Tajny protokół paktu Ribbentrop-Mołotow. Fot. Internet
Tuż po podpisaniu Traktatu Wersalskiego 28.06.1919 r., kończącego formalnie I wojnę światową, francuski marszałek Ferdynand Foch trafnie zauważył, że jego zapisy „To nie żaden pokój. To tylko zawieszenie broni na okres 20 lat”. Nie pomylił się nawet o pół roku.
Straty terytorialne Niemiec na rzecz sąsiadów (w tym odbudowującej się po 123 latach niewoli Polski), potężna kontrybucja wojenna i inne ograniczenia uniemożliwiające odbudowę niemieckiej siły militarnej wzmagały w Niemczech hasła odwetu. Z kolei, powstały na gruzach carskiej Rosji komunistyczny Związek Sowiecki, marzący co najmniej o powstaniu Sowieckiej Europy, po przegranej w 1920 r. wojnie z Polską i zmuszony do podpisania niekorzystnego dla siebie Traktatu Pokojowego w Rydze (18.03.1921 r.), także nie pogodził się z jego zapisami.
W latach trzydziestych XX w. w Niemczech i Rosji panowały najbardziej zbrodnicze systemy totalitarne, faszystowski i komunistyczny, które prowadziły intensywne przygotowania do nowej wojny zaborczej. Charakterystyczne przy tym było, że wodzowie obu mocarstw – Adolf Hitler i Józef Stalin – wśród pierwszych celów w swych planach wojennych stawiali zadanie podboju Polski i obaj, o tym jeszcze wzajemnie nie wiedząc, do realizacji tego celu się przygotowywali. Obaj byli gorącymi wyznawcami idei, że „w polityce nigdy nie było, nie ma i nie będzie sentymentów” oraz teorii pruskiego generała Clausewitza o wojnie jako kontynuacji polityki innymi środkami.
Naczelne władze polityczne i wojskowe Polski od zarania niepodległości dostrzegały ograniczone możliwości obronne kraju i zdawały sobie sprawę, że w wypadku agresji III Rzeszy lub Związku Sowieckiego, Polska pozostawiona sam na sam, tak z jednym, jak i z drugim mocarstwem (a co dopiero obrona przeciwko obu sąsiadom), nie będzie miała szans na uzyskanie trwałego powodzenia, ani nawet na dłuższe przetrwanie. Zakładano więc konieczność tworzenia systemu obronnego poprzez sojusze polityczne i wojskowe, zarówno w układzie bilateralnym, jak i koalicyjnym. Postawiono przede wszystkim na Francję i Wielką Brytanię, które w okresie międzywojennym „chodziły w aureoli zwycięzców” I wojny światowej i traktowane były jako europejskie (a nawet więcej) mocarstwa militarne i jako takie uchodziły za gwaranta europejskiego pokoju. Szybko miało się okazać jak złudne były to przewidywania. Bowiem nikt nie przewidywał, że w tej grze karty będą rozdawać Stalin z Hitlerem, mimo iż wobec siebie byli zaciętymi wrogami ideologicznymi.
Obustronnie korzystne sowiecko-niemieckie kontakty wojskowe rozwinęły się już w początkach lat dwudziestych minionego wieku i trwały niemal do chwili dojścia Hitlera do władzy w styczniu 1933 r. Zawieszone na ponad sześć lat, w czasie których obydwa państwa intensywnie rozbudowywały swoje siły zbrojne, powróciły do bardzo ścisłej, już wojennej współpracy, której celem było stworzenie nowej Europy drogą polityczną bądź akcją wojenną, począwszy od końcowych dni sierpnia 1939 roku. Jak do tego doszło?
Za taki moment zwrotny uważa się tzw. ugodę monachijską z września 1938 r., w której państwa zachodnie zgodziły się (wymusiły na Czechosłowacji) na oddanie III Rzeszy czeskich Sudetów. Związek Sowiecki, który nie był oficjalnie informowany o kolejnym ustępstwie wobec Hitlera ani też jako sojusznik Czechosłowacji nie był zaproszony do stołu obrad, poczuł się izolowany w kwestiach zasadniczych europejskiej geopolityki. W Monachium Hitler osiągnął dwa zasadnicze cele, które wpłynęły na losy Europy i świata w najbliższej, a nawet dalszej przyszłości. Po pierwsze: osiągnął korzyści terytorialne bez angażowania siły i pokazał słabość państw zachodnich w sytuacji kryzysowej; po drugie: uzmysłowił Stalinowi, że mocarstwa zachodnie nie chcą i nie będą się liczyć ze Związkiem Sowieckim w kreowaniu polityki europejskiej i światowej, a tym samym może się pogłębić izolacja polityczna ZSRS. Na Kremlu właściwie zrozumiano policzek wymierzony sowieckiemu niedźwiedziowi. Stalin, który był przekonany, że do nowej wojny w Europie wcześniej czy później dojść musi (być może była to propaganda na użytek własnego społeczeństwa, które ulegało ciągłemu ubożeniu poprzez przeznaczanie olbrzymich nakładów na rozwój i modernizację Armii Czerwonej), zaczął przyjmować pogląd, że nie ma szans na utworzenie europejskiego systemu bezpieczeństwa zbiorowego, a zagrożenie ze strony Niemiec dla ZSRS można odwrócić, dochodząc do porozumienia z Hitlerem. Pierwszy poważniejszy sygnał w tym zakresie Stalin wysłał do Hitlera z trybuny XVIII Zjazdu Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) w dniu 10.03.1939 r. W swoim wystąpieniu dał wyraźnie do zrozumienia, że pragnie poprawy wzajemnych stosunków z III Rzeszą. To przemówienie Stalina zostało właściwie odczytane w Berlinie, ale też i w Londynie, gdzie powiało chłodem. Toteż po zajęciu Pragi przez wojska niemieckie Wielka Brytania dokonała radykalnej zmiany w polityce ustępstw wobec Hitlera. Oprócz udzielenia Polsce gwarancji brytyjska dyplomacja zaczęła zabiegać o wciągnięcie ZSRS do wspólnego frontu przeciw III Rzeszy. Zabiegi te prowadzone były jednak dość niemrawo i stanowiły raczej środek nacisku na Hitlera w celu pohamowania jego zaborczych zapędów. Z drugiej strony Francuzi sami zamierzali ograniczyć się tylko do gwarancji nie popartych bliżej sprecyzowanymi zobowiązaniami. Według nich gwarancje Wielkiej Brytanii miały większe znaczenie w polityce międzynarodowej niż zobowiązania sowieckiej Rosji. Nie docenili jednak ani Hitlera, ani Stalina. Stalin rozmowy z Anglikami postanowił odłożyć na dalszy plan. Dostrzegł bowiem inne możliwości, które by mu pozwoliły na rewizję traktatu ryskiego. Uważał, że powstała sytuacja, w której wojna może być dla ZSRS korzystniejsza niż jej uniemożliwienie. Wszak Wielka Brytania i Francja zobowiązywały się do udziału w wojnie, gdyby III Rzesza zaatakowała Polskę. Związek Sowiecki natomiast, nie przyjmując żadnych zobowiązań, mógłby pozostać neutralny… do czasu. Wiedział również, że Hitler nie zaryzykuje konfliktu zbrojnego z Zachodem, jeśli nie będzie miał pewności, że ze strony Związku Sowieckiego nic mu nie grozi. I tak po rozlicznych zabiegach niemieckiej dyplomacji, przy przychylnej postawie Stalina i nowego ministra spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa (właściwe nazwisko: Skriabin), w dniu 23.08.1939 r. do Moskwy przybyła bardzo liczna delegacja niemiecka z ministrem spraw zagranicznych III Rzeszy Joachimem von Ribbentropem. Było już po północy gdy podpisano pakt o nieagresji między obu krajami i tajny protokół o rozgraniczeniu stref interesów w Europie – w tym: rozbiorze Polski przez III Rzeszę i Związek Sowiecki. Tajny protokół stawiał Rzeczpospolitą w sytuacji, w której pozostała jej walka z góry skazana na niepowodzenie, bowiem był milowym krokiem na drodze do wojny, bezpośrednią przyczyną zniewolenia i rozbioru Polski. Hitler nie wierzył, że w nowej sytuacji politycznej Anglia i Francja wypełnią swoje zobowiązania wobec Polski, mimo iż w ciągu niewielu godzin od ich podpisania oba państwa znały treść tych dokumentów, nie informując o ich zawartości sojuszniczej Polski.
1 września 1939 r. Wehrmacht wtargnął z północy, zachodu i południa w granice Polski. Hitler ponaglał Stalina aby ten jak najszybciej zajmował uzgodnioną część państwa polskiego, bowiem 3 września Anglia i Francja wypowiedziały wojnę III Rzeszy. Stalin jednak się nie spieszył. Czekał, jak rozwiną się działania na Zachodzie, jednocześnie informując Hitlera, że Armia Czerwona nie jest jeszcze w wystarczającej sile skoncentrowana do inwazji, co rzeczywiście było prawdą. I dopiero po otrzymaniu od swojej siatki szpiegowskiej informacji o decyzjach podjętych przez Francuzów i Anglików 12 września w Abbeville, że państwa te w 1939 roku nie udzielą Polsce realnej pomocy w postaci uderzenia ich wojsk na froncie zachodnim – polecił Armii Czerwonej aby we wczesnych godzinach rannych 17 września przekroczyła granicę z Polską. Ten „czerwony nóż w plecy” okazał się dla polskiego oporu wobec niemieckiej agresji ostatecznym, bardzo szybkim przesądzeniem o dalszych losach kampanii polskiej, mimo iż bez pomocy odciążających uderzeń francusko-angielskich, wojny tej nawet z samymi Niemcami wygrać nie byliśmy w stanie.
Powyższy artykuł jest wprowadzeniem do dyskusji podczas spotkania historyków zorganizowanego 26 września 2015 r. przez Fundację Joachima Lelewela w Grodnie.
Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Odpowiadając na prośby zainteresowanych, do 25 października przedłużyliśmy Konkurs o Tadziku Jasińskim: http://grodno1939.pl/2015/08/01/konkurs-o-tadziku-jasinskim/
Przypominamy: jest to konkurs dla polskiej młodziezy z Białorusi, oczekujemy na prace dziennikarskie lub literackie oraz filmowe na temat obrony przed sowiecką agresją we wrześniu 1939 r., choćby o Tadziku Jasińskim.
Chodzi o krótkie (do 2 stron) opowiadanie, artykuł czy rozmowę (wywiad), a także krótki (do 5 minut) filmu, nakręcony kamerą czy telefonem komórkowym.
Oto nagrody: za I miejsce – tablet, za kolejne – czytnik e-booków (Kindle) i historyczne gry planszowe.
Ostatnio w moje ręce trafiła książka Jana Siemińskiego „Walczące Grodno. Wspomnienia harcerza”. Napisana w 1987-mym, wydana została dopiero w 1990-tym – wcześniej nie mogła się ukazać. Stanowi kompendium wiedzy o walce zbrojnej, zarówno otwartej jak i konspiracyjnej – kolejno przeciwko dwóm najeźdźcom.
Autor (rocznik 1920) zaczyna przypomnieniem historii Grodna od jego prehistorycznych prapoczątków, aby przez wydarzenia z lat 1914-1918 i okres wojny polsko-bolszewickiej dojść do czasów swego dzieciństwa i młodości. Zapoznawszy czytelników z ogólną atmosferą przedwojennego Grodna, w dalszej części skupia się na miejscowym harcerstwie. Szkicuje początki tego ruchu na grodzieńszczyźnie, dając następnie szczegółowy opis walki harcerzy – u boku wojska – w kampanii wrześniowej. Nie ogranicza się jednak wyłącznie do działań młodzieży w mundurach z lilijką – obrona miasta przed bolszewikami zrelacjonowana jest znacznie szerzej. Pozwala dowiedzieć się, jak przebiegała, gdzie i kiedy znajdowały się konkretne oddziały, w jakich sytuacjach zniszczono kolejne czołgi sowieckie itd. W połączeniu z dużą ilością przywołanych nazwisk oraz nazw jednostek wojskowych, ta część książki robi wrażenie bardziej pracy popularno-naukowej, niż osobistych wspomnień. Z jednej strony nieco utrudnia to lekturę, z drugiej – może stanowić źródło informacji dla zainteresowanych historią Grodna w okresie II Wojny Światowej.
Niezwykle interesujące są wspomnienia autora, dotyczące internowania polskich żołnierzy (a także harcerzy, którzy przekroczyli granicę polsko-litewską wraz z wojskiem). Jest to być może w ogóle najciekawsza część książki – o okupacji hitlerowskiej a także o niemieckich stalagach i oflagach oraz o sowieckich łagrach zapisano już papier z całej puszczy amazońskiej, natomiast „epizod litewski” doczekał się na razie jedynie kilku publikacji.
Powrót do rodzinnego miasta był dla wielu grodzieńskich harcerek i harcerzy, rozproszonych po klęsce wrześniowej po całej, podzielonej między dwóch najeźdźców Polsce, możliwy dopiero po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej i przesunięciu się frontu na wschód. Mieli już doświadczenie bojowe i konspiracyjne, szybko poodnajdywali się nawzajem – i wznowili harcerską działalność w „Szarych Szeregach”. Jak wspomina autor, w konspiracyjnej walce niejednokrotnie pomagali im rodzice, którzy – formalnie nie należąc do żadnej organizacji konspiracyjnej – wykonywali odpowiedzialne i niebezpieczne zadania. Ze względu na położenie w Grodnie krzyżowały się rozmaite szlaki kurierskie. Zadaniem miejscowwej bazy „Wachlarza” było utrzymywanie łączności miedzy Warszawą a północnymi i wschodnimi terenami Rzeczypospolitej – kwaterowanie i żywienie łączników oraz organizowanie im dalszej podróży. Bojowa grupa starszoharcerska wykonywała również zadania dywersyjne i sabotażowe, głównie na szlakach kolejowych.
Ciekawe są fragmenty wspomnień, poświęcone codziennemu funkcjonowamiu wśród okupantów. Konspiratorzy musieli gdzieś pracować i od dobrych stosunków z niemieckimi pracodawcami zależała mniejsza lub większa łatwość pracy konspiracyjnej. Wykorzystywali więc słabości swoich szefów – chciwość, pociąg do alkoholu… Możemy się tylko domyślać, jak trudne psychicznie musiało być to skracanie dystansu do wrogów.
Siemiński wspomina także o szczególnie perfidnej metodzie walki gestapo przeciwko Polakom. W teren wysyłane były grupy własowców, podających się za zbiegłych z niewoli żołnierzy Armii Czerwonej. Ludność na wsi najczęściej litowała się nad nimi, udzielała schronienia – skutki były tragiczne. Harcerze grodzieńscy byli w o tyle dobrym położeniu, że w większości znali się sprzed wojny. Uchroniło to organizację od infiltracji – przez cały okres wojny Niemcom nie udało się wprowadzić do niej ani jednego agenta. Harcerzom natomiast udało się wprowadzić wielu swoich ludzi do niemieckich urzędów i ważnych instytucji. Ludzie ci, oprócz przekazywania informacji niezbędnych dla bieżącej walki, zajmowali się także ustalaniem personaliów – z często także adresów w Rzeszy – szczególnie perfidnych funkcjonariuszy niemieckiego aparatu. Potem harcerze wysyłali im listy z ostrzeżeniami. Siemiński wspomina, że dawało to piorunujące wrażenie – Niemcy orientowali się, że w tym wrogim sobie środowisku nie są anonimowi.
Nie zamierzam streszczać całej książki. Opisałem tylko kilka jej fragmentów, które skłoniły mnie do wnikliwego przeczytania całości. Jan Siemiński napisał ją z potrzeby serca – aby nie zgasła pamięć o wspaniałych ludziach, których najlepsze lata przypadły na najgorszy czas. Z podziwem wspomina ich odwagę, szlachetność i patriotyzm. Często podkreśla ich młodość i to, że ich charaktery ukształtowało życie w niepodległej Polsce. Aby nie stali się anonimowymi bohaterami, umieścił w książce skład osobowy hufca „Szarych Szeregów” w Grodnie, listę pozostałych uczestników konspiracji harcerskiej w tym mieście, a także wykaz hufcowych i ich zastępców w Grodnie w latach 1922-1939 oraz wykaz rozstrzelanych i zamordowanych grodnian, liczący 73 nazwiska – z zastrzeżeniem, że został on sporządzony z pamięci i jest z pewnością niepełny. Na końcu książki znajdują się fotografie Grodna i okolic z czasów przedwojennych oraz – najcenniejsze – zdjęcia bohaterów wspomnień.
rojekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Tragedia września 1939 roku nadal ukrywa wiele nieodkrytych faktów i wydarzeń. Jedną z tych „białych plam” jest historia zdobycia przez Sowietów dwóch polskich bombowców PZL 37 Łoś na terenie Białorusi radzieckiej koło Mozyrza. Ta historia z 13 września 1939 roku zasługuje na szczególną uwagę.
Najlepszy polski samolot -„Łoś”. Fot. Internet
W ciągu dwudziestu lat międzywojennych polskie łotnictwo zrobiło duże postępy. Do wybuchu drugiej wojny światowej, dowództwu Wojska Polskiego udało się wyposażyć swoje siły powietrzne w nowoczesne na ten okres czasu myśliwce PZL P.7 i PZL P.11, jak również bombowce PZL 23 Karaś. Według charakterystyk technicznych te samoloty nie były gorsze od samolotów krajów sąsiednich (w tym ZSRR i Niemiec). W sowieckim „Przewodniku do sił powietrznych”, który został wydany w Moskwie przez państwowe wydawnictwo wojskowe w 1935 r., podkreślono, że „polski przemysł produkował wspaniałe myśliwce konstrukcji krajowej i inne typy samolotów”. Jednak początkowy okres wojny z III Rzeszą pokaże, że w Wojsku Polskim było za mało nowoczesnych myśliwców i bombowców, co wywarło negatywny wpływ na skuteczne prowadzenia powietrznej wojny obronnej.
Prawdziwą perłą polskiego przedwojennego przemysłu lotniczego był najnowszy bombowiec PZL 37 Łoś. Jak zaznaczają historycy lotnictwa, „Łoś”, należał do rodziny bombowców nowej fali. Główną cechą tych samolotów – pod względem taktycznym – była prędkość lotu, istotnie większa niż w przeszłości. Na pokazach lotniczych w Belgradzie i Paryżu maszyna ta okazała się wielkim sukcesem, zaskakując specjalistów wojskowych z różnych krajów przede wszystkim prędkością (445 km/h) i obciążeniem bombowym (do 2,5 ton).
Wkrótce z innych krajów „poleciały” do Warszawy propozycje w sprawie zakupu nowego bombowca. Wiosną 1939 roku Jugosławia podpisała kontrakt na dostawę 10 samolotów tego typu. Bułgaria chciała kupić 15 „Łosi”. Ponadto Bułgarzy wysłali swoich pilotów wojskowych na szkolenie do Polski. Istniały plany sprzedaży bombowców do Turcji i Rumunii, natomiast produkcję licencjonowaną chciały podjąć: Belgia, Dania, Estonia i Finlandia.
Po inwazji Niemiec na Polskę PZL 37 Łoś planowano wykorzystać do masowego bombardowania Królewca. Jednak pomysł ten został odrzucony. Pierwszą misją bojową dla PZL 37 był atak wojsk niemieckich koło Łodzi. Według historyków polskich, w ciągu dwóch tygodni kampanii wrześniowej polskie bombowce „Łoś” przeprowadziły 100 lotów bojowych. Jednak front poruszał się zbyt szybko. W takich okolicznościach użycie lotnictwa bombowego było nieskuteczne, a nawet niebezpieczne. Polskie samoloty mogły zbombardować pozycję swojej piechoty.
Od 1 września 1939 roku, czyli od samego początku drugiej wojny światowej, Związek Radziecki uważnie obserwował, co się dzieje w „pańskiej” Polsce. Stalin przygotowywał się do „rzutu na Zachód” i czekał na odpowiedni moment. Na granicy polsko-sowieckiej wzmocniono patrole straży granicznej NKWD ZSRR i lotnictwa wojskowego.
Pod koniec drugiego tygodnia wojny na terenie Polski Sztab Białoruskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego coraz częściej wysyłał telegramy do Moskwy w sprawie naruszenia radzieckiej przestrzeni powietrznej przez polskie samoloty wojskowe. 12 września 1939 r., w okolicach Szepietówki na Ukrainie, na stronę radziecką przeleciał polski trzysilnikowy samolot (zapewne Fokker F.VII, dawniej bombowy, a w 1939 r. używany jako transportowy – przyp. red.). Radzieckie siły powietrzne nie dały rady go zatrzymać, a polska maszyna wróciła do Polski. 15 września 1939 r. TASS (Agencja Telegraficzna Związku Radzieckiego) powiadomiła, że dwa dni wcześniej polskie bombowce naruszyły radziecką przestrzeń powietrzną koło Krywina i Jampola (teren Ukrainy). Jeden z nich został otoczony przez radzieckie samoloty i zmuszony do lądowania, a polscy piloci: podchorąży Henryk Udyk, kapral-pilot Józef Bidik i pilot Stanisław Hońdo – aresztowani.
13 września 1939 r. podobne wydarzenia miały miejsce i na terenie ZSRR. W zaświadczeniu pułkownika Pentiukowa, naczelnika pierwszego oddziału sztabu sił powietrznych Armii Czerwonej, o naruszeniach granicy państwowej ZSRR przez polskie samoloty wojskowe zaznaczono: „13.09.1939 o godz. 16.30 w rejonie miejscowości Żytkowicze (100 km na północny-zachód od Mozyrzu) trzy polskie samoloty „Łoś” (PZL 37) przeleciały przez naszą granicę i poleciały w głąb radzieckiego terytorium (około 130 km). Jeden samolot w rejonie miasta Wasilewicze (44 km na północny-wschód od Mozyrzu) rozbił się. Załoga zginęła. Dwa inne polskie samoloty zostały zmuszone przez nasze myśliwce do lądowania na polu koło Dawidowicz. Załogi ocalały, samoloty nie zostały uszkodzone”. W informacji TASS poinformowano również, że 12 polskich pilotów zostało zatrzymanych.
Według mnie samolot, który rozbił się koło Wasilewicz został zestrzelony przez radzieckie mysliwce. Dwa inne bombowce znalazły się w rękach władz radzieckich. Jak wiemy, załogi tych samolotów zostały aresztowane przez funkcjonariuszy straży granicznej. Niestety, nazwiska tych 12 osób nie są znane. Wiemy tylko, że dwaj piloci byli w stopniu porucznika. Najprawdopodobniej podzielili oni los dziesiątków tysięcy polskich jeńców, schwytanych przez Armię Czerwoną na terenie tzw. Białorusi Zachodniej i Ukrainy Zachodniej po 17 września 1939 roku i straceni przez NKWD wiosną 1940 r. Brak jakiejkolwiek informacji o tym, co się stało z ciałami pilotów polskiego bombowca, który rozbił się w pobliżu Mozyrza; być może polscy lotnicy pochowani zostali gdzieś w pobliżu.
Bombowce PZL-37 Łoś wzbudziły duże zainteresowanie wśród radzieckich konstruktorów wojskowych. W sprawie przetransportowania „Łosiów” z Instytutu Naukowo-Badawczego Radzieckich Wojskowych Sił Lotniczych z Moskwy zostali wysłani najlepsi piloci: szef działu samolotów lądowych – I. Petrow, szef działu badań silników – G. Peczeńko, piloci: K. Kalilec, M. Nuchtikow i P. Stefanowski. Badanie polskich samolotów pokazało, że są one w dobrym stanie i gotowe do lotu. Jednak według wspomnień uczestników tej operacji, system sterowania „Łosia”, którego potocznie nazywano „sochaty” (po rosyjsku jedna z nazw łosia) znacznie różnił się od tego, który był w radzieckich samolotach. Obawiając się awarii układu hydraulicznego, piloci wystartowałi z wypuszczonymi kołami i udali się do Bobrujska.
Operacja transportowania „polskich trofeów” była na tyle tajna, że nawet jednostki radzieckiej obrony przeciwlotniczej w Bobrujsku nie zostały o tym poinformowane. Kiedy więc nad miastem pokazały się „obce” samoloty z polską szachownicą na skrzydłach, dowódcy załóg dział przeciwlotniczych otworzyły do nich ogień. Radzieccy piloci musieli wykazać się wyższą sztuką latania, aby nie paść ofiarą własnych artylerzystów. Wreszcie Stefanowskiemu i Nuchtikowowi udało się wylądować „Łosiem” na bobrujskim lotnisku. Następnego dnia samoloty odleciały do miejsca ich przeznaczenia, czyli do stolicy ZSRR. W Moskwie „Łosia” oczekiwali przedstawiciele rządu radzieckiego i dowództwo Armii Czerwonej. Ponoć na cud polskiej myśli inżynieryjnej zechciał popatrzeć nawet „ojciec narodów” – towarzysz Stalin. W okresie od października do grudnia 1939 r. polskie bombowce wykonały 39 lotów. Radzieccy piloci zauważyli, że „Łoś” jest stabilny we wszystkich trybach lotu, a technika pilotowania jest łatwiejsza niż w radzieckich samolotach tej klasy.
17 września 1939 roku, w wyniku agresji ZSRR na Polskę, w ręce Sowietów trafiło wiele polskich samolotów różnego typu, ale jeśli chodzi o „Łosie”, zdobyte 13 września 1939 r. na terenie Białorusi radzieckiej, to ich analiza i badanie trwały do czerwca 1941 r., czyli do ataku Niemiec hitlerowskich na ZSRR.
Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Zachęcamy polską młodzież z obwodu grodzieńskiego na Białorusi do udziału w literacko-dziennikarskim i filmowym konkursie o Tadziku Jasińskim.
Zapraszamy do napisania krótkiego (do 2 stron) opowiadania, przedstawiającego polską obronę przed wkraczającymi wojskami radzieckimi – w Grodnie czy w ogóle na obszarze dzisiejszego obwodu grodzieńskiego. Zachęcamy zwłaszcza do pokazania postaci kilkunastoletniego chłopca, który zginął, przywiązany do radzieckiego czołgu – Tadka Jasińskiego oraz innych młodych ludzi, którzy bronili się przed sowiecką agresją. Warto przyjrzeć się cmentarzom, gdzie są pochowani; ulicom, na których walczyli; porozmawiać z osobami, które pamiętają tamte czasy, z historykami lub nauczycielami. To wszystko można przedstawić w formie artykułu czy rozmowy (wywiadu), a także krótkiego (do 5 minut) filmu, nakręconego kamerą czy telefonem komórkowym.
Regulamin konkursu
1 Organizator i czas trwania konkursu
Organizatorem Konkursu dziennikarsko-literackiego i filmowego o Tadziku Jasińskim
(zwanego dalej „Konkursem”) jest Fundacja Joachima Lelewela (zwana dalej „Organizatorem Konkursu”)
Konkurs rozpoczyna się 1 sierpnia 2015 r. i będzie trwać do 25 października 2015 r. [uwaga! pierwotny termin 10 października został przedłużony!]
2 Warunki uczestnictwa w Konkursie
Uczestnikiem konkursu może być każda osoba będąca uczniem ostatnich pięciu klas szkół średnich, studentem lub pracującym z terenu obwodu grodzieńskiego Republiki Białoruś, w wieku do 24 lat, która prześle na adres e-mailowy Organizatora Konkursu lub dostarczy do wskazanej przez Organizatora osoby elektroniczną lub papierową wersję swojego artykułu, opowiadania lub elektroniczną wersję filmu (zwanego dalej „Utworem”) spełniającego warunki Konkursu. Dopuszczony jest także udział osób z innych obwodów Republiki Białoruś
Utwór nadesłany na Konkurs musi stanowić od początku do końca oryginalną twórczość osoby biorącej udział w Konkursie, nie może być obciążony prawami osób trzecich. Utwór nadesłany na Konkurs nie może w żadnej swojej części stanowić plagiatu, być kopią lub fragmentem jakichkolwiek innych utworów; nie powinien też być wcześniej publikowany w mediach na terytorium Republiki Białoruś i Rzeczpospolitej Polskiej, nie licząc gazetek szkolnych.
Naruszenie przez uczestnika Konkursu któregokolwiek z wymienionych powyżej warunków uczestnictwa w Konkursie, spowoduje utratę prawa do otrzymania nagrody.
3 Cel Konkursu i tematyka prac
Celem Konkursu jest propagowanie wśród młodzieży, zwłaszcza młodych Polaków żyjących na Białorusi, wiedzy o obronie b. północnowschodnich województw Rzeczpospolitej Polskiej, a zwłaszcza miasta Grodna, przed Armią Czerwoną we wrześniu 1939 r., w szczególności zaś udział dzieci i młodzieży w tej obronie.
Utwór musi opisywać powyższe wydarzenia, w tym np. Tadzika Jasińskiego lub innych młodych ludzi broniących Grodna.
Formą dopuszczającą Utwór do Konkursu jest opowiadanie, utwór dziennikarski (np. wywiad, reportaż) oraz film (do 5 minut).
4 Zasady konkursu
Aby wziąć udział w Konkursie, należy przesłać do 10 października 2015 r. swój Utwór (decyduje data wysłania e-maila lub osobistego dostarczenia) w postaci papierowej (wyłącznie w przypadku opowiadania lub utworu dziennikarskiego) lub elektronicznej na adres biuro@fundacjalelewela.pl albo osobiście do osób, wskazanych przez Organizatora Konkursu na stronach internetowych Fundacji (http://fundacjalelewela.pl/ oraz http://grodno1939.pl/)
Format opowiadania i artykułu – MS Word (*.doc, *.docx) OpenOffice (*.odt, *.odf) lub Adobe Acrobat (*.pdf), filmu – MPEG, AVI lub inny powszechnie używany; mailem lub na płytce dvd albo cd.
Objętość Utworu nie powinna przekraczać 2 stron znormalizowanego maszynopisu (1800 znaków na stronie – łącznie 3600 znaków ) lub 5 minut w przypadku filmów.
W Konkursie wezmą udział Utwory napisane lub nagrane w języku polskim.
Wraz z Utworem, wysłanym lub przekazanym do Organizatora Konkursu, muszą być podane dane autora. Dane autora powinny zawierać: imię, nazwisko, obywatelstwo, adres zamieszkania, rok urodzenia, telefon kontaktowy, adres e-mail, w przypadku uczniów i studentów nazwę szkoły oraz klasę lub rok nauczania, ewentualnie informację o dotychczasowym dorobku literackim, dziennikarskim lub filmowym.
5 Jury Konkursu
Jury Konkursu, powołane, przez Zarząd Fundacji Joachima Lelewela, wyłania zwycięzców oraz prace wyróżnione, większością głosów.
Od decyzji Jury nie ma odwołania.
6 Ogłoszenie wyników Konkursu i nagrody
Ogłoszenie wyników Konkursu nastąpi najpóźniej 25 października 2015 r. poprzez zamieszczenie na stronach www Organizatora Konkursu (http://fundacjalelewela.pl/ oraz http://grodno1939.pl/) informacji o rozstrzygnięciu Konkursu, zawierającej tytuły nagrodzonych Utworów oraz ich autorów. Uczestnik może zastrzec niepodawanie swego imienia i nazwiska.
W Konkursie przewidziano następujące nagrody:
a) za utwór dziennikarski lub literacki:
nagroda I: tablet oraz publikacja Utworu na łamach portalu Organizatora Konkursu
wyróżnienia: dyplomy oraz publikacja Utworu na łamach portalu Organizatora Konkursu
b) za film:
nagroda I: tablet oraz publikacja Utworu (w całości lub części, samodzielnie lub w ramach większego filmu) na YouTube lub innym portalu.
wyróżnienia: nagrody książkowe oraz publikacja Utworu (w całości lub części, samodzielnie lub w ramach większego filmu) na YouTube lub innym portalu.
Możliwe jest przyznanie nagród pozaregulaminowych, ufundowanych przez sponsorów.
Nagrodzeni zostaną poinformowani o sposobie odbioru nagród.
Osobą odpowiedzialną za Konkurs ze strony Organizatora Konkursu jest Piotr Kościński.
Przesyłając Utwór na Konkurs, Uczestnik potwierdza, że wyraża zgodę na zasady Konkursu zawarte w niniejszym Regulaminie. Wysyłając zgłoszenie na Konkurs, Uczestnik wyraża zgodę na wykorzystywanie swoich danych do celów Konkursu, ma jednocześnie prawo wglądu do nich i ich poprawiania.
Autorzy przenoszą na Fundację Joachima Lelewela prawa do nagrodzonych utworów.
Organizator zastrzega sobie prawo zmiany niniejszego Regulaminu.
W sprawach nieuregulowanych niniejszym Regulaminem zastosowanie znajdują odpowiednie przepisy prawa Rzeczpospolitej Polskiej.
Wydarzenia drugiej połowy września 1939 roku na Kresach Wschodnich związane z agresją Związku Sowieckiego na nasz kraj, które miały szczególnie dramatyczny przebieg, po dzień dzisiejszy budzą wiele emocji w społeczeństwie polskim. Dramatyczny przebieg tych wydarzeń związany był z wieloma aspektami. Pamiętać należy, iż w połowie września 1939 r. sytuacja militarna Polski była zła, ale nie beznadziejna. Dalsze prowadzenie wojny i jej pozytywny wynik zależał przynajmniej od dwóch elementów:
Ofensywy Sprzymierzonych na Zachodzie, która pierwotnie miała nastąpić 17 września, a przesunięta została (według informacji przekazanej 16 września polskim władzom przez szefa Francuskiej Misji Wojskowej gen. Louisa Faury`ego) na 21 września – mającej odciągnąć część sił niemieckich z frontu polskiego;
Możliwości zorganizowania dłuższego oporu na tzw. przedmościu rumuńskim, organizowanym od kilku dni na linii rzek Dniestr i Stryj.
Tymczasem polskie władze polityczno-wojskowe nie wiedziały, że 12 września w Abbeville podjęto decyzję o zaniechaniu ofensywy przeciwko Niemcom w 1939 r. na froncie zachodnim. Nie przyjmowały też do wiadomości sygnałów o możliwości uderzenia na Polskę sił zbrojnych Związku Sowieckiego. Wszystkie polskie związki taktyczno-operacyjne były praktycznie na froncie przeciwniemieckim i o możliwości przeciwstawienia ewentualnemu nowemu agresorowi jakichś sił chociażby w postaci jednej czy dwóch dywizji piechoty nie mogło być mowy.
Jednak wkraczającym oddziałom Armii Czerwonej stawiono opór. Pierwsi uczynili to żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza, nieliczne, znajdujące się na Kresach polskie jednostki wojskowe (nie wszystkie), oraz grupy polskiej samoobrony. Charakterystyczne dla próby obrony Kresów Wschodnich jest, że niejednokrotnie większy opór nowemu agresorowi stawiano na tych terenach, gdzie było stosunkowo najmniej polskich oddziałów. Takimi właśnie terenami (między innymi) był wąski pas północno-wschodniej Polski, począwszy od Dzisny i Mołodeczna, poprzez Wilno, Grodno i Puszczę Augustowską. Fenomenem tych walk była bardzo często ścisła współpraca polskiej ludności cywilnej z wojskiem, szczególnie młodzieży, ubranej niejednokrotnie w mundurki gimnazjalne, pocztowe, kolejowe, studenckie czapki, czy tylko noszących biało-czerwoną opaskę na rękawie. Tak było w Dziśnie, Wilnie, a przede wszystkim w Grodnie. Wspaniałe tradycje umiłowania wolności, najwyższego patriotyzmu, poświęcenia częstokroć młodego życia, jeszcze przecież nie objętego „poborem” do obrony Ojczyzny. Nie wiedząc jeszcze o tym, zostali nowymi „Orlętami”, którzy jak najlepiej próbowali wykonać niewykonalne zadanie.
* * *
Wilno i Grodno, chociaż nie były twierdzami, to przewidywano ich obronę w ramach umocnień tzw. obszarów warownych, których rozbudowę rozpoczęto jeszcze w czasach carskich i okresie I wojny światowej, a kontynuowano w drugiej połowie lat trzydziestych, w ramach rozbudowy fortyfikacji do planu operacyjnego „Wschód”.
Wokół samego Wilna wykonano wiele stanowisk dla broni maszynowej, przeważnie pod postacią schronów bojowych drewniano-ziemnych, osłaniających głównie miasto od północnego zachodu, północy i wschodu. Znaczną część nakładów finansowych pochłonęła budowa kolejki wąskotorowej, która miała zapewnić transport wewnątrz Obszaru Warownego, pomiędzy liniami schronów bojowych, magazynami amunicyjnymi, kompleksami koszar oraz składami wojskowymi. Dla osłony Wilna od strony wschodniej planowano wykorzystać linię umocnień poniemieckich z okresu I wojny światowej, niezależnie od projektu budowy polskich fortyfikacji.
Podobnie jak Wilno umacniano drugie duże miasto – Grodno. Przy czym większość umocnień w postaci drewniano-ziemnych schronów bojowych planowano rozbudować na kierunku północnym i zachodnim. Natomiast obronę przepraw przez Niemen pod Grodnem wyznaczono na linii dawnych fortyfikacji carskich.
Prace w systemie fortyfikacji polowych zarówno wokół Wilna jak i Grodna, w zasadzie prowadzono dosyć intensywnie dopiero w miesiącach letnich 1939 r. i po wybuchu wojny.
Obydwa miasta – Obszary Warowne były raczej nastawione na obronę przeciwko wojskom niemieckim, a w przypadku Wilna – również przeciwko ewentualnemu uderzeniu wojsk litewskich, które mogły wykorzystać trudną sytuację militarną Polski i pokusić się o przyłączenie Wileńszczyzny do Litwy. W 1939 r. nie nastawiano się na obronę przeciwko ewentualnemu uderzeniu Armii Czerwonej. Tymczasem obydwa miasta czekała właśnie walka z agresorem ze wschodu.
Sztab sowieckiego Frontu Białoruskiego (FB) zakładał od początku, że Wilno, jako silny ośrodek wojskowo-administracyjny będzie broniony znacznymi siłami opartymi o rozbudowane umocnienia na przedpolach miasta. We wczesnych godzinach rannych 18 września dowódca FB komandarm II rangi [gen. płk] Michaił Kowalow wydał rozkazy dotyczące opanowania Wilna. Wobec zarysowujących się problemów z zaopatrzeniem wojsk w paliwo, zdobywać miasto miały dwie grupy bojowe sformowane przez dowódców 3 (dowódca: komkor [gen. lejtn.] Wasilij Kuzniecow) i 11 (dowódca: komdiw [gen. mjr] Nikifor Miedwiediew) armii.
Z 3 armii wydzielono do zdobycia Wilna 24 Dywizję Kawalerii (DKaw.) kombriga [płk – gen. mjr] Piotra Achlustina wzmocnioną 22 Brygadą Pancerną (BPanc.) kombriga Łazariewa oraz 25 BPanc. płk. Arsenija Borzikowa, z zadaniem uderzenia na miasto z północnego wschodu. Grupa ta dysponowała około 500 pancernymi wozami bojowymi (czołgi i samochody pancerne).
36 DKaw. płk. Jefima Zybina z 11 armii, wzmocniona 6 BPanc. płk. Nikołaja Bołotnikowa, dysponując około 300 pancernymi wozami bojowymi, otrzymała zadanie uderzenia na Wilno z południowego wschodu. Rozkaz dowódcy Frontu nakazywał opanowanie Wilna do wieczora 18 września.
Wskutek sporych odległości tych wojsk od Wilna (80 – 100 km) i zaznaczających się już trudności z dostawami paliwa oraz przesadzonymi ocenami możliwości obrony tego miasta, dowódcy obu armii meldowali o niemożliwości wykonania tego rozkazu w nakazanym terminie. Skorygowano go więc i wyznaczono nowy termin jego realizacji na rano 19 września.
Wcześniej utworzoną w ramach 11 armii Mińską Grupę Uderzeniową komdiwa Jakowa Czerewiczenki przegrupowano z kierunku Lidy na kierunek Wilna. Do pomocy 36 DKaw. oprócz 6 BPanc, Czerewiczenko przydzielił jeszcze organiczny pułk czołgów z 7 DKaw.
Problemy z łącznością spowodowały, że płk Zybin rozkaz uderzenia na Wilno otrzymał około godziny siódmej 18 września, natomiast kombrig Achluistin dopiero około godziny dwudziestej tego samego dnia.
O godzinie 7.30 36 DKaw. ruszyła w kierunku Wilna. Jej organiczny 8 pułk czołgów (pcz) płk. Mirosznikowa miał do godziny 18.00 przełamać od południa obronę polską, oczyścić dojście do miasta, opanować jego południowy skraj i stworzyć warunki do natarcia jednostkom kawalerii rankiem 19 września w celu opanowania Wilna. Mirosznikowowi dodano 7 pcz (z 7 DKaw.), w związku z czym objął on dowództwo tej improwizowanej brygady, a dowództwo 8 pcz powierzono mjr. Wartanjanowi. Natomiast 6 BPanc. ruszyła znad Berezyny około godziny 13.00 i po godzinie 18.00 znalazła się w rejonie radiostacji wileńskiej na Lipówce. W południe 18 września rozkaz uderzenia na Wilno otrzymała także 7 DKaw. kombriga Fiodora Kamkowa z 11 armii.
W godzinach popołudniowych 18 września rejon obrony Wilna obsadzały następujące polskie pododdziały (dane nie zweryfikowane):
kierunek wschodni obsadziły trzy bataliony marszowe Ośrodka Zapasowego (OZ) 1 Dywizji Piechoty Legionów (DPLeg.) pod dowództwem ppłk. Jana Pawlika oraz spieszone pododdziały OZ Wileńskiej Brygady Kawalerii (BKaw.), rozmieszczone na Antokolu;
na Zarzeczu zajęły stanowiska niewielkie (bliżej nie ustalone) pododdziały piechoty wzmocnione ochotnikami z Przysposobienia Wojskowego (PW) i dwudziałowy pluton artylerii 75 mm z OZ artylerii lekkiej w Wilnie;
rejon Markucia i Rossy bronił baon Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP) „Troki” (z pułku KOP „Wilno”) pod dowództwem mjr. Sylwestra Krasowskiego;
kierunek południowy obsadziły prawdopodobnie dwa bataliony (w tym wartowniczy) pod dowództwem ppłk. Stanisława Szyłeyki. W tym rejonie znajdowały się również ochotnicze drużyny PW; przeznaczono je do pełnienia wart przy magazynach wojskowych na Burbiszkach;
kierunek zachodni i północny ubezpieczały prawdopodobnie pozostałe baony pułku KOP „Wilno” pod dowództwem ppłk. Kazimierza Kardaszewicza;
w okolicach śródmieścia znajdowała się 20 bateria artylerii przeciwlotniczej (40 mm działka „Bofors”) ppor. Witolda Barancewicza. Druga placówka obrony przeciwlotniczej (4 cekaemy plot.) znajdowała się u północnego wylotu Mostu Zielonego na Wilii;
w Domu Akademickim na Górze Bouffałowej znajdował się słabo uzbrojony batalion studencki, którego część, złożona głównie z młodzieży wileńskiej, wczesnym popołudniem opuściła autobusami Wilno, kierując się w stronę granicy litewskiej;
w okolicach dworca kolejowego znajdowały się luźne pododdziały; między innymi kolejarskiego PW wraz z improwizowanym pociągiem pancernym (zbudowanym przez miejscowych kolejarzy) i niewielką grupą por. Józefa Świdy.
W sumie siły obrońców liczyły około dziesięciu batalionów przeliczeniowych piechoty (ponad 7000 uzbrojonych ludzi) z 14-16 działami (w tym połowa przeciwpancernych) oraz 4-6 armatkami artylerii plot. 40 mm i ponad setką karabinów maszynowych. Brak było moździerzy i granatów przeciwpancernych, które starano się zastąpić butelkami z mieszanką zapalającą. Znaczną część pododdziałów cechował słaby poziom uzbrojenia i wyszkolenia.
Dowódcą Obszaru Warownego „Wilno” od 12 września 1939 r. został ppłk Tadeusz Podwysocki (jednocześnie komendant wileńskiego garnizonu), ale wydaje się, że przybyły do Wilna dwa dni później zastępca dowódcy Okręgu Korpusu (OK) III (Grodno) ds. OPL płk dypl. Jarosław Okulicz-Kozaryn przyjmował do wiadomości lub zatwierdzał wszystkie posunięcia ppłk. Podwysockiego oraz wydawał rozkazy także w swoim imieniu jako najstarszy stanowiskiem dowódca na tym terenie. Obaj byli przekonani, że miasto powinno stawić opór jednostkom Armii Czerwonej, gdy te nadciągną.
W godzinach południowych 18 września dowódca OK III gen. bryg. Józef Olszyna-Wilczyński przekazał juzem rozkaz płk. Okuliczowi-Kozarynowi, aby w razie nacisku na Wilno wojsk sowieckich wycofać się na Litwę. Rozkaz ten wywołał mieszane uczucia w dowództwie obrony Wilna i wprowadził pewien chaos w zamierzeniach obronnych, które właściwie zostały zaniechane, a obrona na przedpolach miasta częściowo zwinięta.
Pierwsze pod miasto w godzinach 16.00 – 17.00 podeszły czołgi 7 i 8 pcz. 8 pułk miał dotrzeć do Mostu Zielonego, a pułk 7 blokować miasto od strony zachodniej.
Czołówka 8 pułku czołgów pod dowództwem st. lejtn. Bodyla w okolicy ulic Krzywe Koło i Połockiej uwikłała się w walkę ogniową prawdopodobnie z dwoma działami 75 mm dowodzonymi przez pchor. rez. Juliana Koca i pchor. rez. Edwarda Wojciulę. Artylerzyści nie mieli pocisków przeciwpancernych, czołgistom zaś widocznie brakowało pocisków artyleryjskich, gdyż prowadzili tylko ogień z broni maszynowej. Nasze działa zniszczyły samochód pancerny, ale same poniosły straty w obsługach. Po prawie dwóch godzinach walki (z przerwami) czołgi się wycofały, a artylerzyści opuścili działa, do których zabrakło amunicji. Akcja 8 pcz została chwilowo zatrzymana.
Bataliony 6 BPanc. również nie odniosły sukcesu powstrzymane w rejonie wiaduktu kolejowego, wileńskiego lotniska i stacji kolejowej.
Również 7 pcz przy podejściach do zachodniego skraju miasta został zatrzymany ogniem artyleryjskim i broni maszynowej.
Próby podejścia do Mostu Zielonego wzdłuż rzeki Wilii ulicami Antokolską i Senatorską zakończyły się także niepowodzeniem za przyczyną 37 milimetrowej armatki przeciwpancernej (ppanc.) ustawionej przy koszarach kawaleryjskich po drugiej stronie rzeki.
Jeden z batalionów 6 BPanc. wieczorem 18 września wdarł się w polskie pozycje przy cmentarzu na Rossie, obsadzone przez niepełny baon KOP „Troki”, który się wycofał, chyba nieco przedwcześnie. Straty batalionu wyniosły kilkunastu poległych i rannych żołnierzy. Między innymi zginęli: kpr. Wincenty Salwiński, szer. Wacław Sawicki i szer. Piotr Stacirowicz – pochowani przez miejscowych Polaków w kwaterze żołnierzy polskich z 1920 r. Nazwiska tych trzech żołnierzy kojarzyły się z wartą honorową przy Grobie Matki i Serca Józefa Piłsudskiego na cmentarzu na Rossie. Prawda jest taka, że żołnierska warta honorowa została zwinięta 13 września i przekazana harcerzom oraz ochotnikom z PW. Wieczorem 18 września „młodzieżowa” warta została zdjęta ze służby. Nikt z niej nie poległ.
Czołgi 6 BPanc., które na lewym skrzydle obrony baonu KOP „Troki” przedarły się ulicą Beliny w kierunku centrum Wilna, napotkały słaby opór przy wiadukcie kolejowym obok skrzyżowania ulicy Targowej z ulicą Beliny, przedarły się przez tą zaporę, rozpraszając obrońców. Na ich drodze znalazła się teraz bateria artylerii plot. ppor. Barancewicza, broniąc do godziny 21.00 placu przy zbiegu ulic: Ostrobramskiej, Bazyliańskiej i Piwnej, po czym ze stratami (prawdopodobnie na rozkaz płk. Oziewicza lub płk. Okulicza-Kozaryna) wycofała się w kierunku granicy litewskiej.
Część sowieckich czołgów ruszyła ulicą Zawalną w kierunku śródmieścia i u zbiegu ulic Jagiellońskiej z Portową napotkała opór bliżej nieznanej grupy żołnierzy i uzbrojonej młodzieży.
Czołgi sowieckie z ulicy Zawalnej ruszyły ulicami Jagiellońską i Wileńską w kierunku Mostu Zielonego. Tutaj napotkały gęsty ogień placówki OPL (cekaemy przeciwlotnicze) oraz niewielkiego pododdziału żołnierzy i ochotników, wśród których walczył uczeń wileńskiego gimnazjum – Ryszard Andrys-Jankowski. Według jego relacji placówka uszkodziła 3 czołgi, z których jeden zatarasował jezdnię Mostu Zielonego, zniechęcając Sowietów do dalszych nocnych prób opanowania mostu.
Tymczasem szły naciski z dowództwa Frontu Białoruskiego na jak najszybsze zdobycie Wilna. Jednakże brak paliwa hamował intensyfikację działań. Kombrig Achlustin mógł sformować jedynie grupę pod dowództwem płk. Łomako złożoną z 10 pcz i batalionu rozpoznawczego 27 Dywizji Strzeleckiej (DS), którą o godzinie 22.30 wysłał w kierunku Wilna. 19 września o godzinie 5.30, ściągając paliwo skąd tylko mógł, wysłał w kierunku Wilna 700-osobową grupę żołnierzy kawalerzystów transportem samochodowym pod dowództwem mjr. Szachiriewa. 22 i 25 BPanc. ze względu na brak paliwa nie mogły się ruszyć ze Święcian. Dopiero 19 września po północy dowódca 25 BPanc. wziąwszy resztki paliwa z innych czołgów, wysłał w kierunku Wilna dwie grupy rozpoznawcze: pierwszą pod dowództwem st. politruka Zobowa składającą się z dwóch plutonów czołgów T – 26 i plutonu samochodów pancernych; drugą pod dowództwem dowódcy batalionu rozpoznawczego kpt. Morozowa w składzie plutonu samochodów pancernych i plutonu T – 26. Grupa pierwsza dotarła do Wilna po godzinie 3.00 (5.00 czasu moskiewskiego) od północnego wschodu, a grupa druga operowała na kierunku Podbrodzia. Całość sił 25 BPanc. przybyła do Wilna dopiero w godzinach popołudniowych 19 września.
22 BPanc. do Wilna wyruszyła dopiero 19 września po godzinie 10.00, osiągając miasto osiem godzin później.
Podobnie postąpił komdiw Czerewiczenko, który dopiero po godzinie 3.00 19 września, znajdując się w rejonie Oszmiana – Krewo, mógł sformować zmotoryzowany oddział wydzielony z 42 pułku kawalerii (pkaw.) pod dowództwem st. lejtn. Kisielowa, a cztery godziny później podobny oddział pod dowództwem st. lejtn. Radczenki. Grupy zmotoryzowanych kawalerzystów miały wesprzeć jednostki pancerne walczące w Wilnie.
O świcie 19 września do walki o Wilno ruszyły wszystkie siły pancerne wroga, ściągnięte pod to miasto. Po godzinie 3.30 do miasta weszła grupa płk. Łomako i uderzyła wzdłuż Wilii na Most Zielony, gdzie została ostrzelana i odparta, kierując się w kierunku mostu na Zwierzyńcu. Około godziny 4.00 do walki ruszyła 6 BPanc. kierując gros swych sił w kierunku obu mostów na Wilii (Zielonego i Zwierzynieckiego), które (według meldunków dowódcy brygady) zostały opanowane około godziny 4.30. Natomiast dowódca 36 DKaw. meldował, że o Most Zielony rozpoczął walkę o świcie 19 września 8 pułk czołgów i zdobył go do godziny 7.00. Z tego samego meldunku wynika, że walki ogniowe w Wilnie trwały do południa 19 września. Jeszcze o godzinie 14.00 w rejonie Mostu Zielonego Polacy mieli zniszczyć samochód pancerny BA-10, a idący z pomocą pluton czołgów lejtn. Chomicza przywitano ogniem broni przeciwpancernej, który zniszczył czołg.
Według źródeł sowieckich ich straty w walkach o Wilno wyniosły: 13 zabitych (w tym 3 oficerów starszych i 3 oficerów młodszych), 24 rannych, zniszczonych 5 czołgów BT – 7 oraz samochód pancerny BA – 10, oraz 3 samochody pancerne uszkodzone. O uszkodzonych czołgach nie wspomniano.
Oceniając możliwości obrony Wilna należy stwierdzić, że ich nie wykorzystano. Posiadając te siły i środki, opierając się na umocnieniach Obszaru Warownego, istniała możliwość obrony miasta przez 2-3 dni. Niezbędne było jednak do realizacji tego zadania prężne dowództwo. W godzinach południowych 18 września, gdy do dowództwa Obszaru Warownego „Wilno” zaczęły nadchodzić telefoniczne meldunki o kierunkach podchodzenia wojsk sowieckich, było jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby wzmocnić zagrożone odcinki odpowiednimi siłami, mogącymi się przeciwstawić sowieckim pododdziałom pancernym. Nie zrobiono nic aby podjąć tego typu działania. Paraliż dowodzenia będący wynikiem juzowej rozmowy gen. Olszyny-Wilczyńskiego z płk. Okuliczem-Kozarynem okazał się wyjątkowy. I chyba ma sporo racji płk Kazimierz Rybicki pisząc w swej relacji, że „Wilno zostało oddane haniebnie, zgodnie z rozkazem D-cy III Korpusu. Sytuacja oficerów dowodzących obroną płk. dypl. Okulicza i ppłk. Podwysockiego jest godna pożałowania, co im było nakazane z góry to i wykonali.”
Część obrońców Wilna rozproszyła się po rodzinnych domach, część przekroczyła granicę litewską, inni toczyli jeszcze walki na pograniczu litewsko-polskim, przedostając się później na Litwę bądź dostając się do niewoli. Ale byli i tacy, którzy transportem kolejowym dotarli do Grodna, biorąc udział w jego obronie.
* * *
Biorąc pod uwagę doświadczenia walk o Wilno, które praktycznie zdobywały jednostki pancerne przy nikłym współudziale innych rodzajów broni, w podobny sposób dowództwo Frontu Białoruskiego planowało rozwiązać zdobycie Grodna. Przy czym dowództwo Frontu nie bardzo panowało nad zamierzeniami w tym zakresie. Na przykład 19 września o godzinie 13.00 rozkazem dowódcy 11 armii na Grodno miała uderzyć Grupa Zmechanizowana 16 Korpusu Strzeleckiego (KS) w składzie: samodzielny batalion rozpoznawczy (sbr) 2 DS., 100 batalion czołgów (bcz) i 365 bcz – pod dowództwem kombriga Rozanowa. Natomiast dowódca Grupy Konno-Zmechanizowanej (GKZ) FB komkor Iwan Bołdin wydał 19 września o godzinie 6.00 rozkaz, w którym polecił zająć Grodno do końca tegoż dnia 15 Korpusowi Pancernemu (KPanc.) komdiwa Michaiła Pietrowa wraz z oddziałami zmotoryzowanymi 4 i 13 DS (101 i 119 pułki strzeleckie [ps]. Tego też dnia zgodnie z rozkazem nr 02 dowódcy FB zadanie zdobycia Grodna otrzymał dowódca GKZ, ale siłami dywizji kawalerii. Do zdobycia Grodna przygotowywał się też komdiw Andriej Jeremienko (dowódca 6 KKaw.), tworząc grupę bojową z pułków czołgów swoich dywizji kawalerii.
Wobec problemów z paliwem sztab Frontu Białoruskiego dyrektywą nr 11/OP z godzin rannych 20 września polecił opanowanie Grodna do końca tego dnia przez dywizję kawalerii z Grupy Konno-Zmechanizowanej. Tego też dnia o godzinie 4.00 dowódca 11 armii postawił zadanie zdobycia Grodna wspomnianej już Grupie Zmechanizowanej 16 KS, co było sprzeczne z dyrektywą sztabu Frontu.
Sztab FB przyjął do akceptującej wiadomości zamiar dowódcy GKZ – opanowania Grodna wydzielonymi siłami 15 KPanc. wzmocnionymi 101 i 119 ps. Dodatkowo przygotowano 4 DKaw. kombriga Iwana Muzyczenki, która pod koniec 21 września miała zająć rejon Grodna.
Lecz problem opanowania Grodna dalej tkwił w paliwie i „kulejącej” łączności. Baki czołgów 15 KPanc. były nadal puste. Dopiero interwencja przebywającego przy wojskach FB zastępcy ludowego komisarza obrony ZSRS marszałka Siemiona Budionnego spowodowała dostarczenie części paliwa dla korpusu samolotami transportowymi.
27 BPanc. (z 15 KPanc.) płk. Iwana Juszczuka, otrzymując zadanie zdobycia Grodna, mogła dla posiadanych aktualnie w linii 146 czołgów i 11 samochodów pancernych uzupełnić paliwo (kosztem innych czołgów brygady) w 63 czołgach, 2 samochodach pancernych i 8 pojazdach pomocniczych.
Batalion rozpoznawczy brygady pod dowództwem mjr. Bogdanowa wyruszył w stronę Grodna o godzinie 4.15 lewym brzegiem Niemna w składzie 11 czołgów, samochodu pancernego, samochodu sanitarnego i samochodu z radiostacją 5-AK. Po pokonaniu około 80 km, około godziny 8.00 wjechał do Grodna od strony południowej, bez osłony piechoty, wywołując pewne zaskoczenie wśród obrońców, którzy nie spodziewali się czerwonoarmistów z tej strony.
Zaimprowizowana obrona Grodna była dość słaba, nie posiadano artylerii przeciwpancernej ani polowej czy fortyfikacyjnej. Prawdopodobne linie obronne przed starciem z wojskami sowieckimi wyglądały następująco:
– od strony Skidla i Jezior linię dozorowania na dalekim przedpolu zajmowały pododdziały kawalerii rtm. Ryszarda Wiszowatego osłabione i częściowo rozproszone po ostatnich walkach w Skidlu;
– pas wzgórz ciągnących się od przystanku kolejowego Kaplica poprzez wschodni skraj lasku Sekret aż do majątku Rubanówek obsadzały pododdziały rezerwowe między innymi z OZ 19 Dywizji Piechoty (DP) w Lidzie pod ogólnym dowództwem ppłk. Izydora Blumskiego. W odwodzie na południowym skraju lasku Sekret ppłk Blumski umieścił kompanię piechoty i kompanię policyjną;
– zadanie zamknięcia szosy na Jeziory powierzono placówce oficerskiej w sile plutonu;
– obronę linii Niemna w rejonie Zamku Królewskiego, Zespołu Szkół Zawodowych oraz koszar 81 pułku piechoty (pp) wraz z mostem drogowym objęli żołnierze dwóch batalionów: 31 (wartowniczy) mjr. Benedykta Serafina i OZ 29 DP kpt. Piotra Korzona, w których było wielu grodnieńskich harcerzy;
– koszar baonu pancernego bronili junacy z Dywizyjnego Kursu Szkoły Podchorążych Rezerwy OZ 19 DP;
– mostu kolejowego – pododdział wartowniczy por. Tadzika z 5 pułku lotniczego;
– wiaduktu kolejowego nad Szosą Skidelską – pluton por. Władysława Eysmonta z kompanii kpt. Grzywacza;
– w pobliżu dworu Poniemuń okopały się pododdziałki sformowane z nadwyżek 76 pp;
– odcinek Myśliwska Górka – Rubanówek obsadził pododdział ppor. rez. Antoniego Iglewskiego (późniejszego cichociemnego);
– odcinki dróg: Hoża – Grodno i Grodno – Sopoćkinie ubezpieczał baon KOP „Sejny” ppłk. Michała Osmoli.
Ponadto w Grodnie znajdowała się jeszcze dwudziałowa 94 bateria artylerii przeciwlotniczej ppor. Józefa Musiała, posiadająca 40 mm armaty Bofors. Za broń przeciwpancerną służyły głównie butelki z mieszanką zapalającą.
W sumie siły obrońców szacunkowo liczyły 2000 – 2500 ludzi pod bronią.
Od 12 września dowódcą Obszaru Warownego Grodno został płk w stanie spoczynku Bronisław Adamowicz, który – nastawiony na ewakuację – nie przejawiał chęci obrony miasta. Po nim obroną Grodna dowodził płk Siedlecki. Zarówno jeden jak i drugi nie bardzo wierzyli w możliwości obrony miasta posiadanymi siłami i środkami, ale też nie byli w defetystycznych nastrojach.
Tak płk Adamowicz, jak i płk Siedlecki nie posiadali cech „rasowego” dowódcy, zdolnego kierować walką w tak specyficznych warunkach. Nie potrafili (czy też nie zdążyli?) zorganizować z luźnych pododdziałów żołnierzy różnych rodzajów służb i broni oraz ochotników sprężyście dowodzonych batalionów, co znacznie ułatwiłoby kierowanie walką i mogłoby przynieść znacznie lepsze efekty bojowe.
Dwóch ludzi stanowiło mózg i duszę obrońców miasta. Pierwszym z nich był wiceprezydent Grodna Roman Sawicki, a drugim komendant miejscowej Rejonowej Komendy Uzupełnień (RKU) mjr Benedykt Serafin. Obaj mieli silne poparcie patriotycznie nastawionej ludności polskiej. Rozbudowali i wzmocnili obronę organizując kopanie rowów i wznoszenie zapór przeciwczołgowych, a także szkolenie ochotników i służb pomocniczych.
Czołgi batalionu rozpoznawczego 27 BPanc. zaskoczyły całkowicie obrońców. Po prostu nie spodziewano się ich od strony Białegostoku! Czołowe wozy przedostały się przez niepełną linię zapór na moście i wjechały do miasta. Po chwilowym wstrząsie psychicznym obrońcy odpowiedzieli ogniem i butelkami ze środkami zapalającymi. Kilka czołgów spłonęło lub zostało uszkodzonych. Spłonął też samochód Gaz – A z radiostacją 5-AK, co spowodowało przerwanie łączności z dowództwem. Pozostałe czołgi wycofano na południowy skraj Grodna poniżej mostu kolejowego. Wkrótce dołączył do nich 2 batalion czołgów (bcz) mjr. Połukarowa z 27 BPanc., próbując dalszych ataków na miasto – z niewielkim skutkiem. Do walki włączały się stopniowo dalsze pododdziały bragady, między innymi 1 bcz mjr. Kwitko, a na rozpoznanie sytuacji w mieście wyruszył nawet szef sztabu i komisarz 27 BPanc. W różnych porach dnia (20.9.) w walkach o miasto w różnych jego punktach brało udział około 70 czołgów i samochodów pancernych brygady. Stwierdzano trudne warunki boju w mieście oraz umiejętność prowadzenia walki ze strony obrońców.
Około godziny 18.00 przybył z Wołkowyska transportem samochodowym 2 batalion 119 ps z dowódcą pułku mjr. Wwiedeńskim, który włączył się do walki, przeprawiając się przez Niemen w rejonie mostu kolejowego i cmentarza – organizując obronę na północnym brzegu rzeki, ponieważ wszystkie czołgi 27 BPanc. zostały z miasta wycofane bojąc się nocnych ataków obrońców. Do walki zaczęły włączać się podwiezione samochodami pozostałe bataliony 119 ps. Zacięta walka toczyła się o cmentarz w południowej części miasta, gdzie walczył między innymi pluton harcerski Brunona Hlebowicza oraz kilkunastoosobowy oddział ochotników pchor. Henryka Nosala, w którym znajdował się młody pocztowiec z Landwarowa koło Wilna – Mieczysław Wołodźko. W walce zginął dowódca 2 batalionu 119 ps st. lejtn. Jakowienko i kilku żołnierzy. Sowiecka artyleria nie żałowała amunicji. Polacy zostali zmuszeni do opuszczenia pozycji przy cmentarzach.
Wieczorem do miasta weszły trzy pułki (101, 102 ułanów i 103 szwoleżerów) Brygady Kawalerii Rezerwowej „Wołkowysk”, dowodzonej przez płk. dypl. Edmunda Helduta-Tarnasiewicza, przy której znajdował się gen. bryg. w st. spocz. Wacław Przeździecki. On też przejął dowództwo obrony Grodna. Ułani dokonali wypadów, niszcząc niektóre placówki wojsk sowieckich na obrzeżach miasta.
Rankiem 21 września pod Grodno podszedł jeden batalion 20 Brygady Zmotoryzowanej 15 KPanc. i wsparł pododdziały 27 BPanc. i 119 pułku strzeleckiego. Po przygotowaniu artyleryjskim pododdziały piechoty i czołgów uderzyły na miasto głównie z południa i południowego wschodu. Polacy i tym razem nie ograniczali się do obrony, ale przeprowadzali ataki wyprzedzające lub kontrataki. Między innymi groźba zniszczenia przez atak Polaków zawisła nad kompanią karabinów maszynowych i stanowiskiem dowodzenia 1 batalionu 119 ps, a także nad całym pułkiem. Sytuację uratowała podchodząca w tym czasie z kierunku wschodniego Grupa Zmechanizowana 16 KS kombriga Rozanowa, która uderzyła na pododdziały OZ 19 DP broniące wzgórz od wschodu i po około dwóch godzinach walki zepchnęła je z pozycji.
W mieście stopniowo czołgi i piechota spychały bądź niszczyły polskich obrońców. Do Grodna zdążał także 101 ps oraz 4 DKaw., by wesprzeć walczące oddziały 15 KPanc. i 16 KS.
Wczesnym popołudniem 21 września przybył na czele 31 pułku czołgów 4 Dywizji Kawalerii dowódca 6 Korpusu Kawalerii komdiw Jeremienko, prowadząc osobiście natarcie niedoświadczonych czołgistów. Wydostawał się z dwóch uszkodzonych czołgów, w trzecim został ranny. Pod miasto podeszły również niektóre pododdziały 2 Brygady Pancernej z 15 KPanc.
Pod koniec dnia 21 września Grodno w zasadzie zostało zdobyte, chociaż w mieście broniły się jeszcze odosobnione punkty oporu, jak Zamek Królewski czy koszary 81 pułku piechoty.
Polskie pododdziały rozpoczęły wycofywanie z miasta w kierunku granicy litewskiej. Część z nich wzięła udział w dalszych walkach w rejonie Sopoćkiń i w Puszczy Augustowskiej. Dowództwo sowieckie na noc wycofało wszystkie wozy bojowe z miasta ze względu na brak paliwa, a tym samym utrudnione możliwości manewru w razie ataku Polaków, czego obawiał się dowódca 15 KPanc., tym bardziej, że brakowało mu odpowiedniej liczby żołnierzy piechoty do ich osłony i obrony.
22 września przed południem do miasta weszły wszystkie będące w podporządkowaniu dowódcy GKZ komkora Bołdina jednostki, które zebrały się na przedmieściach Grodna, a więc: większość jednostek 15 KPanc., 4 DKaw., 101 i 119 ps, Grupa Zmechanizowana 16 KS. W czasie zajmowania miasta dochodziło jeszcze do wymiany ognia z małymi grupami obrońców, w wyniku którego rannych zostało 7 żołnierzy 101 ps.
Dowództwo sowieckie swoje straty w Grodnie oceniło na 53 zabitych, 161 rannych, 19 czołgów i 3 samochody pancerne wyeliminowane z walki. Innego rodzaju sprzętu i broni nie policzono. Chcąc zamazać obraz swoich strat podano, że wzięto do niewoli około 1000 obrońców, a duża liczba obrońców została rozjechana przez czołgi na wschodnim skraju miasta. Negatywnie oceniono działania oddziału rozpoznawczego sztabu 15 KPanc. W wyniku złego rozeznania i planowania działań, większość obrońców Grodna opuściła miasto, o czym sztab 15 KPanc. nie wiedział, planując na 22 września atak wszystkimi posiadanymi siłami i środkami.
Grodno było jedynym polskim miastem na terytorium przyznanym Związkowi Sowieckiemu tajnym protokołem z 23 sierpnia 1939 r., które tak długo opierało się regularnym jednostkom Armii Czerwonej. Za swą bohaterską postawę zapłaciło dużą daninę krwi w rannych i poległych mieszkańcach tego przepięknego grodu. To jednak można zrozumieć, gdyż każda walka niesie ofiary. Trudno jednak zrozumieć okrutny mord, jaki popełniono na schwytanych obrońcach miasta: podchorążych, ochotnikach a nawet ludności cywilnej. Według relacji świadków, w dniach 21 i 22 września w Grodnie rozstrzelano około 300 obrońców i mieszkańców miasta (w tym również kilkunastoletnich chłopców). Część obrońców miasta została rozstrzelana na miejscu walki, jak na przykład obrońcy Pohulanki (kombrig Rozanow przyznał w meldunku, że rozstrzelano 29 oficerów) czy kilkunastu policjantów biorących udział w obronie koszar 81 pułku piechoty.
Obrona Wilna i Grodna w 1939 r. przeciwko jednostkom Armii Czerwonej przeszła do historii. Mimo stosunkowo niewielkiego jej znaczenia w skali operacyjnej całej kampanii polskiej , w skali oporu przeciwko agresorowi ze wschodu zajmuje poczesne miejsce. Czy jednak wykorzystano wszystkie możliwości obrony tych miast? Na pewno nie. O niektórych dotyczących Wilna wspomniano wcześniej. Dodać należy jeszcze jedną. Otóż wielu historyków przyjmowało wcześniej (za relacjami niektórych wyższych dowódców z 1939 r.), że jednym z podstawowych elementów braku większego oporu przeciwko Armii Czerwonej był niedostatek broni dla żołnierzy na wschodnim terytorium RP. Temu przeczą meldunki sowieckie o zdobyczach. W Wilnie, którego mogło bronić 700 – 1000 obrońców (dokładnej liczby nie ustalimy nigdy), jednostki sowieckie (te które wykazały) zdobyły między innymi 4766 karabinów, 1680 karabinków (kawaleryjskich – C.G), 295 karabinków małokalibrowych, 508 pistoletów i rewolwerów, 34 erkaemy, 42 cekaemy, 10 dział, 4 działa plot., 3530 granatów ręcznych, 285 naboi artyleryjskich, 613 000 naboi karabinowych. Tej broni rzekomo nie było dla tych, którzy jej potrzebowali. Biorąc pod uwagę oddziały polskie wycofane wcześniej z bronią w kierunku granicy litewskiej, realne możliwości obrony Wilna były kilkakrotnie wyższe niż te, które zaprezentowano.
W przeciwieństwie do Wilna, obrona Grodna świadczy o właściwym wykorzystaniu posiadanych sił i środków (chociaż ze względu na szczupłość sił nie wykorzystano istniejących umocnień Obszaru Warownego) oraz wystawia dobre świadectwo (mimo dużej improwizacji) kierującym walką. W bardzo złej sytuacji operacyjnej w skali kraju i taktycznej w skali prowadzonych przez nich działań, wykazali się dojrzałością podejmowanych decyzji, a przede wszystkim wolą walki, wiedząc z góry, iż będzie ona w ostateczności skazana na niepowodzenie. Jednak nowy agresor przynajmniej w mikroskali odczuł siłę polskiego oporu, angażując do jego likwidacji znaczne siły, które tym samym nie mogły zrealizować ambitnych zadań dziennych – marszu w kierunku Warszawy !
Umocnienia obydwu obszarów warownych nie zostały wykorzystane do obrony przeciwko agresorowi ze wschodu. W przypadku Wilna winą należy obarczyć dowódcę Okręgu Korpusu III Grodno gen. bryg. Józefa Olszynę-Wilczyńskiego, który na swój sposób zinterpretował niezbyt precyzyjną dyrektywę marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego z godzin wieczornych 17 września, dotyczącą zachowania się wojsk polskich wobec wkraczających oddziałów Armii Czerwonej. W przypadku Grodna brak sił i środków oraz samo usytuowanie czynnych umocnień możliwości te wyeliminowały.
Znacznie szerzej powyższa tematyka potraktowana została w autorskiej książce pt: Kresy w czerwieni 1939, edytorstwa Oficyny Wydawniczej RYTM oraz Kresy w ogniu – Wydawnictwo BELLONA.
Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Jest w Grodnie , tuż przy moście przez Niemen, niewielki pomniczek. To wspomnienie starszego politruka Grigorija Aleksandrowicza Gornowycha, który jako jeden z pierwszych zginął podczas ataku na polskie pozycje. Pochodził z Uralu, z Wierchniego Ufaleja koło Czelabińska – z domu do Grodna miał 2700 kilometrów!…
Pomniczek Gornowycha (fot. Internet)
Oto jak opisuje pomnik Administracja Rejonu Oktiabrskiego m. Grodna (http://aor.by/news/1079.html):
„17 września 1939 roku Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona weszła na terytorium Polski z celem oswobodzenia ziem białoruskich, oderwanych od BSRR i USRR zgodnie z warunkami ryskiego traktatu pokojowego, w efekcie którego doszło do podziału narodu białoruskiego i ukraińskiego na dwie części. To był akt historycznej sprawiedliwości, jednoczący sztucznie podzielony naród białoruski w jednym organizmie państwowym – Białoruskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej – co stało się jeszcze jednym ważnym krokiem na drodze do niepodległości i suwerennego rozwoju Białorusi.
Najostrzejsze walki o oswobodzenie terytoriów Zachodnie Białorusi i Ukrainy miały miejsce 20-21 września w Grodnie. Podczas walk o miasto 15. Radziecki Korpus Czołgów stracił 12 czołgów, zabito 47 osób, a 156 zostało rannych. Ogólne straty Frontu Białoruskiego w czasie jesiennej kampanii 1939 roku wyniosły 996 zabitych i 2002 rannych. W bojach o Grodno szczególnie wyróżniła się kompania strzelecka pod dowództwem starszego politruka G.A. Gornowych i batalion czołgów pod dowództwem majora F. I. Kwitko. W bojach o Grodno G.A. Gornowych i F. I. Kwitko zginęli., Ich nazwiskami nazwane zostały ulice miasta”.
Józef Stalin, który rozkazał napaść na Polskę, zapewne zdziwiłby się, że 17 września uczynił krok ku niepodległości Białorusi. Ale ten krótki opis pokazuje oficjalne stanowisko władz białoruskich wobec wydarzeń sprzed ponad 75 lat – to nie agresja, a „oswobodzicielski pochód Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej”, jak to określano w czasach ZSRR. A pomniki i ulice mają nie obrońcy Grodna, a agresorzy, jak „sekretarz biura jednostki czołgów” Gornowych i dowódca czołgowego batalionu Kwitko…
W co najmniej trzech miastach Polski – Warszawie, Wrocławiu i Białymstoku – są już ulice, których nazwy upamiętniają obronę Grodna w 1939 r. przed Sowietami.
Aleja Obrońców Grodna w Warszawie (za Wikipedią)
W Warszawie, Aleja Obrońców Grodna znajduje się na terenie dzielnic Bemowo, Wola i Żoliborz i jest fragmentem Trasy Powązki-Konotopa, czyli drogi ekspresowej S8 oraz trasy europejskiej E67. Nazwę Alei Obrońców Grodna nosi odcinek od ronda Ofiar Zbrodni Katyńskiej (czyli ulic Powązkowskiej i gen. Maczka) do granicy miasta.
Aleja Obrońców Grodna nosi swoją nazwę od 5 stycznia 2012 r. na podstawie uchwały Rady m. st. Warszawy. Zespól Nazewnictwa Miejsckiego początkowo zaproponował nadać jej nazwę Obrońców Grodna 1939 roku. Ostatecznie jednak radni podjęli inną decyzję.
We Wrocławiu nazwa Rondo Obrońców Grodna – zbieg ulic Monte Cassino, Edwarda Dembowskiego i Spółdzielczej na Biskupinie – pojawiła się w czerwcu 2013 r. To inicjatywa mieszkańców Wrocławia, którzy zbierali podpisy pod wnioskiem w tej sprawie. Przypomnijmy jednak, że już od 2006 r. istnieje we Wrocławiu Bulwar Tadka Jasińskiego, noszący nazwisko słynnego trzynastoletniego obrońcy Grodna.
W Białymstoku podobna propozycja dyskutowana była od dawna – przecież od tego miasta do Grodna jest zdecydowanie bliżej niż z Wrocławia czy z Warszawy. Decyzję o nadaniu jednej z ulic nazwy Orląt Grodnieńskich uchwaliła 23 lutego Rada Miasta Białystok. Ulica połączy ul. Transportową z ul. Kazimierza Pułaskiego. Pierwotnie proponowano upamiętnić bohaterstwo grodnian w nazwie brzmiącej bardziej ogólnie – „Obrońców Grodna”. Przed decydującym posiedzeniem Rady Miasta postanowiono jednak szczególnie uwzględnić ofiarę i patriotyzm najmłodszych mieszkańców przedwojennego Grodna. Tę myśl radni zawarli w uzasadnieniu: „Jednym z najbardziej wzruszających elementów polskiej tradycji patriotycznej jest umiłowanie wolności i bohaterstwo najmłodszych obrońców Ojczyzny. Poczesne miejsce w symbolice narodowej zyskały Orlęta Lwowskie i Mali Powstańcy Warszawscy. W cieniu zapomnienia pozostają jednak ich rówieśnicy, uczestniczący w desperackiej obronie Grodna przed sowieckimi agresorami w roku 1939. Orlęta Grodzieńskie wciąż czekają na godne upamiętnienie swojego poświęcenia”.
Organizatorami obrony Grodna we wrześniu 1939 r. byli major Benedykt Serafin i wiceprezydent Grodna Roman Sawicki. Wiemy o nich niewiele.
Serafin i Sawicki w filmie „Krew na bruku. Grodno 1939”
O Serafinie wiadomo, że urodził się08.04.1893, a więc miał 46 lat.W 1928 r. był w 81 pułku piechoty. Jak został komendantem Rejonowej Komendy Uzupełnień w Grodnie – nie wiadomo. Do niedawna przypuszczaliśmy, że zginął, najprawdopodobniej przedzierając się na Litwę. Jednak wg. prof. Czesława Grzelaka z AON, autora wielu publikacji o walkach na Kresach Północnowschodnich we wrześniu 1939 r. wiemy, że są informacje, że dotarł do Wielkiej Brytanii. Co się z nim później stało?
Roman Sawicki urodził się w 10 lutego 1888 w Grodnie. Ukończył studia na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Petersburskiego. W 1918 brał udział w Samoobronie Ziemi Grodzieńskiej. W latach 1919–1920 -nauczyciel matematyki w grodzieńskich szkołach. W 1919 radny miejski z ramienia PPS. Od 1934 – wiceprezydent Grodna. O nim wiemy tyle, że zdołał sie wydostać z miasta, ale później (juz podczas okupacji niemieckiej?) do niego wrócił. Został w 1942 r. rozstrzelany w Grodnie przez Niemców.
Szukamy informacji o Benedykcie Serafinie i Romanie Sawickim. Prosimy o kontakt: biuro@fundacjalelewela.pl
Film „Krew na bruku. Grodno 1939” to tylko początek. Mamy duże plany, a ich wykonanie zależy w sporej mierze od tego, czy uda się znaleźć chętnych do współpracy oraz konieczne środki.
Oto nasze plany:
Rozwijanie portalu informacyjno-historycznego „Grodno 1939” jako głównego miejsca publikacji materiałów o historii obrony Grodna, a także Wilna oraz bitwy pod Kodziowcami we wrześniu 1939 r.; także miejsca informacji o działaniach grup rekonstrukcyjnych i przygotowaniach do produkcji filmu fabularnego o tej tematyce.
Spotkanie przedstawicieli polskich grup rekonstrukcji historycznej i GRH Białorusini w Wojsku Polskim. GRH Białorusini w Wojsku Polskim działa na Białorusi i jest – z polskiego punktu widzenia – prawdziwym ewenementem (chyba nie ma takiej grupy w innym kraju…); takie spotkanie pozwoliłoby na rozpropagowaniu ich działań w Polsce i wsparciu ze strony polskich grup.
Przygotowania do wyprodukowania filmu fabularnego pod roboczym tytułem „Grodno 1939”. Film, 1,5 godzinny, pokazywałby obronę Grodna w sposób szczególnie atrakcyjny dla młodzieży i osób niekoniecznie interesujących się historią. Termin realizacji: wrzesień 2019. W ramach przygotowań powstałby – możliwie szybko – scenariusz.
Zorganizowanie rekonstrukcji obrony Grodna w 1939 r. przez grupy rekonstrukcyjne (Warszawa? inne miasta?).
Zachęcamy wszystkich zainteresowanych do współpracy – biuro@fundacjalelewela.pl