznym zasłynął jako ojciec rosyjskiej neurochirurgii. W momencie powołania komisji był również członkiem Akademii Nauk i Naczelnym Chirurgiem Armii Czerwonej.
10 kwietnia w obwodzie smoleńskim odbyła się akcja poparcia dla rosyjskiej „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie. Dwie kolumny sprzętu budowlanego z flagami rosyjskimi i namalowanymi literami „Z” podjechały pod pomnik katyński, demonstrując zamiar jego zniszczenia. A rosyjscy politycy wprost wzywają do likwidacji cmentarza, na którym pochowanych jest ok. 4400 polskich oficerów.
Na początku listopada 1939 roku w trzech obozach specjalnych NKWD wykrystalizowała się sytuacja, którą znamy z historii podręcznikowej i która nie uległa zasadniczej zmianie aż do zagłady polskich jeńców. I tak, w Starobielsku i Kozielsku umieszczono odpowiednio ok. 3900 i 4700 osób z odchyleniami nie przekraczającymi 120, przy czym zarzucono pierwotny plan skierowania generałów i pułkowników do Starobielska, niższych oficerów natomiast do Kozielska. Zrealizowano jednak inny zamysł, mianowicie by trzeci, najliczniejszy obóz ostaszkowski pozostał miejscem odosobnienia dla funkcjonariuszy policyjno-żandarmeryjnych oraz pracowników wywiadu, upatrując w nich najbardziej nieprzejednanych wrogów władzy ludowej.
Jest wiedzą powszechną, że w trzech obozach NKWD: Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie od jesieni 1939 do wiosny 1940 r. Sowieci przetrzymywali ok. 14,5 tysiąca polskich oficerów. Jednak dość często w katyńskiej publicystyce historycznej okres ten traktowany jest pobieżnie i bezkontekstowo. Tymczasem pozostaje on kluczowy dla właściwego zrozumienia podjętej przez Stalina decyzji o zagładzie.
Monaster w Kozielsku – miejsce przetrzymywania jeńców polskich zamordowanych w Katyniu
Na początku października 1939 roku w niewoli Armii Czerwonej i NKWD – wbrew twierdzeniom sowieckiej propagandy mówiącym o 0,3 miliona – znajdowało się faktycznie ok. 230-250 tys. żołnierzy Września. Liczby te znajdują pokrycie w rosyjskich meldunkach. Wiadomo z kolei, że w ramach zbrodni katyńskiej zamordowano mniej więcej jedną dziesiątą tej liczby. Pytanie pierwsze brzmi zatem: co stało się z pozostałymi? Ich los jednostkowy w dużej mierze pozostaje nieznany, ale nie oznacza to, że historiografia nie jest w stanie opisać niektórych prawideł dotyczących ich jako grupy, a w rzeczywistości kliku odrębnych grup.
Przez blisko trzy godziny debatowali 26 września 2015 r. w Grodnie polscy i białoruscy historycy, analizując wydarzenia związane z datą 17 września 1939 r. Uczestniczyli profesorowie Czesław Grzelak (AON, Warszawa) i Adam Dobroński (Uniw. W Białymstoku, b. minister – kierownik Urzędu ds. Kombatantów), dr Jerzy Milewski (IPN Białystok), a także dr Andrej Czarniakiewicz (Grodno) i dr Aliaksandr Paszkiewicz (redaktor naczelny czasopisma „Arche”, Mińsk) oraz Józef Porzecki (prezesa Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej przy Związku Polaków na Białorusi). Oto skrócony zapis dyskusji.
Panel dyskusyjny – Jak wydarzenia z 17 września 1939 r. zmieniły Europę Wschodnią
Czesław Grzelak: Podpisany 23 sierpnia 1939 r. pakt Ribbentrop-Mołotow w zasadniczy sposób wpłynął na przebieg wojny, rozpoczętej 1 września, a od 3 września noszącej charakter światowy. Francja i Anglia obiecały uderzenie na Niemcy 14 dni po mobilizacji, ale już 6 września gen. Maurice Gamelin zadecydował, że ataku nie będzie. Naczelna Rada Sojusznicza potwierdziła to 12 września w Abbeville. Stalin, który odwołał atak na Polskę zaplanowany na 12-12 września, ustalił nową datę na 17 tego miesiąca. Agresja sowiecka była kompletnym zaskoczeniem dla polskich polityków i dowódców. Jednak my i tal przegralibyśmy wojnę z Niemcami. 17 września tylko przypieczętował los Europy.
Jerzy Milewski: Polska do początku 1939 r. była „uwodzona” przez Hitlera, ale powiedziała „nie”. Niestety, polski wywiad nie wiedział nic o tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow i o efektach konferencji w Abbeville.
Aliaksandr Paszkiewicz: Trudno mówić o polskim moralnym sprzeciwie wobec Hitlera i o nadrzędnej roli honoru, skoro wcześniej Polska zajęła wspólnie z Niemcami część Czeschosłowacji.
Adam Dobroński: W 1920 r. zdarzył się cud, ale w 1939 r. cudu nie było. Wojna była przegrana już 1 września. Trzeba natomiast walczyć z tezą, że agresja sowiecka miała miejsce już po wyjściu polskiego rządu do Rumunii. A 17 września objawił bolesną prawdę: społeczeństwo Kresów Wschodnich nie stanęło w obronie Rzeczypospolitej.
Andrej Czarniakiewicz: Konflikty narodowościowe w Grodnie miały miejsce przez całe 20-lecie międzywojenne, ale bez 17 września nie przerodziłyby się w coś poważniejszego. Natomiast po 17 września państwo polskie co prawda opuściło Grodno, ale polskie społeczeństwo było gotowe walczyć. Zaś dla Białorusinów 1939 r. był wyzwoleniem, ale uczynił ich współodpowiedzialnymi za ówczesne zbrodnie. Dopóki nie dojdzie do jakiegoś „oczyszczenia” z tych zbrodni, będą one jak klątwa ciążyły nad Białorusią.
Panel dyskusyjny – Różne wizje Września ’39 na Białorusi
Aliaksandr Paszkiewicz: Nie ma jednolitego stanowiska co do 17 września w społeczeństwie białoruskim, inaczej niż w polskim, widzącym ten dzień jako agresję ZSRR. Trzeba przy tym wspomnieć o układzie ryskim (z 1921 r., ustanawiający granicę polsko-radziecką – przyp. red.), który odbierany był przez Białorusinów jako akt niesprawiedliwy dla narodu białoruskiego. Są trzy opinie w kwestii 17 września. Pierwsza, że Armia Czerwona wkroczyła na ziemie Zachodniej Białorusi i Zachodniej Białorusi żeby połączyć ziemie rozerwane traktatem ryskim. Druga, że najważniejsze są skutki negatywne tego dnia – Zachodnia Białoruś stała się częścią totalitarnego państwa, a ludność cierpiała prześladowania. I trzecia, że skutki były i pozytywne, i negatywne, bo co prawda było to dla Białorusinów wydarzenie narodo- i państwotwórcze, ale też Białoruska SRR była integralną częścią ZSRR ze wszystkimi tego fatalnymi konsekwencjami.
Jerzy Milewski: Polsko-białoruska komisja podręcznikowa spotkała się ostatnio kilkanaście lat temu. A jest białoruski podręcznik prof. Nowikowa dowodzący, że odnośnie zbrodni katyńskiej są „dwie wersje historii” i żadna „nie jest udokumentowana”. Najbardziej prosowieckie podręczniki historii są nie w Rosji, a na Białorusi.
Adam Dobroński: Białorusini powinni potępić pakt Ribbentrop-Mołotow, bo granica niemiecko-sowiecka miała być na Wiśle, a tam Białorusinów na pewno nie ma.
Andrej Czarniakiewicz: Sowiecka propaganda przedwojenna stworzyła obraz Białorusi Zachodniej jako ziemi okupowanej przez Polskę. Po 17 września to pojęcie zniknęło, bo nie było potrzebne, a ostatecznie zniszczyło je oddanie Wilna Litwie. Paradoksalnie dziś Zachodnia Białoruś kojarzona jest z wpływami polskimi.
* * *
W spotkaniu w sali Konsulatu Generalnego RP w Grodnie uczestniczyło ponad sto osób, głównie młodzieży. Obecny był kierujący Konsulatem konsul Zbigniew Pruchniak, który – wraz z prezesem Fundacji Joachima Lelewela, która organizowała to wydarzenie – otworzył obrady. Zebrani obejrzeli film „Krew na bruku. Grodno 1939”.
Kuropaty koło Mińska. Tu NKWD zamordowało tysiące osób, zapewne i z białoruskiej listy katyńskiej (fot. z Wikipedii)
Zbrodnia katyńska do dnia dzisiejszego pozostaje jednym z najbardziej strasznych przestępstw XX wieku. Niemniej do dnia dzisiejszego jej karty pozostają nieznane. Do tych ostatnich możemy zaliczyć białoruską listę katyńską – dokument zawierający nazwiska setek obywateli II RP zamordowanych w wiezieniach na terenie stolicy BSRR (Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej). Moje badania nad historią zbrodni stalinowskich na terenie Białorusi doprowadziły do wniosku, że w okresie 1939-1941 ofiarami przestępstw NKWD na terenie BSRR stali się także obywatele innych państw europejskich, m.in Francuzi i Anglicy. Oprócz tego w trakcie pracy naukowej udało mi się odnaleźć kilka osób (obywateli II RP) których nazwiska mogą się znajdować na owej liście. Mówiąc o ofiarach tego przestępstwa nie wolno omijać nazwiska katów z NKWD, które własnoręcznie wykonywali wyroki na „kontyngencie polskim”. O tym wszystkim chciałbym powiedzieć w tym artykule.
W lutym 1940 zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych Wsiewołod Mierkułow podpisał rozkaz o przeniesieniu wszystkich byłych polskich funkcjonariuszy więziennictwa, agentów wywiadu, prowokatorów, osadników, pracowników sądowych, obszarników, kupców i wielkich właścicieli znajdujących w Starobielskim, Kozielskim i Ostaszkowskim obozach NKWD do więzień, przekazując ich do kompetentnych organów NKWD. Mierkułow zarządzał aby wszystkie, dotyczące ich materiały zostały przekazane do jednostek śledczych UNKWD w celu przeprowadzenia śledztwa. Akta ewidencyjne jeńców wojennych zostały włożone do kopert i zapieczętowane. Musiały być przekazane naczelnikom konwojów w celu przekazania ich razem z aresztowanymi do więzień.
Już 22 marca 1940 r. Narkom (komisarz ludowy – przy. red.) Ławrentij Beria podpisał rozkaz Nr. 00350 o „rozładowaniu więzień NKWD BSRR i USRR”, w którym stwierdzało się: celem rozładowania więzień – zarządom NKWD zachodnich obwodów USSR i BSSR – nakazuję: z więzień zachodnich obwodów Białoruskiej SRR przewieźć do więzienia w Mińsku 3.000 aresztowanych. Wedlug tego rozkazu z więzienia w Brześciu należało przetransportować 1.500 ludzi, z więzienia wileńskiego – 500 ludzi, z więzienia w Pińsku – 500 ludzi, z więzienia w Baranowiczach – 450 ludzi.
Zgodnie z rozkazem kierownika NKWD BSRR Ł. Canawy z więzień Grodna, Białegostoku, Baranowicz, Nowogródka, Wilna, Brześcia, Pińska, Baranowicz, Mołodeczna i Wilejki, zostały wysłane transporty do Mińska.
Jednym z tych, którzy zostali aresztowani na zachodniobiałoruskich terenach byl funkcjonariusz Policji Państwowej Stanisław Dawidziuk. Urodzony we wsi Ukaźnia gminy Dobryń Dawidziuk w latach 1920-ch służył w 34 Pułku Piechoty I Komp.C.K.M w Białej Podlaskiej jako kapral. W 1927 roku złożył podanie do komendanta Komendy Policji w Nowogródku o przejęcie do Policji Państwowej. Dostał przydział do pracy do Kosowa Poleskiego. Pracował na Mereczowszczyźnie. Ożenił się w Kosowie z Leokadią z domu Żylińską. Mieli dwie córki Annę i Teresę.
W październiku 1939 r. już po wkroczeniu Sowietów do Polski został aresztowany przez NKWD. W kwietniu 1940 r. Dawidziuk został wysłany do centralnego więzienia NKWD w Mińsku przy ulicy Wołodarskiego. Od tego czasu nic nie wiemy o jego losie. Żonę Dawidziuka wraz z dziećmi aresztowano dwa lata później 20 czerwca 1941 roku, czyli na dwa dni przed napadem Hitlera na ZSRR. Zostały one wywiezione na Syberię. Stamtąd w roku 1946 wróciły na Ziemie Zachodnie w Polsce.
Jeszcze jedna osoba, nazwisko, której prawdopodobnie może znajdować na białoruskiej liście katyńskiej to sierżant KOP Stanisław Chmielewski. Urodzony na Białostocczyźnie w 1900 r. już w 1918 r. wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. W sierpniu 1919 r. brał udział w Powstaniu Sejneńskim, a w 1920 r. – w wojnie polsko – bolszewickiej, podczas której został ranny pod Kijowem. Przez Józefa Piłsudskiego odznaczony Krzyżem Walecznych.
Po wojnie został w wojsku, a w 1924 r. został przedzielony do KOP. Służył w KOP Wilejka (1 Kompania Graniczna Olkowicze, wchodząca w skład 1 Batalionu Budsław). Pełnił funkcję dowódcy strażnicy Soczewki, a jedocześnie był pracownikiem polskiego kontrwywiadu – tzw. „Dwójki”.
17 września 1939 r. razem z innymi bohatersko bronił strażnicy i został wzięty do niewoli radzieckiej. Znajdował się w więzieniu w Wilejce, skąd zdołał zbiec i udał się do majątku Janowszyzna koło Olkowicz do rodziny. W nocy z 18 na 19 grudnia 1939 r. został aresztowany i później wysłany do więzienia NKWD „Amerykanka” w Mińsku.
Dopiero w 1996 r. władze białoruskie przesłały rodzinie dokument, z którego wynika, że sierżant Stanisław Chmielewski przebywał w więzieniu jeszcze 17 kwietnia 1940 r. Na mocy rozporządzenia z 5 marca 1940 r. został rozstrzelany gdzieś pod Mińskiem. Możemy przypuścić że w Kuropatach. W dokumencie tym, napisano, że Stanisław Chmielewski winny był tego… że przez długi czas służył w Wojsku Polskim. Rodzina Stanisława Chmielewskiego, żona z synami Edmundem i Stanisławem, została wysłana z BSRR do m. Chersonka, Łozowskiego Rejonu, Obwodu Pawłodarskiego. Po zakończeniu wojny wrócili oni do Polski.
Wśród tych, którzy zostali przetransportowani na wschód z terenów zachodniobiałoruskich był szeregowy obrony narodowej Henryk Więcek. We wrześniu 1939 r. bronił Pińsk przed Sowietami i trafil do niewoli radzieckiej. W Archiwum Wschodnim Ośrodka „Karta” znajdują się jego wspomnienia. Pozwolę sobie je przytoczyć. „Nas informowano, że jedziemy <do domu>. W wagonie było około 50 osób. Po czterech dniach znaleźliśmy w Baranowiczach. Tu uslyszeliśmy, że wiozą nas na jakiś punkt koncentracji, skąd zostaniemy rozesłani do miejscowości rodzinnych. Ale w te opowidania już przestaliśmy wierzyć.
W Baranowiczach przesadzili nas do pociągu o szerokich torach. Byliśmy zdziwieni, że w Polsce były takie tory. Pewnie dla ułatwienia wymiany towarowej ze Związkiem Radzieckim. Kiedy przekraczalismy miejscowości graniczne Stołpce-Niegorełoje też w nas wmawiano, że wiozą nas <do domu>. Granica zrobiła na nas okropne wrażenie. Wykoszony dwustumetrowy pas w lesie tunele pod torami, balkony nad torami, z każdej strony pociag był obserwowany. W Niegarełojach znowu zaskoczenie. Na placu przed dworcem kolejowym zobaczyliśmy olbrzymią, wysoką na dwa pietra piramidę zboża. To już było zboże wywiezione z Polski. Deszcz już padał i można było się spodziewać, że zamoczone zboże ulegnie zniszczeniu. Nasz pociąg stale się wydłużał. Na kolejnych postojach doczepiano dalsze wagony z jeńcami. Jechaliśmy przez Mińsk, Smoleńsk i cały czas nam mówili, że jedziemy <do domu>”.
Do mińskich więzień oprócz jeńców z wiezień na terenie Białorusi Zachodniej z obozu w Ostaszkowie w 1940 r. przetransportowano około 2 tys. policjantów (w tym blisko 2/3 Śląskiej PP). Wedlug obliczeń Zdzisława Pieszkowskiego w dyspozycji Ł. Canawy znajdowało 5.150 jeńców z których około 4 tys. zostało rozstrzelanych. Wśród ofiar z Białoruskiej listy katyńskiej: 1.642 wojskowych, około 2 tys. funkcjonariuszy PP, i około 130 cywili.
Niewiele osób wie o tym, że wśród więźniów mińskiej „Amerykanki” i więzienia przy ul.Wołodarskiego byli i obywatele innych państw europiejskich. Udało mi się znaleźć dowody tego, że w rękach Stalina w latach 1939-1941 znajdowali się m.in. obywateli Francji, W. Brytanii i Czechosłowacji.
Szef Zarządu NKWD d/s jeńców wojskowych – major Piotr Soprunienko w jednym ze swoich sprawozdań do Berii pisał, że w kozielskim obozie znajduje się 104 internowanych i jeńców wojskowych z Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii, z tego 92 Francuzów, 11 Anglików i jeden Belg, z których 38 obwieściło głodówkę z tego powodu, że nie dają im możliwości spotkania z przedstawicielami ambasad ich państw. W trakcie rozmów z funkcjonariuszami NKWD jeńcy opowiadali że w okresie pobytu w więzieniach w Białymstoku, Mińsku (!) i Moskwie pisali oni do swoich Ambasad jednak nie dostali odpowiedzi i podejrzewają że ich listy nie dotarły do odbiorcy.
Inicjatorami głodówki byli Francuzi – Cornilie (oficer, syn dyrektora fabryki), Mishelie (oficer, zegarmistrz), Forelle (szeregowy), Claster (szeregowy), Simone (szeregomy, mechanik), Anglicy – Langrouph (szeregowy), Bricks (szeregowy). Wynikem tej głodówki było to że administracja obozu dostala rozkaz o wzmocnieniu dyscypliny. Warto zaznaczyć że większość z tych francuskich i brytyjskich wojskowych trafiło do niewoli niemeckiej w 1940 roku, zostali skierowany do obozów jenieckich na terenie Polski i stąd zbiegli do ZSRR.
Ciekawym szczegółem jest to, że w 1939 r. pod białoruskimi Baranowiczami, które wówczas znajdowały się na terenie Polski tworzyła się czechosłowacka legia wojskowa. W sierpniu 1939 r. rząd polski decyduje zaprosić do Wojska Polskiego obywateli Czechosłowacji, którzy wówczas znajdowali się na terenie II RP. Polacy byli zainteresowani przede wszystkim pilotami. Pod Baranowiczami została utworzona baza wojskowa do której wyjechało 116 czeskich oficerów, 12 rotmistrzów i 315 szeregowych. 3 września 1939 r. czechosłowacki ambasador w Warszawie Sławek osiągnął to, że prezydent Mościcki wydaje dekret oficjalny o organizacji legii czechosłowackiej w składzie Wojska Polskiego. Czesi dostają broń, szykują się do walki. Jednak klęska na froncie zachodnim doprowadza do tego, że 11 września piloci z Baranowicz dostają rozkaz opuszczenia obozu i wycofania do Tarnopola. 18 września w trakcie odwrotu do granicy z Rumunią oficerowie i szeregowcy legii czechosłowackiej trafiają do niewoli radzieckiej.
Pierwotnie czeskich jeńców przetrzymywano w więzieniach i obozach na terenie Zachodniej Ukrainy. W marcu 1940 r. została podjęta decyzja o przetransportowaniu jeńców czechosłowackich do obozu Oranskiego w obwodzie Gorkowskim. Do początku wojny niemiecko-radzieckiej tylko nieliczna część tych jeńców zdołała opuścić teren ZSRR.
Historię czechosłowackich pilotów mogli powtórzyć i bulgarscy piloci. W okresie przedwojennym Polska a Bułgaria ściśle współpracowały w sferze lotnictwa wojskowego. Znaczna liczba pilotów bułgarskich studiowało w Polsce. Wsród tych lotników byli i porucznik Pawel Pawłow i podporucznik Petko Kukłow. Po kilka tygodniach od napadu Niemiec na Polskę Bułgarzy dostają rozkaz wyjazdu z Polski do Rumunii, jednak zamiast pociągu do Bukaresztu, wsiadają do pociągu do Brześcia. W mieście nad Bugiem, które już było w rękach radzieckich Bułgarzy trafiają do radzieckiej niewoli. Tylko interwencja bułgarskiego króla Borysa III, który wprost napisał do Stalina prośbę o uniewolnienie swoich pilotów Bułgarom udało się opuścić „nieludzką ziemię”.
Jak tyle ludzi mogło się zmieścić w mińskich więzieniach, które pierwotnie były obliczone na przetrzymywanie tylko kilkuset wieźniów? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w pamiętnikach znanego białoruskiego ziemianina, więźnia mińskiej „Wołodarki” w 1940 r. Konstantego Rdułtowskiego. Człowiek ten w 1919 r. organizował Starostwo Baranowickie i około 4 lat był starostą powiatowym baranowickim, a nastepnie stołpeckim. W 1928 r. wybrany na posła na Sejm, a od 1930 do 1938 r. był senatorem Ziemi Nowogródzkiej. W tym czasie był prezesem Wileńskiej Izby Rolniczej, prowadził prace społeczne oraz brał udział w samorządzie. Po wkroczeniu do Polski wojsk sowieckich został aresztowany i osadzony w więzieniach w Baranowiczach, potem w Mińsku. Po senatorze pozostały wspomnienia, w których opisał on swój pobyt w „Wołodarce”. One dobrze opisują przez co przechodzili ludzie w wiezieniach stalinowskich.
„1 kwietnia 1940 r. rano pociąg nasz przybył do Mińska. Około 10-11 godziny rano wyprowadzono nas z wagonów i wpakowano do otwartych samochodów. Jechaliśmy obok kościoła Św. Szymona i Heleny, fundowanego panem E. Woyniłłowiczem, zaraz za kościołem auta skręciły na lewo do starego wiezienia. Wprowadzono nas 120(!) osób na górne piętro głównego gmachu i wparto wprost do jednej celi Nr. 97. Myśleliśmy że to na jedną noc, okazało się że na stałe. Na człowieka przypadało 0,4 m kw. O ruszaniu się mowy nie było. Leżąc rządami trzeba było klaść nogi na więźniu leżącym naprzeciwko. Rano otrzymywaliśmy po kawałku chleba oraz wodę gotowaną (кипяток).
Pod naszą celą mieściły się gabinety, gdzie badano aresztowanych. Nieraz dochodziły stamtąd jęki. Ciągle kogoś zabierano z celi. W końcu kwietnia zabrano ziemian z Grodzienszczyzny. Czasami od nowoprzybywających do celi dowiadywalismy się o tym, kto był w innych celach. Tak słyszalem, że obok nas było kilka polskich generałów”. Wedlug decyzji Rady Najwyższej NKWD ziemianin z Nowogrudczyzny został skazany na 8 lat pracy za to „że ekspluatował 111 rabotników”. W 1941 r. Rdultowski został zwolniony i w 1942 roku przyjechał do Iranu. Później pracował w różnych organizacjach polskich.
W 1940 r. za działalność kontrewolucyjną w Grodnie został aresztowany Mikołaj Złocki. Po krótkim śledstwie znalazł się w mińskim wewnetrznym wiezieniu NKWD. We wspomnieniach tego człowieka znajduje się bardzo ciekawy fakt. Opisując 22 czerwca 1941 r., czyli napad Hitlera na ZSRR, Złocki opowiada, że „pierwsza bomba, która spadła na więzienie rozbiła budynek NKWD, gdzie była przechowywana dokumentacja”. Inny polski wiezień, podoficer KOP Kazimierz Krulikowski, opisując 22 czerwca 1941 r. też pisał że jedna z pierwszych bomb niemeckich rozbiła więzienna koncelarię. Może tu właśnie mamy odpowiedź na pytanie co się stało z Białoruską lista katyńską?!
I Mikołaj Złocki, i Kazimierz Krulikowski byli wsród tych, kogo NKWD próbowało ewakuować z Mińska. W rejonie Czerwienia udało się im zbiec. Te historii, w odróżnieniu od innych kończą się „happy endem”.
Jednak tak zdarzało się rzadko. Wśród osób, których nazwiska mogły znajdować się na Białoruskiej liście katyńskiej było sporo osób narodowości białoruskiej, lub urodzonych w tym kraju. W 1939 r. w Wilnie został aresztowany i pózniej stracony znany polski dziennikarz, senator II RP, Białorusin, Wiaczesław Wasyljewicz Bohdanowicz. W Pińsku został aresztowany funkcjonariusz Policji Państwowej, prawosławny, Piotr Chwiesiuk. Ostatnie miejsce jego przetrzymywania to wewnętrzne więzienie NKWD w Mińsku. W 1940 r. w obwodzie Brzeskim został aresztowany Białorusin Potap Herasimowicz Woytenko, który został rostrzelany w Mińsku.
Na jednym z cmentarzy mińskich znajduje się grób Stiapana Grygoriewicza Koby. Pod koniec lat 1930-ch ten człowiek był szefem komendatury wiezienia wewnętrznego w Mińsku. Własnie Koba był jednym z tych, którzy w latach 1940-1941 własnorecznie wykonywali wyroki czyli strzelali w tył głowy. Od marca 1941 r. Stiapan Koba był kierownikiem działu gospodarczego NKWD BSRR. W listopadzie 1941 r. skierowany do Frontu Rezerwowego. Od października 1946 r. zastepca kierownika działu gospodarczego MGB BSRR. Zmarł 45-letni Koba w swoim biurze w 1953 r.
Innymi katami mińskich więzień byli funkcjonariusze NKWD Władimir Nikitin, Iwan Jermakow, Iwan Kmit, Iwan Boczkow, A. Ostriejko. Ostatni z tych wymienionych pracował jako starszy nadzorca w „amerykance”. W 1937 r. został dyżurnym pomocnikiem komendanta Komendatury Administracyjno-Gospodarczego NKWD BSRR.
Dla ilustracji tego, jak rozstrzeliwano przytoczę zeznania funkcjonariusza NKWD Siargeja Zaharowa. „Na rozkaz komendanta ja i inni konwojenci około 22.00-23.00 podjechaliśmy krytą brezentem ciężarówką pod <amerykankę> – wewnętrzne więzienie NKWD. Straż więzienna posadziła na ciężarówkę kilku aresztowanych. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi było ich nie mniej niż 20. Ja razem z innymi konwojentami także wsiadłem do ciężarówki pod brezent. Mieliśmy za zadanie strzec aresztowanych po drodze do miejsca wykonania wyroków i nie dopuszczenia do ich ucieczki. Dół wykopano zawczasu. Nie chodziłem tam, gdzie roztrzeliwano, siedziałem na cieżarówce i strzegłem skazanych. Nie pamiętam dokladnie kto – wykonawca czy strażnik – przyszedł, wziął jednego człowieka i zabrał. Rozległ się wystrzał. Potem przyszli po drugiego skazanego, zabrali go, znowu rozległ się wystrzał. W ten sposób rostrzelano wszystkich. Sądzac po odzieży, a szczególnie po butach, wsród tych, których konwojowałem było niemało mieszkańców Zachodniej Białorusi. Jedni byli ubrani bogato, inni skromniej, wielu miało na nogach długie buty (być może oficerowie WP lub polskie policjanci – I.M.) w dobrym gatunku. W 1937 i 1938 r. każdej nocy wozili na rostrzelanie. I w 1940-m po przyłączeniu Zachodniej Białorusi, raboty starczało”.
NKWD rozstrzeliwało ludzi w podmińskich Kuropatach, Drozdach, Masiukowszczynie i innych miejscach. Dzisiaj tam są tylko zbiorowe groby. Moim zdaniem należałoby postawić specjalny znak, czy pomnik ku czci wszystkim zabitym tam obywatelom II RP, czyje nazwiska mogą znajdować na Białoruskiej liście katyńskiej. Co prawda nie znamy nazwisk wszystkich ofiar. Ale to kwestia czasu. Moim zdaniem nie jest aż tak ważne czy ci ludzi byli Polakami, czy Białorusinami, czy urodzili się na ziemiach białoruskich, lub odwrotnie na polskich. Najważniejszym jest to, że ludzi ci ponieśli śmierć na białoruskiej ziemi i współcześni obywateli Republiki Białoruś muszą oddać hołd tym ofiarom stalinizmu. To jest po chrześcijańsku.
Zasław, Białoruś
Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych