Operacja Tuchola

„Operacja Tuchola. Antypolska akcja Kremla” to nowa powieść Leszka Szerepki, wydana przez LTW. Jak czytamy w jej opisie, jej akcja rozgrywa się w latach 2009–2010, głównie w środowisku rosyjskich służb specjalnych, które po wojnie gruzińskiej dostają rozkaz zintensyfikowania działań wobec Ukrainy i Polski. Dla realizacji swoich planów Kreml sięga po różne instrumenty, w tym politykę historyczną. Tytuł powieści nawiązuje do prób kreowania przez stronę rosyjską antyKatynia.

Autor tej powieści z gatunku political fiction, z wykształcenia historyk, był m.in. I sekretarzem ambasady RP w Moskwie, zastępcą ambasadora RP w Kijowie oraz ambasadorem na Białorusi. Poniżej prezentujemy fragment książki.

***

Swojego państwa Kreon nie zbuduje

Na naszych grobach. Swojego porządku

Potęgą miecza tutaj nie ustali.

Wielka jest władza umarłych. Nikt od niej

Nie jest bezpieczny. Choćby się otoczył

Gromadą szpiegów i milionem straży.

Oni dosięgną. Czekają godziny.

/Czesław Miłosz, Antygona/

…Kolejne segregatory z jego archiwum zawierały dokumentację związaną z funkcjonowaniem obozów jenieckich w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku, informacje dotyczące realizacji postanowienia Biura Politycznego KC WKP(b), z dnia 5 marca 1940 roku, o likwidacji czternastu tysięcy siedmiuset polskich jeńców wojennych oraz jedenastu tysięcy innych polskich kontrrewolucjonistów, a także późniejszych reperkusji tak zwanej sprawy katyńskiej. Zbiory były unikatowe, gdyż miał swobodny dostęp do wszystkich materiałów sprawy nr 159, będących w posiadaniu Głównej Prokuratury Wojskowej Rosji, oraz zasobów przechowywanych jeszcze w archiwach służb.

Dysponował dokumentami, które pod żadnym pozorem nie mogły być przekazane stronie polskiej, jak na przykład spis agentów zwerbowanych przez NKWD wśród jeńców. Zważywszy, że działania operacyjne trwały zaledwie kilka miesięcy, była to dość pokaźna gromadka, rozmieszczona tak, aby dawać pełny wgląd w życie obozowe. Większość oficerów współpracujących z NKWD została oszczędzona, niektórych z nich umieszczono w „willi rozkoszy” w Małachówce, innych uplasowano w armii Andersa, z którą opuścili Rosję sowiecką. Ciekawe, co czuli, wiedząc, jaki los spotkał ich towarzyszy? Bo musieli wiedzieć. W romantycznej tradycji można utrzymywać, że do ostatniego tchnienia na tej ziemi męczyło ich sumienie. Jednak bliższe rzeczywistości wydaje się to, co napisał niegdyś Miłosz: „Do wyboru mając śmierć własną i śmierć przyjaciela, wybieraliśmy jego śmierć, myśląc zimno: byle się spełniło”.

Po przejęciu odpowiedzialności za sprawę „Tuchola” Wołodia dość często się zastanawiał, dlaczego Stalin zdecydował się właśnie w taki sposób rozwiązać kwestię polskich oficerów. Nie miał bowiem wątpliwości, że ten szatański pomysł narodził się w umyśle tyrana. Beria był tu jedynie narzędziem. Dość powszechna jest opinia, że była to zemsta za rok 1920, w którym mogła, w sposób nagły a niespodziewany, zakończyć się błyskotliwa kariera towarzysza Dżugaszwili. Jednak to nie był argument, ponieważ Stalin udowodnił, że potrafi się mścić w dość wyrafinowany sposób, a to, co spotkało polskich oficerów, to była zwykła rzeź, jatka. Symboliczna była postać jednego z katów, Wasyla Błochina, który każdorazowo, przed przystąpieniem do rozstrzeliwania jeńców, odziewał się w „odzież roboczą”: skórzany fartuch, rękawice i czapę.

Dziwił pośpiech, z jakim mordowano polskich oficerów, oraz całkowite zignorowanie prawa sowieckiego. Decydując się trochę wcześniej na czystkę w Armii Czerwonej, której ofiarami padło kilkadziesiąt tysięcy wojskowych, Stalin starał się zachować pozory praworządności. Marszałka Tuchaczewskiego i innych oskarżano o różne wymyślone przestępstwa, najczęściej szpiegostwo; torturami zmuszano do przyznania się do winy i na tej podstawie ferowano wyroki śmierci. Co stało na przeszkodzie, aby takie sfingowane procesy zorganizować i polskim oficerom? Towarzysz Wyszyński znalazłby odpowiednie artykuły w Kodeksie karnym. Można ich było też pozbawić statusu jeńców, gdyż oficjalnie Rosja sowiecka we wrześniu 1939 roku nie prowadziła żadnej wojny, i zesłać do miejsc, z których nie byłoby już powrotu. Wybrano jednak sposób trudny do wytłumaczenia, który przypominał ubój zakażonego bydła.

Być może towarzysz Stalin zapadł wówczas na przypadłość, jaką zwykł wytykać innym – zawrót głowy od sukcesów? Na początku 1940 roku mogło mu się wydawać, że marzenie jego życia, panowanie nad Europą, znajduje się już w zasięgu ręki. Do tego celu sowiecka Rosja szła konsekwentnie od wielu lat, wspierając niemiecki rewizjonizm. Bez pomocy bolszewików niemiecka armia, spętana organiczeniami traktatu wersalskiego, nie mogłaby śnić o potędze. Jej poligony i laboratoria znajdowały się w Rosji. Na ołtarzu swoich planów Stalin złożył nawet niemiecką lewicę, która miała realne szanse dojścia do władzy. Zdominowana przez komunistów, sprawująca rządy w Berlinie, oznaczała ona marginalizację peryferyjnej w tym układzie Moskwy. To z poduszczenia wodza narodów niemieccy komuniści zwalczali głównie socjaldemokratów, a nie faszystów. Stalinowi potrzebny był w Berlinie agresywny reżim, który rozniesie porządek wersalski. Chodziło o to, aby skierować Hitlera przeciwko gwarantom tego porządku. Układ Ribbentrop–Mołotow świadczył o tym, że te wysiłki zakończyły się sukcesem. Stalin czekał teraz na śmiertelne zwarcie armii Zachodu, które wykrwawione długą wojną, same utorują drogę armii Wschodu, niosącej na sztandarach hasła pokoju i sprawiedliwości społecznej.

Polscy oficerowie mogliby tylko przeszkadzać w osiągnięciu wymarzonego celu, trzeba więc było jak najszybciej się ich pozbyć. W Europie przyszłości, zdominowanej przez bolszewików, Stalin przed nikim nie musiałby się tłumaczyć. Rozstrzelano ich, bo taka była potrzeba dziejowa. Wcześniej, równie bezlitośnie, w ramach akcji polskiej NKWD, rozprawiono się z Polakami mieszkającymi w zachodnich rejonach ZSRS. Ci z kolei mogli poczuć zew krwi podczas planowanej wówczas wojny z Polską, lepiej było więc nie ryzykować. Zresztą, im mniej Polaków, szczególnie gotowych do walki, wykształconych, o zdolnościach przywódczych, tym lepiej. Rozstrzelano nawet liderów polskich komunistów.

Rachuby wodza narodów okazały się jednak błędne. Na Zachodzie nie doszło do długotrwałej, wyniszczającej wojny. Francja został rozbita jeszcze szybciej niż Polska, mimo że nie walczyła na dwa fronty. Okazało się także, że Hitler śmiertelnie poważnie traktuje swoje hasła dotyczące walki z żydokomuną i zdobycia przestrzeni życiowej (Lebensraum) na Wschodzie. Armie III Rzeszy zaczęły koncentrować się wzdłuż granic ZSRS. Ciekawe, czy Stalinowi śniły się wówczas po nocach zmasakrowane twarze Bluchera, Jakira, Uborewicza, bohaterów wojny domowej, przyznających się podczas procesów do absurdalnych przestępstw? On sam nie mógł przyznać się do błędu, na pewno jednak zaświtała w jego głowie myśl, że można było lepiej wykorzystać tę ludzką biomasę…

https://ltw.com.pl/literatura-piekna/753-operacja-tuchola-antypolska-akcja-kremla.html

 

Projekt zrealizowany dzięki wsparciu Fundacji Lotto