Jesteś tutaj:

Miesiąc: Sierpień 2015

Białoruska lista katyńska: historia i pamięć

 Ihar Melnikau

Kurapaty_-_01

Kuropaty koło Mińska. Tu NKWD zamordowało tysiące osób, zapewne i z białoruskiej listy katyńskiej (fot. z Wikipedii)

 

Zbrodnia katyńska do dnia dzisiejszego pozostaje jednym z najbardziej strasznych przestępstw XX wieku. Niemniej do dnia dzisiejszego jej karty pozostają nieznane. Do tych ostatnich możemy zaliczyć białoruską listę katyńską – dokument zawierający nazwiska setek obywateli II RP zamordowanych w wiezieniach na terenie stolicy BSRR (Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej). Moje badania nad historią zbrodni stalinowskich na terenie Białorusi doprowadziły do wniosku, że w okresie 1939-1941 ofiarami przestępstw NKWD na terenie BSRR stali się także obywatele innych państw europejskich, m.in Francuzi i Anglicy. Oprócz tego w trakcie pracy naukowej udało mi się odnaleźć kilka osób (obywateli II RP) których  nazwiska mogą się znajdować na owej liście.  Mówiąc o ofiarach tego przestępstwa nie wolno omijać nazwiska katów z NKWD, które własnoręcznie wykonywali wyroki na „kontyngencie polskim”. O tym wszystkim chciałbym powiedzieć w tym artykule.

W lutym 1940 zastępca ludowego komisarza  spraw wewnętrznych Wsiewołod Mierkułow podpisał rozkaz o przeniesieniu wszystkich byłych polskich funkcjonariuszy więziennictwa, agentów wywiadu, prowokatorów, osadników, pracowników sądowych, obszarników, kupców i wielkich właścicieli znajdujących w Starobielskim, Kozielskim i Ostaszkowskim obozach NKWD do więzień, przekazując ich do kompetentnych organów NKWD. Mierkułow zarządzał aby wszystkie, dotyczące ich materiały zostały przekazane do jednostek śledczych UNKWD w celu przeprowadzenia śledztwa. Akta ewidencyjne jeńców wojennych zostały włożone do kopert i zapieczętowane. Musiały być przekazane naczelnikom konwojów w celu przekazania ich razem z aresztowanymi do więzień.

Już 22 marca 1940 r. Narkom (komisarz ludowy – przy. red.) Ławrentij Beria podpisał rozkaz Nr. 00350 o „rozładowaniu więzień NKWD BSRR i USRR”, w którym stwierdzało się: celem rozładowania  więzień – zarządom NKWD zachodnich obwodów USSR i BSSR – nakazuję: z więzień zachodnich obwodów Białoruskiej SRR przewieźć do więzienia w Mińsku 3.000 aresztowanych. Wedlug tego rozkazu z więzienia w Brześciu należało przetransportować 1.500 ludzi, z więzienia wileńskiego –  500 ludzi, z więzienia w Pińsku –  500 ludzi, z więzienia w Baranowiczach – 450 ludzi.

Zgodnie z rozkazem kierownika NKWD BSRR Ł. Canawy z więzień Grodna, Białegostoku, Baranowicz, Nowogródka, Wilna, Brześcia, Pińska, Baranowicz, Mołodeczna i Wilejki, zostały wysłane transporty do Mińska.

Jednym z tych, którzy zostali aresztowani na zachodniobiałoruskich terenach byl funkcjonariusz Policji Państwowej Stanisław Dawidziuk. Urodzony we wsi Ukaźnia gminy Dobryń Dawidziuk w latach 1920-ch służył w 34 Pułku Piechoty I Komp.C.K.M w Białej Podlaskiej jako kapral. W 1927 roku złożył podanie do komendanta Komendy Policji w Nowogródku o przejęcie do Policji Państwowej. Dostał przydział do pracy do Kosowa Poleskiego. Pracował na Mereczowszczyźnie. Ożenił się w Kosowie z Leokadią z domu Żylińską. Mieli dwie córki Annę i Teresę.

W październiku 1939 r. już po wkroczeniu Sowietów do Polski został aresztowany przez NKWD.  W kwietniu 1940 r. Dawidziuk został wysłany do centralnego więzienia NKWD w Mińsku przy ulicy Wołodarskiego. Od tego czasu nic nie wiemy o jego losie. Żonę Dawidziuka wraz z dziećmi aresztowano dwa lata później 20 czerwca 1941 roku, czyli na dwa dni przed napadem Hitlera na ZSRR. Zostały one wywiezione na Syberię. Stamtąd w roku 1946 wróciły na Ziemie Zachodnie w Polsce.

Jeszcze jedna osoba, nazwisko, której prawdopodobnie może znajdować na białoruskiej liście katyńskiej to sierżant KOP Stanisław Chmielewski. Urodzony na Białostocczyźnie w 1900 r. już w 1918 r. wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. W sierpniu 1919 r. brał udział w Powstaniu Sejneńskim, a w 1920 r. – w wojnie polsko – bolszewickiej, podczas której został ranny pod Kijowem. Przez Józefa Piłsudskiego odznaczony Krzyżem Walecznych.
Po wojnie został w wojsku, a w 1924 r. został przedzielony do KOP. Służył w KOP Wilejka (1 Kompania Graniczna Olkowicze, wchodząca w skład 1 Batalionu Budsław). Pełnił funkcję dowódcy strażnicy Soczewki, a jedocześnie był pracownikiem polskiego kontrwywiadu – tzw. „Dwójki”.

17 września 1939 r. razem z innymi bohatersko bronił strażnicy i został wzięty do niewoli radzieckiej. Znajdował się w więzieniu w Wilejce, skąd zdołał zbiec i udał się do majątku Janowszyzna koło Olkowicz do rodziny. W nocy z 18 na 19 grudnia 1939 r. został aresztowany i później wysłany do więzienia NKWD „Amerykanka” w Mińsku.

Dopiero w 1996 r. władze białoruskie przesłały rodzinie dokument, z którego wynika, że sierżant Stanisław Chmielewski przebywał w więzieniu jeszcze 17 kwietnia 1940 r. Na mocy rozporządzenia z 5 marca 1940 r. został rozstrzelany gdzieś pod Mińskiem. Możemy przypuścić że w Kuropatach. W dokumencie tym, napisano, że Stanisław Chmielewski winny był tego… że przez długi czas służył w Wojsku Polskim.  Rodzina Stanisława Chmielewskiego, żona z synami Edmundem i Stanisławem, została wysłana z BSRR do m. Chersonka, Łozowskiego Rejonu, Obwodu Pawłodarskiego. Po zakończeniu wojny wrócili oni do Polski.

Wśród tych, którzy zostali przetransportowani na wschód z terenów zachodniobiałoruskich był szeregowy obrony narodowej Henryk Więcek. We wrześniu 1939 r. bronił Pińsk przed Sowietami i trafil do niewoli radzieckiej. W Archiwum Wschodnim Ośrodka „Karta” znajdują się jego wspomnienia. Pozwolę sobie je przytoczyć. „Nas informowano, że jedziemy <do domu>. W wagonie było około 50 osób. Po czterech dniach znaleźliśmy w Baranowiczach. Tu uslyszeliśmy, że wiozą nas na jakiś punkt koncentracji, skąd zostaniemy rozesłani do miejscowości rodzinnych. Ale w te opowidania już przestaliśmy wierzyć.

W Baranowiczach przesadzili nas do pociągu o szerokich torach. Byliśmy zdziwieni, że w Polsce były takie tory. Pewnie dla ułatwienia wymiany towarowej ze Związkiem Radzieckim. Kiedy przekraczalismy miejscowości graniczne Stołpce-Niegorełoje też w nas wmawiano, że wiozą nas <do domu>. Granica zrobiła na nas okropne wrażenie. Wykoszony dwustumetrowy pas w lesie tunele pod torami, balkony nad torami, z każdej strony pociag był obserwowany. W Niegarełojach znowu zaskoczenie. Na placu przed dworcem kolejowym zobaczyliśmy olbrzymią, wysoką na dwa pietra piramidę zboża. To już  było zboże wywiezione z Polski. Deszcz już padał i można było się spodziewać, że zamoczone zboże ulegnie zniszczeniu. Nasz pociąg stale się wydłużał. Na kolejnych postojach doczepiano dalsze wagony z jeńcami. Jechaliśmy przez Mińsk, Smoleńsk i cały czas nam mówili, że jedziemy <do domu>”.

Do mińskich więzień oprócz jeńców z wiezień na terenie Białorusi Zachodniej z obozu w Ostaszkowie w 1940 r.  przetransportowano około 2 tys. policjantów (w tym blisko 2/3 Śląskiej PP). Wedlug obliczeń Zdzisława Pieszkowskiego w dyspozycji Ł. Canawy znajdowało 5.150 jeńców z których około 4 tys. zostało rozstrzelanych. Wśród ofiar z Białoruskiej listy katyńskiej: 1.642 wojskowych, około  2 tys. funkcjonariuszy PP, i około 130 cywili.

Niewiele osób wie o tym, że wśród więźniów mińskiej „Amerykanki” i więzienia przy ul.Wołodarskiego byli i obywatele innych państw europiejskich. Udało mi się znaleźć dowody tego, że w rękach Stalina w latach 1939-1941 znajdowali się m.in. obywateli Francji, W. Brytanii i Czechosłowacji.

Szef Zarządu NKWD d/s jeńców wojskowych – major Piotr Soprunienko w jednym ze swoich sprawozdań do Berii pisał, że w kozielskim obozie znajduje się 104 internowanych i jeńców wojskowych z Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii, z tego 92 Francuzów, 11 Anglików i jeden Belg, z których 38 obwieściło głodówkę z tego powodu, że nie dają im możliwości spotkania z przedstawicielami ambasad ich państw. W trakcie rozmów z funkcjonariuszami NKWD jeńcy opowiadali że w okresie pobytu w więzieniach w Białymstoku, Mińsku (!) i Moskwie pisali oni do swoich Ambasad jednak nie dostali odpowiedzi i podejrzewają że ich listy nie dotarły do odbiorcy.

Inicjatorami głodówki byli Francuzi – Cornilie (oficer, syn dyrektora fabryki), Mishelie (oficer, zegarmistrz), Forelle (szeregowy), Claster (szeregowy), Simone (szeregomy, mechanik), Anglicy  – Langrouph (szeregowy), Bricks (szeregowy). Wynikem tej głodówki było to że administracja obozu dostala rozkaz o wzmocnieniu dyscypliny. Warto zaznaczyć że większość z tych francuskich i brytyjskich wojskowych trafiło do niewoli niemeckiej w 1940 roku, zostali skierowany do obozów jenieckich na terenie Polski i stąd zbiegli do ZSRR.

Ciekawym szczegółem jest to, że w 1939 r. pod białoruskimi Baranowiczami, które wówczas znajdowały się na terenie Polski tworzyła się czechosłowacka legia wojskowa. W sierpniu 1939 r. rząd polski decyduje zaprosić do Wojska Polskiego obywateli Czechosłowacji, którzy wówczas znajdowali się na terenie II RP. Polacy byli zainteresowani przede wszystkim  pilotami. Pod Baranowiczami została utworzona baza wojskowa do której wyjechało 116 czeskich oficerów, 12 rotmistrzów i 315 szeregowych. 3 września 1939 r. czechosłowacki ambasador w Warszawie Sławek osiągnął to, że prezydent Mościcki wydaje dekret oficjalny o organizacji legii czechosłowackiej w składzie Wojska Polskiego. Czesi dostają broń, szykują się do walki. Jednak klęska na froncie zachodnim doprowadza do tego, że 11 września piloci z Baranowicz dostają rozkaz opuszczenia obozu i wycofania do Tarnopola. 18 września w trakcie odwrotu do granicy z Rumunią oficerowie i szeregowcy legii czechosłowackiej trafiają do niewoli radzieckiej.

Pierwotnie czeskich jeńców przetrzymywano w więzieniach i obozach na terenie Zachodniej Ukrainy. W marcu 1940 r. została podjęta decyzja o przetransportowaniu jeńców czechosłowackich do obozu Oranskiego w obwodzie Gorkowskim. Do początku wojny niemiecko-radzieckiej tylko nieliczna część tych jeńców zdołała opuścić teren ZSRR.

Historię czechosłowackich pilotów mogli powtórzyć i bulgarscy piloci. W okresie przedwojennym Polska a Bułgaria ściśle współpracowały w sferze lotnictwa wojskowego. Znaczna liczba pilotów bułgarskich studiowało w Polsce. Wsród tych lotników byli i porucznik Pawel Pawłow i podporucznik Petko Kukłow. Po kilka tygodniach od napadu Niemiec na Polskę Bułgarzy dostają rozkaz wyjazdu z Polski do Rumunii, jednak zamiast pociągu do Bukaresztu, wsiadają do pociągu do Brześcia. W mieście nad Bugiem, które już było w rękach radzieckich Bułgarzy trafiają do radzieckiej niewoli. Tylko interwencja bułgarskiego króla Borysa III, który wprost napisał do Stalina prośbę o uniewolnienie swoich pilotów Bułgarom udało się opuścić „nieludzką ziemię”.

Jak tyle ludzi mogło się zmieścić w mińskich więzieniach, które pierwotnie były obliczone na przetrzymywanie tylko kilkuset wieźniów? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w pamiętnikach znanego białoruskiego ziemianina, więźnia mińskiej „Wołodarki” w 1940 r. Konstantego Rdułtowskiego. Człowiek ten w 1919 r. organizował Starostwo Baranowickie i około 4 lat był starostą powiatowym baranowickim, a nastepnie stołpeckim. W 1928 r. wybrany na posła na Sejm, a od 1930 do 1938 r. był senatorem Ziemi Nowogródzkiej. W tym czasie był prezesem Wileńskiej Izby Rolniczej, prowadził prace społeczne oraz brał udział w samorządzie. Po wkroczeniu do Polski wojsk sowieckich został aresztowany i osadzony w więzieniach w Baranowiczach, potem w Mińsku. Po senatorze pozostały wspomnienia, w których opisał on swój pobyt  w „Wołodarce”. One dobrze opisują przez co przechodzili ludzie w wiezieniach stalinowskich.

„1 kwietnia 1940 r. rano pociąg nasz przybył do Mińska. Około 10-11 godziny rano wyprowadzono nas z wagonów i wpakowano do otwartych samochodów. Jechaliśmy obok kościoła Św. Szymona i Heleny, fundowanego panem E. Woyniłłowiczem, zaraz za kościołem auta skręciły na lewo do starego wiezienia. Wprowadzono nas 120(!) osób na górne piętro głównego gmachu i wparto wprost do jednej celi Nr. 97. Myśleliśmy że to na jedną noc, okazało się że na stałe. Na człowieka przypadało 0,4 m kw. O ruszaniu się mowy nie było. Leżąc rządami trzeba było klaść nogi na więźniu leżącym naprzeciwko. Rano otrzymywaliśmy po kawałku chleba oraz wodę gotowaną (кипяток).

Pod naszą celą mieściły się gabinety, gdzie badano aresztowanych. Nieraz dochodziły stamtąd jęki. Ciągle kogoś zabierano z celi. W końcu kwietnia zabrano ziemian z Grodzienszczyzny. Czasami od nowoprzybywających do celi dowiadywalismy się o tym, kto był w innych celach. Tak słyszalem, że obok nas było kilka polskich generałów”. Wedlug decyzji  Rady Najwyższej NKWD ziemianin z Nowogrudczyzny został skazany na 8 lat pracy za to „że ekspluatował 111 rabotników”. W 1941 r. Rdultowski został zwolniony i w 1942 roku przyjechał do Iranu. Później pracował w różnych organizacjach polskich.

W 1940 r.  za  działalność kontrewolucyjną w Grodnie został aresztowany Mikołaj Złocki. Po krótkim śledstwie znalazł się w mińskim wewnetrznym wiezieniu NKWD. We wspomnieniach tego człowieka znajduje się bardzo ciekawy fakt. Opisując 22 czerwca 1941 r., czyli napad Hitlera na ZSRR, Złocki opowiada, że „pierwsza bomba, która spadła na więzienie rozbiła budynek NKWD, gdzie była przechowywana dokumentacja”. Inny polski wiezień, podoficer KOP Kazimierz Krulikowski, opisując 22 czerwca 1941 r. też pisał że jedna z pierwszych bomb niemeckich rozbiła więzienna koncelarię. Może tu właśnie mamy odpowiedź na pytanie co się stało z Białoruską lista katyńską?!

I Mikołaj Złocki, i Kazimierz Krulikowski byli wsród tych, kogo NKWD  próbowało ewakuować z Mińska. W rejonie Czerwienia udało się im zbiec. Te historii, w odróżnieniu od innych kończą się „happy endem”.

Jednak tak zdarzało się rzadko. Wśród osób, których nazwiska mogły znajdować się na Białoruskiej liście katyńskiej było sporo osób narodowości białoruskiej, lub urodzonych w tym kraju. W 1939 r. w Wilnie został aresztowany i pózniej stracony znany polski dziennikarz, senator II RP, Białorusin, Wiaczesław Wasyljewicz Bohdanowicz. W Pińsku został aresztowany funkcjonariusz Policji Państwowej, prawosławny, Piotr Chwiesiuk.  Ostatnie miejsce jego przetrzymywania to wewnętrzne więzienie NKWD w Mińsku. W 1940 r. w obwodzie Brzeskim został aresztowany Białorusin Potap Herasimowicz Woytenko, który został rostrzelany w Mińsku.

Na jednym z cmentarzy mińskich znajduje się grób Stiapana Grygoriewicza Koby. Pod koniec lat 1930-ch ten człowiek był szefem komendatury wiezienia wewnętrznego w Mińsku. Własnie Koba był jednym z tych, którzy w latach 1940-1941 własnorecznie wykonywali wyroki czyli strzelali w tył głowy. Od marca 1941 r. Stiapan Koba był kierownikiem działu gospodarczego NKWD BSRR. W listopadzie 1941 r. skierowany do Frontu Rezerwowego. Od października 1946 r. zastepca kierownika działu gospodarczego MGB BSRR. Zmarł 45-letni Koba w swoim biurze w 1953 r.

Innymi katami mińskich więzień byli funkcjonariusze NKWD Władimir Nikitin, Iwan Jermakow, Iwan Kmit, Iwan Boczkow, A. Ostriejko. Ostatni z tych wymienionych pracował jako starszy nadzorca w „amerykance”. W 1937 r. został dyżurnym pomocnikiem komendanta Komendatury Administracyjno-Gospodarczego NKWD BSRR.

Dla ilustracji tego, jak rozstrzeliwano przytoczę zeznania funkcjonariusza NKWD  Siargeja Zaharowa. „Na rozkaz komendanta ja i inni konwojenci około 22.00-23.00 podjechaliśmy krytą brezentem ciężarówką pod <amerykankę> – wewnętrzne więzienie NKWD. Straż więzienna posadziła na ciężarówkę kilku aresztowanych. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi było ich nie mniej niż 20. Ja razem z innymi konwojentami także wsiadłem do ciężarówki pod brezent. Mieliśmy za zadanie strzec aresztowanych po drodze do miejsca wykonania wyroków i nie dopuszczenia do ich ucieczki. Dół wykopano zawczasu. Nie chodziłem tam, gdzie roztrzeliwano, siedziałem na cieżarówce i strzegłem skazanych. Nie pamiętam dokladnie kto – wykonawca czy strażnik – przyszedł, wziął jednego człowieka i zabrał. Rozległ się wystrzał. Potem przyszli po drugiego skazanego, zabrali go, znowu rozległ się wystrzał. W ten sposób rostrzelano wszystkich. Sądzac po odzieży, a szczególnie po butach, wsród tych, których konwojowałem było niemało mieszkańców Zachodniej Białorusi. Jedni byli ubrani bogato, inni skromniej, wielu miało na nogach długie buty (być może oficerowie WP lub polskie policjanci – I.M.) w dobrym gatunku. W 1937 i 1938 r. każdej nocy wozili na rostrzelanie. I w 1940-m po przyłączeniu Zachodniej Białorusi, raboty starczało”.

NKWD rozstrzeliwało ludzi w podmińskich Kuropatach, Drozdach, Masiukowszczynie i innych miejscach. Dzisiaj tam są tylko zbiorowe groby. Moim zdaniem należałoby postawić specjalny znak, czy pomnik ku czci wszystkim zabitym tam obywatelom II RP, czyje nazwiska mogą znajdować na Białoruskiej liście katyńskiej. Co prawda nie znamy nazwisk wszystkich ofiar. Ale to kwestia czasu. Moim zdaniem nie jest aż tak ważne czy ci ludzi byli Polakami, czy Białorusinami, czy urodzili się na ziemiach białoruskich, lub odwrotnie na polskich. Najważniejszym jest to, że ludzi ci ponieśli śmierć na białoruskiej ziemi i współcześni obywateli Republiki Białoruś muszą oddać hołd tym ofiarom stalinizmu. To jest po chrześcijańsku.

Zasław, Białoruś

Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych

Walczące Grodno. Wspomnienia harcerza

Janusz Petelski

walczące grodno

Ostatnio w moje ręce trafiła książka Jana Siemińskiego „Walczące Grodno. Wspomnienia harcerza”. Napisana w 1987-mym, wydana została dopiero w 1990-tym – wcześniej nie mogła się ukazać. Stanowi kompendium wiedzy o walce zbrojnej, zarówno otwartej jak i konspiracyjnej – kolejno przeciwko dwóm najeźdźcom.

Autor (rocznik 1920) zaczyna przypomnieniem historii Grodna od jego prehistorycznych prapoczątków, aby przez wydarzenia z lat 1914-1918 i okres wojny polsko-bolszewickiej dojść do czasów swego dzieciństwa i młodości. Zapoznawszy czytelników z ogólną atmosferą przedwojennego Grodna, w dalszej części skupia się na miejscowym harcerstwie. Szkicuje początki tego ruchu na grodzieńszczyźnie, dając następnie szczegółowy opis walki harcerzy – u boku wojska – w kampanii wrześniowej. Nie ogranicza się jednak wyłącznie do działań młodzieży w mundurach z lilijką – obrona miasta przed bolszewikami zrelacjonowana jest znacznie szerzej. Pozwala dowiedzieć się, jak przebiegała, gdzie i kiedy znajdowały się konkretne oddziały, w jakich sytuacjach zniszczono kolejne czołgi sowieckie itd. W połączeniu z dużą ilością przywołanych nazwisk oraz nazw jednostek wojskowych, ta część książki robi wrażenie bardziej pracy popularno-naukowej, niż osobistych wspomnień. Z jednej strony nieco utrudnia to lekturę, z drugiej – może stanowić źródło informacji dla zainteresowanych historią Grodna w okresie II Wojny Światowej.

Niezwykle interesujące są wspomnienia autora, dotyczące internowania polskich żołnierzy (a także harcerzy, którzy przekroczyli granicę polsko-litewską wraz z wojskiem). Jest to być może w ogóle najciekawsza część książki – o okupacji hitlerowskiej a także o niemieckich stalagach i oflagach oraz o sowieckich łagrach zapisano już papier z całej puszczy amazońskiej, natomiast „epizod litewski” doczekał się na razie jedynie kilku publikacji.

Powrót do rodzinnego miasta był dla wielu grodzieńskich harcerek i harcerzy, rozproszonych po klęsce wrześniowej po całej, podzielonej między dwóch najeźdźców Polsce, możliwy dopiero po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej i przesunięciu się frontu na wschód. Mieli już doświadczenie bojowe i konspiracyjne, szybko poodnajdywali się nawzajem – i wznowili harcerską działalność w „Szarych Szeregach”. Jak wspomina autor, w konspiracyjnej walce niejednokrotnie pomagali im rodzice, którzy – formalnie nie należąc do żadnej organizacji konspiracyjnej – wykonywali odpowiedzialne i niebezpieczne zadania. Ze względu na położenie w Grodnie krzyżowały się rozmaite szlaki kurierskie. Zadaniem miejscowwej bazy „Wachlarza” było utrzymywanie łączności miedzy Warszawą a północnymi i wschodnimi terenami Rzeczypospolitej – kwaterowanie i żywienie łączników oraz organizowanie im dalszej podróży. Bojowa grupa starszoharcerska wykonywała również zadania dywersyjne i sabotażowe, głównie na szlakach kolejowych.

Ciekawe są fragmenty wspomnień, poświęcone codziennemu funkcjonowamiu wśród okupantów. Konspiratorzy musieli gdzieś pracować i od dobrych stosunków z niemieckimi pracodawcami zależała mniejsza lub większa łatwość pracy konspiracyjnej. Wykorzystywali więc słabości swoich szefów – chciwość, pociąg do alkoholu… Możemy się tylko domyślać, jak trudne psychicznie musiało być to skracanie dystansu do wrogów.

Siemiński wspomina także o szczególnie perfidnej metodzie walki gestapo przeciwko Polakom. W teren wysyłane były grupy własowców, podających się za zbiegłych z niewoli żołnierzy Armii Czerwonej. Ludność na wsi najczęściej litowała się nad nimi, udzielała schronienia – skutki były tragiczne. Harcerze grodzieńscy byli w o tyle dobrym położeniu, że w większości znali się sprzed wojny. Uchroniło to organizację od infiltracji – przez cały okres wojny Niemcom nie udało się wprowadzić do niej ani jednego agenta. Harcerzom natomiast udało się wprowadzić wielu swoich ludzi do niemieckich urzędów i ważnych instytucji. Ludzie ci, oprócz przekazywania informacji niezbędnych dla bieżącej walki, zajmowali się także ustalaniem personaliów – z często także adresów w Rzeszy – szczególnie perfidnych funkcjonariuszy niemieckiego aparatu. Potem harcerze wysyłali im listy z ostrzeżeniami. Siemiński wspomina, że dawało to piorunujące wrażenie – Niemcy orientowali się, że w tym wrogim sobie środowisku nie są anonimowi.

Nie zamierzam streszczać całej książki. Opisałem tylko kilka jej fragmentów, które skłoniły mnie do wnikliwego przeczytania całości. Jan Siemiński napisał ją z potrzeby serca – aby nie zgasła pamięć o wspaniałych ludziach, których najlepsze lata przypadły na najgorszy czas. Z podziwem wspomina ich odwagę, szlachetność i patriotyzm. Często podkreśla ich młodość i to, że ich charaktery ukształtowało życie w niepodległej Polsce. Aby nie stali się anonimowymi bohaterami, umieścił w książce skład osobowy hufca „Szarych Szeregów” w Grodnie, listę pozostałych uczestników konspiracji harcerskiej w tym mieście, a także wykaz hufcowych i ich zastępców w Grodnie w latach 1922-1939 oraz wykaz rozstrzelanych i zamordowanych grodnian, liczący 73 nazwiska – z zastrzeżeniem, że został on sporządzony z pamięci i jest z pewnością niepełny. Na końcu książki znajdują się fotografie Grodna i okolic z czasów przedwojennych oraz – najcenniejsze – zdjęcia bohaterów wspomnień.

rojekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych

Wrzesień 1939 r. Polskie „Łosie” w niebie Białoruskiej SSR

Ihar Melnikau

Tragedia września 1939 roku nadal ukrywa wiele nieodkrytych faktów i wydarzeń. Jedną z tych „białych plam” jest historia zdobycia przez Sowietów dwóch polskich bombowców PZL 37 Łoś na terenie Białorusi radzieckiej koło Mozyrza. Ta historia z 13 września 1939 roku zasługuje na szczególną uwagę.

PZL-37A_Los Najlepszy polski samolot -„Łoś”. Fot. Internet

W ciągu dwudziestu lat międzywojennych polskie łotnictwo zrobiło duże postępy. Do wybuchu drugiej wojny światowej, dowództwu Wojska Polskiego udało się wyposażyć swoje siły powietrzne w nowoczesne na ten okres czasu myśliwce PZL P.7 i PZL P.11, jak również bombowce PZL 23 Karaś. Według charakterystyk technicznych te samoloty nie były gorsze od samolotów krajów sąsiednich (w tym ZSRR i Niemiec). W sowieckim „Przewodniku do sił powietrznych”, który został wydany w Moskwie przez państwowe wydawnictwo wojskowe w 1935 r., podkreślono, że „polski przemysł produkował wspaniałe myśliwce konstrukcji krajowej i inne typy samolotów”. Jednak początkowy okres wojny z III Rzeszą pokaże, że w Wojsku Polskim było za mało nowoczesnych myśliwców i bombowców, co wywarło negatywny wpływ na skuteczne prowadzenia powietrznej wojny obronnej.

Prawdziwą perłą polskiego przedwojennego przemysłu lotniczego był najnowszy bombowiec PZL 37 Łoś. Jak zaznaczają historycy lotnictwa, „Łoś”, należał do rodziny bombowców nowej fali. Główną cechą tych samolotów – pod względem taktycznym – była prędkość lotu, istotnie większa niż w przeszłości. Na pokazach lotniczych w Belgradzie i Paryżu maszyna ta okazała się wielkim sukcesem, zaskakując specjalistów wojskowych z różnych krajów przede wszystkim prędkością (445 km/h) i obciążeniem bombowym (do 2,5 ton).

Wkrótce z innych krajów „poleciały” do Warszawy propozycje w sprawie zakupu nowego bombowca. Wiosną 1939 roku Jugosławia podpisała kontrakt na dostawę 10 samolotów tego typu. Bułgaria chciała kupić 15 „Łosi”. Ponadto Bułgarzy wysłali swoich pilotów wojskowych na szkolenie do Polski. Istniały plany sprzedaży bombowców do Turcji i Rumunii, natomiast produkcję licencjonowaną chciały podjąć: Belgia, Dania, Estonia i Finlandia.

Po inwazji Niemiec na Polskę PZL 37 Łoś planowano wykorzystać do masowego bombardowania Królewca. Jednak pomysł ten został odrzucony. Pierwszą misją bojową dla PZL 37 był atak wojsk niemieckich koło Łodzi. Według historyków polskich, w ciągu dwóch tygodni kampanii wrześniowej polskie bombowce „Łoś” przeprowadziły 100 lotów bojowych. Jednak front poruszał się zbyt szybko. W takich okolicznościach użycie lotnictwa bombowego było nieskuteczne, a nawet niebezpieczne. Polskie samoloty mogły zbombardować pozycję swojej piechoty.

Od 1 września 1939 roku, czyli od samego początku drugiej wojny światowej, Związek Radziecki uważnie obserwował, co się dzieje w „pańskiej” Polsce. Stalin przygotowywał się do „rzutu na Zachód” i czekał na odpowiedni moment. Na granicy polsko-sowieckiej wzmocniono patrole straży granicznej NKWD ZSRR i lotnictwa wojskowego.

Pod koniec drugiego tygodnia wojny na terenie Polski Sztab Białoruskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego coraz częściej wysyłał telegramy do Moskwy w sprawie naruszenia radzieckiej przestrzeni powietrznej przez polskie samoloty wojskowe. 12 września 1939 r., w okolicach Szepietówki na Ukrainie, na stronę radziecką przeleciał polski trzysilnikowy samolot (zapewne Fokker F.VII, dawniej bombowy, a w 1939 r. używany jako transportowy – przyp. red.). Radzieckie siły powietrzne nie dały rady go zatrzymać, a polska maszyna wróciła do Polski. 15 września 1939 r. TASS (Agencja Telegraficzna Związku Radzieckiego) powiadomiła, że dwa dni wcześniej polskie bombowce naruszyły radziecką przestrzeń powietrzną koło Krywina i Jampola (teren Ukrainy). Jeden z nich został otoczony przez radzieckie samoloty i zmuszony do lądowania, a polscy piloci: podchorąży Henryk Udyk, kapral-pilot Józef Bidik i pilot Stanisław Hońdo – aresztowani.

13 września 1939 r. podobne wydarzenia miały miejsce i na terenie ZSRR. W zaświadczeniu pułkownika Pentiukowa, naczelnika pierwszego oddziału sztabu sił powietrznych Armii Czerwonej, o naruszeniach granicy państwowej ZSRR przez polskie samoloty wojskowe zaznaczono: „13.09.1939 o godz. 16.30 w rejonie miejscowości Żytkowicze (100 km na północny-zachód od Mozyrzu) trzy polskie samoloty „Łoś” (PZL 37) przeleciały przez naszą granicę i poleciały w głąb radzieckiego terytorium (około 130 km). Jeden samolot w rejonie miasta Wasilewicze (44 km na północny-wschód od Mozyrzu) rozbił się. Załoga zginęła. Dwa inne polskie samoloty zostały zmuszone przez nasze myśliwce do lądowania na polu koło Dawidowicz. Załogi ocalały, samoloty nie zostały uszkodzone”. W informacji TASS poinformowano również, że 12 polskich pilotów zostało zatrzymanych.

Według mnie samolot, który rozbił się koło Wasilewicz został zestrzelony przez radzieckie mysliwce. Dwa inne bombowce znalazły się w rękach władz radzieckich. Jak wiemy, załogi tych samolotów zostały aresztowane przez funkcjonariuszy straży granicznej. Niestety, nazwiska tych 12 osób nie są znane. Wiemy tylko, że dwaj piloci byli w stopniu porucznika. Najprawdopodobniej podzielili oni los dziesiątków tysięcy polskich jeńców, schwytanych przez Armię Czerwoną na terenie tzw. Białorusi Zachodniej i Ukrainy Zachodniej po 17 września 1939 roku i straceni przez NKWD wiosną 1940 r. Brak jakiejkolwiek informacji o tym, co się stało z ciałami pilotów polskiego bombowca, który rozbił się w pobliżu Mozyrza; być może polscy lotnicy pochowani zostali gdzieś w pobliżu.

Bombowce PZL-37 Łoś wzbudziły duże zainteresowanie wśród radzieckich konstruktorów wojskowych. W sprawie przetransportowania „Łosiów” z Instytutu Naukowo-Badawczego Radzieckich Wojskowych Sił Lotniczych z Moskwy zostali wysłani najlepsi piloci: szef działu samolotów lądowych – I. Petrow, szef działu badań silników – G. Peczeńko, piloci: K. Kalilec, M. Nuchtikow i P. Stefanowski. Badanie polskich samolotów pokazało, że są one w dobrym stanie i gotowe do lotu. Jednak według wspomnień uczestników tej operacji, system sterowania „Łosia”, którego potocznie nazywano „sochaty” (po rosyjsku jedna z nazw łosia) znacznie różnił się od tego, który był w radzieckich samolotach. Obawiając się awarii układu hydraulicznego, piloci wystartowałi z wypuszczonymi kołami i udali się do Bobrujska.

Operacja transportowania „polskich trofeów” była na tyle tajna, że nawet jednostki radzieckiej obrony przeciwlotniczej w Bobrujsku nie zostały o tym poinformowane. Kiedy więc nad miastem pokazały się „obce” samoloty z polską szachownicą na skrzydłach, dowódcy załóg dział przeciwlotniczych otworzyły do nich ogień. Radzieccy piloci musieli wykazać się wyższą sztuką latania, aby nie paść ofiarą własnych artylerzystów. Wreszcie Stefanowskiemu i Nuchtikowowi udało się wylądować „Łosiem” na bobrujskim lotnisku. Następnego dnia samoloty odleciały do miejsca ich przeznaczenia, czyli do stolicy ZSRR. W Moskwie „Łosia” oczekiwali przedstawiciele rządu radzieckiego i dowództwo Armii Czerwonej. Ponoć na cud polskiej myśli inżynieryjnej zechciał popatrzeć nawet „ojciec narodów” – towarzysz Stalin. W okresie od października do grudnia 1939 r. polskie bombowce wykonały 39 lotów. Radzieccy piloci zauważyli, że „Łoś” jest stabilny we wszystkich trybach lotu, a technika pilotowania jest łatwiejsza niż w radzieckich samolotach tej klasy.

17 września 1939 roku, w wyniku agresji ZSRR na Polskę, w ręce Sowietów trafiło wiele polskich samolotów różnego typu, ale jeśli chodzi o „Łosie”, zdobyte 13 września 1939 r. na terenie Białorusi radzieckiej, to ich analiza i badanie trwały do czerwca 1941 r., czyli do ataku Niemiec hitlerowskich na ZSRR.

 

Projekt jest współfinansowany ze środków otrzymanych od Stowarzyszenia Odra-Niemen i Ministerstwa Spraw Zagranicznych

Konkurs o Tadziku Jasińskim

Zachęcamy polską młodzież z obwodu grodzieńskiego na Białorusi do udziału w literacko-dziennikarskim i filmowym konkursie o Tadziku Jasińskim.

grodno

Zapraszamy do napisania krótkiego (do 2 stron) opowiadania, przedstawiającego polską obronę przed wkraczającymi wojskami radzieckimi – w Grodnie czy w ogóle na obszarze  dzisiejszego obwodu grodzieńskiego. Zachęcamy zwłaszcza do pokazania postaci kilkunastoletniego chłopca, który zginął, przywiązany do radzieckiego czołgu – Tadka Jasińskiego oraz innych młodych ludzi, którzy bronili się przed sowiecką agresją. Warto przyjrzeć się cmentarzom, gdzie są pochowani; ulicom, na których walczyli; porozmawiać z osobami, które pamiętają tamte czasy, z historykami lub nauczycielami. To wszystko można przedstawić w formie artykułu czy rozmowy (wywiadu), a także krótkiego (do 5 minut) filmu, nakręconego kamerą czy telefonem komórkowym.

Regulamin konkursu

  • 1 Organizator i czas trwania konkursu
  1. Organizatorem Konkursu dziennikarsko-literackiego i filmowego o Tadziku Jasińskim
  2. (zwanego dalej „Konkursem”) jest Fundacja Joachima Lelewela (zwana dalej „Organizatorem Konkursu”)
  3. Konkurs rozpoczyna się 1 sierpnia 2015 r. i będzie trwać do 25 października 2015 r. [uwaga! pierwotny termin 10 października został przedłużony!]
  • 2 Warunki uczestnictwa w Konkursie
  1. Uczestnikiem konkursu może być każda osoba będąca uczniem ostatnich pięciu klas szkół średnich, studentem lub pracującym z terenu obwodu grodzieńskiego Republiki Białoruś, w wieku do 24 lat, która prześle na adres e-mailowy Organizatora Konkursu lub dostarczy do wskazanej przez Organizatora osoby elektroniczną lub papierową wersję swojego artykułu, opowiadania lub elektroniczną wersję filmu (zwanego dalej „Utworem”) spełniającego warunki Konkursu. Dopuszczony jest także udział osób z innych obwodów Republiki Białoruś
  2. Utwór nadesłany na Konkurs musi stanowić od początku do końca oryginalną twórczość osoby biorącej udział w Konkursie, nie może być obciążony prawami osób trzecich. Utwór nadesłany na Konkurs nie może w żadnej swojej części stanowić plagiatu, być kopią lub fragmentem jakichkolwiek innych utworów; nie powinien też być wcześniej publikowany w mediach na terytorium Republiki Białoruś i Rzeczpospolitej Polskiej, nie licząc gazetek szkolnych.
  3. Naruszenie przez uczestnika Konkursu któregokolwiek z wymienionych powyżej warunków uczestnictwa w Konkursie, spowoduje utratę prawa do otrzymania nagrody.
  • 3 Cel Konkursu i tematyka prac
  1. Celem Konkursu jest propagowanie wśród młodzieży, zwłaszcza młodych Polaków żyjących na Białorusi, wiedzy o obronie b. północnowschodnich województw Rzeczpospolitej Polskiej, a zwłaszcza miasta Grodna, przed Armią Czerwoną we wrześniu 1939 r., w szczególności zaś udział dzieci i młodzieży w tej obronie.
  2. Utwór musi opisywać powyższe wydarzenia, w tym np. Tadzika Jasińskiego lub innych młodych ludzi broniących Grodna.
  3. Formą dopuszczającą Utwór do Konkursu jest opowiadanie, utwór dziennikarski (np. wywiad, reportaż) oraz film (do 5 minut).
  • 4 Zasady konkursu
  1. Aby wziąć udział w Konkursie, należy przesłać do 10 października 2015 r. swój Utwór (decyduje data wysłania e-maila lub osobistego dostarczenia) w postaci papierowej (wyłącznie w przypadku opowiadania lub utworu dziennikarskiego) lub elektronicznej na adres biuro@fundacjalelewela.pl albo osobiście do osób, wskazanych przez Organizatora Konkursu na stronach internetowych Fundacji (http://fundacjalelewela.pl/ oraz http://grodno1939.pl/)
  2. Format opowiadania i artykułu – MS Word (*.doc, *.docx) OpenOffice (*.odt, *.odf) lub Adobe Acrobat (*.pdf), filmu – MPEG, AVI lub inny powszechnie używany; mailem lub na płytce dvd albo cd.
  3. Objętość Utworu nie powinna przekraczać 2 stron znormalizowanego maszynopisu (1800 znaków na stronie – łącznie 3600 znaków ) lub 5 minut w przypadku filmów.
  4. W Konkursie wezmą udział Utwory napisane lub nagrane w języku polskim.
  5. Wraz z Utworem, wysłanym lub przekazanym do Organizatora Konkursu, muszą być podane dane autora. Dane autora powinny zawierać: imię, nazwisko, obywatelstwo, adres zamieszkania, rok urodzenia, telefon kontaktowy, adres e-mail, w przypadku uczniów i studentów nazwę szkoły oraz klasę lub rok nauczania, ewentualnie informację o dotychczasowym dorobku literackim, dziennikarskim lub filmowym.
  • 5 Jury Konkursu
  1. Jury Konkursu, powołane, przez Zarząd Fundacji Joachima Lelewela, wyłania zwycięzców oraz prace wyróżnione, większością głosów.
  2. Od decyzji Jury nie ma odwołania.
  • 6 Ogłoszenie wyników Konkursu i nagrody
  1. Ogłoszenie wyników Konkursu nastąpi najpóźniej 25 października 2015 r. poprzez zamieszczenie na stronach www Organizatora Konkursu (http://fundacjalelewela.pl/ oraz http://grodno1939.pl/) informacji o rozstrzygnięciu Konkursu, zawierającej tytuły nagrodzonych Utworów oraz ich autorów. Uczestnik może zastrzec niepodawanie swego imienia i nazwiska.
  2. W Konkursie przewidziano następujące nagrody:
  3. a) za utwór dziennikarski lub literacki:
    • nagroda I: tablet oraz publikacja Utworu na łamach portalu Organizatora Konkursu
    • wyróżnienia: dyplomy oraz publikacja Utworu na łamach portalu Organizatora Konkursu
  1. b) za film:
  • nagroda I: tablet oraz publikacja Utworu (w całości lub części, samodzielnie lub w ramach większego filmu) na YouTube lub innym portalu.
  • wyróżnienia: nagrody książkowe oraz publikacja Utworu (w całości lub części, samodzielnie lub w ramach większego filmu) na YouTube lub innym portalu.
  1. Możliwe jest przyznanie nagród pozaregulaminowych, ufundowanych przez sponsorów.
  2. Nagrodzeni zostaną poinformowani o sposobie odbioru nagród.
  • 7 Postanowienia końcowe
  1. 1. Regulamin niniejszego Konkursu dostępny jest na stronie http://grodno1939.pl/.

  2. Osobą odpowiedzialną za Konkurs ze strony Organizatora Konkursu jest Piotr Kościński.

  3. Przesyłając Utwór na Konkurs, Uczestnik potwierdza, że wyraża zgodę na zasady Konkursu zawarte w niniejszym Regulaminie. Wysyłając zgłoszenie na Konkurs, Uczestnik wyraża zgodę na wykorzystywanie swoich danych do celów Konkursu, ma jednocześnie prawo wglądu do nich i ich poprawiania.

  4. Autorzy przenoszą na Fundację Joachima Lelewela prawa do nagrodzonych utworów.

  5. Organizator zastrzega sobie prawo zmiany niniejszego Regulaminu.

  6. W sprawach nieuregulowanych niniejszym Regulaminem zastosowanie znajdują odpowiednie przepisy prawa Rzeczpospolitej Polskiej.

 

Do góry