Jeden z najciekawszych fragmentów dawnego „kordonu”, oddzielającego od 1921 do 1939 r. Białoruską SRR i II Rzeczpospolitą, znajduje się w rejonie osad Nowe Pole – Raków. Rozmieszczono tutaj kilka strażnic polskiego Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP). Jedna z nich nazywała się „Mińska”. Podobnie jak inne, przedstawione dalej, była częścią 6. batalionu KOP, którego główna siedziba znajdowała się w Iwieńcu.
2 Brygada KOP, w skład której wchodził batalion z Iwieńca, strzegła znacznej części granicy na terytorium województw wileńskiego i nowogródzkiego. Nawiasem mówiąc, pierwszym dowódcą brygady w 1924 roku był gen. Józef Olszyna-Wilczyński. W późniejszym okresie objął dowództwo Okręgu Korpusu III w Grodnie i został zabity przez żołnierzy Czerwonej Armii we wrześniu 1939 r.
6. batalion składał się z dowództwa batalionu, czterech kompanii granicznych i jednej szkoleniowej, kompanii karabinów maszynowych i plutonu łączności. Łącznie 829 żołnierzy i oficerów. Średnio na jedną kompanię przypadały trzy lub cztery strażnice. W 1927 r. miała miejsce reorganizacja, a część pododdziałów zostało z batalionu wydzielonych. Na początku lat trzydziestych batalion był częścią pułku KOP Wołożyn. W 1936 r. liczył 643 żołnierzy i oficerów. W tym czasie miał 15 strażnic i 4 stanowiska dowodzenia.
Warto zauważyć, że w 1937 r. struktura Korpusu uległa istotnym zmianom. Ale co najważniejsze, zmieniła się koncepcja ochrony granic. Nacisk położony został na organizację obrony granicy oraz przeprowadzanie działań rozpoznawczych i kontrwywiadowczych. W tym czasie batalion „Iwieniec” oddał część swych kompanii do 8 batalionu „Stołbce”. W wyniku reorganizacji, na początku drugiej wojny światowej, KOPiści z Iwieńca strzegli odcinka granicy od 628 do 698 znaku granicznego (33,6 km).
Budowa drewnianych strażnic KOP na granicy polsko-sowieckiej rozpoczęła się w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zostały one wzniesione zgodnie z wcześniej rozwiniętym programem. Nierzadko KOPiści zajmowali koszary byłej policji granicznej. Dopiero w połowie lat trzydziestych XX w. zaczęto budować bardziej nowoczesne, murowane budynki. Jednocześnie ich architekci starali się wziąć pod uwagę fakt, że w przypadku wojny z ZSRR budynki te będą musiały stać się swego rodzaju twierdzami. W związku z tym piwnice budynków były wyposażone nie tylko jako schrony, ale także jako punkty prowadzenia ognia.
Dzisiaj niewiele na dawnej „granicy ryskiej” przypomina dwudziestolecie międzywojenne. Za posiołkiem Nowe Pole znajduje się wieś o tej samej nazwie. W latach trzydziestych XX wieku znajdował się tutaj wspomniana już strażnica KOP Mińska. Niestety, dzisiaj nic już nie zostało z drewnianego budynku tego posterunku. Ale linia byłej granicy jest wyraźnie widoczna. Obok niej wciąż nadal widać miejsca, na których wzniesiono polskie znaki graniczne.
dawna granica dziś dzieli rejony
Współcześni mieszkańcy nie mogą nic powiedzieć o dawnej granicy i polskich KOPistach. Przybyli tu już po wojnie. Informacji o działaniach strażnicy „Mińsk” jest niewiele. Wiadomo, że w latach trzydziestych była znana jako najbardziej sportowa w całym batalionie „Iwieniec”. W 1936 r. KOPiści z Nowego Pola zajęli pierwsze miejsce w zawodach sportowych garnizonu. Polscy żołnierze z Rakowa wyróżnili się i tym, że pod koniec lat dwudziestych i na początku lat 30. XX w. zatrzymali wielu sowieckich agentów i sabotażystów, jak również dużą liczbę przemytników. Ciekawostką jest, że przed wojną w ramach pomocy dla wojska strażnica „Mińsk” otrzymała kilka rowerów „Niemen”, zakupionych za środki zebrane przez organizacje społeczne województwa wileńskiego.
Na północy znajdowała się strażnica „Kuczkuny”. Początkowo żołnierze KOP, którzy tam służyli, mieścili się w dawnych drewnianych koszarach policji granicznej. Jednak w drugiej połowie lat trzydziestych w pobliżu wsi wybudowano murowany posterunek, przypominający nieco bunkier. Budynek miał betonowy fundament i duże piwnice. W wielu przedwojennych polskich czasopismach zwrócono uwagę, że żołnierze KOP starali się zagospodarować teren w pobliżu posterunku. Ślady tych prac w Kuczkunach można zobaczyć jeszcze dziś. Na przykład jedno z drzew zostało obłożone kamieniami, a droga do budynku została przekształcona w aleję. Ale dziś niewiele z tego zostało.
We wrześniu 1939 r. strażnicą „Kuczkuny” dowodził sierżant Rudolf Trzos. Zgodnie z jego wspomnieniami z 17 września 1939 r., KOPiści zdołali zorganizować obronę w budynku i stawili silny opór oddziałom Armii Czerwonej, które przekroczyły granicę. Żołnierze KOP zdołali odeprzeć kilka ataków agresorów, straty były po obu stronach, ale Polacy się nie wycofywali. Rezultat bitwy został jednak przesądzony, gdy ze wschodu nadciągnęła sowiecka jednostka pancerna. Czołgi ostrzelały budynek, który wkrótce został zniszczony. Pozostali przy życiu polscy żołnierze zostali wzięci do niewoli…
Oto jak, według słów krasnoarmiejców wyglądał, początek „wyzwoleńczego pochodu” w dniu 17 września 1939 r. opisywała sowiecka gazeta „Pionier”: „Przed świtem mrok przecięły czerwone błyski rakiet. I od razu ożyły puste drogi pasa granicznego. Gąsienice czołgów zadrżały, zawarczały silniki samochodów pancernych, szwadrony kawalerii i kolumny piechoty ruszyły na zachód. Gdzieś z przodu dało się słyszeć pierwsze strzały. Wykonując decyzję radzieckiego rządu, potężna Armia Czerwona przekroczyła granicę, aby uwolnić swoich braci-Ukraińców i braci-Białorusinów od wieloletniego ucisku. Na jednym z odcinków granicy wyszła naprzód grupa oddziałów Armii Czerwonej. Otrzymała misję bojową – niepostrzeżenie zbliżyć się do polskiej strażnicy i zlikwidować jej ochronę. Nie zdążyli strażnicy się obejrzeć, jako dowódca oddziału Iliński i żołnierz Armii Czerwonej Probka schwytali ich i związali. W sąsiedniej strażnicy pogranicznik wszczął alarm. Na czołgach pojawiły się płomienie: przemówiły karabiny maszynowe. Artylerzysta Byczkow pierwszymi trzema strzałami zamienił strażnicę w kupę gruzu”.
Białoruska gazeta „Zwjazda” też poświęciła wiele uwagi nadgranicznym walkom września 1939 r. Oto fragment z jednej z notatek: „Moja jednostka otrzymała misję bojową – przerwać nadgraniczne zasieki, zniszczyć strażnicę i kompanię graniczną. Ruszyliśmy naprzód, przekroczyliśmy granicę. Cicho, bez jakiegokolwiek hałasu, przerwaliśmy zasieki. Wkrótce pojawiła się polska strażnica. Polski strażnik nas zauważył, ale nie zdołał wszcząć alarmu – został zabity.
Ciszę przerwało szczekanie psa. W strażnicy zaczął się ruch. Rozpoczęła się strzelanina. Szybko ruszyliśmy naprzód. Z wieżyczki dwóch polskich oficerów zaczęło do nas strzelać. Odpowiedzieliśmy ogniem. Dowódca jednostki rozkazał, by rzucić granaty. Oficerowie strzelający z cekaemu zostali zniszczeni. Nie zdążyliśmy wyprowadzić więźniów, gdyż z lasu wyszedł polski oddziałek składający się z siedmiu osób. Rozpoczęła się walka, w której zostałem lekko ranny. Kapitan rozkazał, bym wrócił na swój posterunek, ale odmówiłem i poprowadziłem oddział w kierunku polskiej komendantury… „.
Dziś miejsce, gdzie była strażnica KOP „Kuczkuny”, to zarośnięte trawą i mchem pozostałości murów. Ocalały dwa, zasypane śmieciami, wejścia do piwnicy.
Inną placówką KOP w okolicy była wioska Pelikszty. Wchodziła w skład 1. kompanii KOP „Dubrawa”. To prawda, w polskich dokumentach wojskowych z 1938 r. posterunek ten już się nie pojawia. Warto jednak zauważyć, że na tych dawnych, granicznych wzgórzach, przy dobrej pogodzie otwiera się piękny widok na Zasław i Mińsk. To stąd polscy oficerowie mogli obserwować przez lornetki stolicę sowieckiej Białorusi i przygraniczną stację kolejową „Białoruś”. Tu do dziś można zobaczyć resztki sowieckiego kontrolnego pasa granicznego.
17 września 1939 strażnice KOP, należące do batalionu Iwieniec, musiały przeciwstawić się oddziałom Dzierżyńskiej Konno-Zmechanizowanej Grupy Armii Czerwonej pod dowództwem Iwana Bołdina. Ale pierwsi przekroczyli granicę żołnierze z 15 oddziału wojsk pogranicznych NKWD BSSR z Zasławskia. Po złamaniu twardego oporu żołnierzy KOP, krasnoarmiejcy weszli w głąb zachodniej Białorusi. Po wycofaniu się w kierunku Puszczy Nalibockiej, 19 września 1939 r. część pododdziałów batalionu z Iwieńca zostało otoczonych i poddało się Armii Czerwonej. Kilku oficerów KOP, w tym dowódca batalionu, kapitan Edward Nowrat, zostało rozstrzelanych.
Ihor Melnikau (tekst i zdjęcia)
Autor jest doktorem, niezależnym historykiem białoruskim