W społecznej świadomości rozdzielamy okupację niemiecką i sowiecką podczas II wojny światowej. Na zachodzie na Polaków czekały obozy koncentracyjne, na wschodzie łagry. Książka Moniki Odrobińskiej „Dzieci wojny. Mali Polacy, którzy ocaleli” jest dowodem, iż obie okupacje trzeba traktować łącznie. I trudno powiedzieć, która była gorsza, bo porównywanie jakichś liczb i danych nie ma sensu – dramat człowieka niszczonego przez wojnę i okupanta zawsze pozostanie dramatem.
„Dzieci wojny” ukazują losy tych najmłodszych. Jedno z opisywanych dzieci (rozdział „Haneczka (ur. 1926) Anioły z Auschwitz”) urodziło się na Kresach Wschodnich: „Wczesne dzieciństwo spędziłam w Chryplinie koło Stanisławowa, a potem przenieśliśmy się do samego Stanisławowa – cóż to było za miasto! Kultura i rekreacja na najwyższym poziomie. Rodzice przybyli w te okolice sześć lat wcześniej, bo po odzyskaniu niepodległości trzeba było zaludnić Kresy Polakami. Oboje pochodzili z okolic Tarnowa – gdy je opuszczali, nie wiedzieli, w jak tragicznych okolicznościach wrócą tam dwie dekady później. Tata w 1919 roku – po powrocie z frontu bośniackiego ‒ ożenił się z moją mamą i wszedł tym samym do rodziny o korzeniach hrabiowskich – mój pradziadek pochodzący z Wiednia posiadał browar pod Pilznem i ożenił się z hrabianką. Jako oficer rezerwy ojciec był naczelnikiem Biura Wojskowego w Dyrekcji Okręgowych Kolei Państwowych, a prywatnie udzielał się w PSL <Piast>”.
Jednak rodzina wyniosła się z Kresów i 1 września 1939 r. zastał ją wraz z rodziną w Toruniu. A ostatecznie, jako kilkunastolatka, trafiła do Auschwitz: „Stałyśmy na kamiennej posadzce, z sufitu poleciała lodowata woda. To była kąpiel. Dostałyśmy jakiś papier do wytarcia się, a do ubrania: majtki i koszule z szarego płótna, na to pasiak, kurtkę i fartuch jak do stajni. A na głowy – trójkątne, płócienne chusteczki. Tylko ja nie otrzymałam drewnianych chodaków, bo ze względu na protezę musiałam mieć swoje buty. Niemcy znów rzucili jakąś komendę, z której wyłowiłam słowo <blok>. Wprowadzili nas do pomieszczenia, w którym panowały nieziemski harmider jakiegoś tysiąca osób, przepychanki i kłótnie w przeróżnych językach. (…) Koje, w odróżnieniu od prycz, były to trzy „szuflady” jedna nad drugą o wymiarach dwa na dwa metry i wysokości jednego metra. Żeby na nich usiąść, trzeba było pochylić głowę i zgiąć grzbiet”…
Straszne są opisy obozowego życia w Auschwitz. Cóż; gdyby pozostała w Stanisławowie, Haneczka być może zostałaby wysłana na Syberię lub do Kazachstanu, a może opisywałaby teraz dramat sowieckich łagrów…
Bohaterka innego rozdziału („Maszeńka (ur. 1939) Rodzinne arboretum”) pochodzi z Wilna. Opisuje to tak: „Wilno było w międzywojniu najważniejszym ośrodkiem gospodarczym, naukowym i kulturalnym Kresów północno-wschodnich, a ze względu na liczną mniejszość żydowską, ważną dla kultury i gospodarki, nazywane było Jerozolimą Północy. Ja tamtego Wilna nie pamiętam. (…) Nie mogłam pamiętać również, jak od 1939 roku przechodziło spod okupacji sowieckiej pod litewską, a potem znów pod sowiecką, by ostatecznie trafić pod niemiecką. Hitlerowcy niemal natychmiast po wkroczeniu do miasta zatrzymali sześćdziesięciu Żydów i dwudziestu Polaków. Wkrótce do miasta przybyło komando mające z miejsca mordować Żydów, komunistów i wszelkich innych domniemanych wrogów III Rzeszy. W pierwszych dniach liczba aresztowanych sięgnęła ośmiu tysięcy, byli to głównie Żydzi. Wszystkim Żydom kazano nosić opaski z gwiazdą Dawida, zaczęto masowo zwalniać ich z pracy, wielu zmuszano do pracy na rzecz Niemców, skonfiskowano żydowskie pojazdy i radioodbiorniki”.
Przeżyła dzięki pomocy polskiej rodziny, inaczej zresztą nie poznalibyśmy jej losów. Ale mogło być inaczej, także podczas okupacji sowieckiej – Sowieci represjonowali nie tylko Polaków, a na Sybir i do łagrów trafiali też liczni Litwini, Białorusini, Ukraińcy i Żydzi.
„Dzieci wojny. Mali Polacy, którzy ocaleli” to znakomicie książka, którą trzeba przeczytać. Nawet, jeśli jest wstrząsająca. A może właśnie dlatego. Bo jeszcze niedawno wydawało nam się, że wojna jest czymś minionym, odległym, co w Europie już nie będzie mieć miejsca. Ale rosyjska agresja na Ukrainę dowiodła, iż byliśmy niestety w błędzie.
Piotr Kościński
Monika Odrobińska, „Dzieci wojny. Mali Polacy, którzy ocaleli”, Znak Horyzont, Kraków 2022