Jesteś tutaj:

Tag: obrona Grodna

17 września 1939 widziany z Białorusi

Oficjalna historia początków II wojny światowej wygląda na Białorusi w najlepszym przypadku tak, jak w artykule „Biełarus’ u drugoj suswietnaj wajnie” („Białoruś w drugiej wojnie światowej”) na stronie BarGU – „nieoficjalnej stronie Państwowego Uniwersytetu w Baranowiczach”. Czyli: najpierw Polska przegrała z Niemcami, potem wkroczyła Armia Radziecka.

v_11

Artykuł opowiada o „dzielnej walce polskich żołnierzy i oficerów” (wśród których było i „wielu Białorusinów), mimo której niemiecka armia do 16 września faktycznie wygrała, dochodząc do „linii Curzona” (przyjętej po wojnie – z pewnymi odchyleniami – za granicę Polski i ZSRR). Polski rząd 16 września (!) opuścił kraj i „emigrował do Rumunii”. „W drugiej połowie września polska armia jako zorganizowana całość nie istniała”.

Jak twierdzą autorzy, pomimo „usilnych prób Niemiec zmuszenia ZSRR by rozpoczął wojnę”, rząd radziecki „demonstrował wstrzemięźliwość”. I dopiero 17 września 1939 r. wojska Czerwonej Armii przekroczyły granicę, „wyzwalająć” kolejne miasta, w tym 20 września – Grodno.

Ciekawe, że autorzy artykułu „nie zauważyli”, że kolejność zdarzeń była w rzeczywistości odwrotna; najpierw Armia Czerwona przekroczyła granicę z Polską, potem dopiero polski rząd (17 września, nie 16-ego!) opuścił kraj. Nie zwrócili uwagę na wysiłki polskiego dowództwa stworzenia linii obrony na tzw. Przedmościu Rumuńskim. Nie dostrzegli też zupełnie trzydniowej obrony Grodna.

Cieszy, że baranowiccy studenci (wśród nich zapewne wielu Polaków) uczą się o bohaterskiej obronie Polski we Wrześniu 1939 – ale dramatem jest fakt, że uczą się nieprawdy. Nie chodzi o oceny i opinie, które mogą oczywiście być różne; chodzi o proste, jasne i ogólnie znane fakty.

Spory o Tadzika Jasińskiego

Na białoruskich forach sporo pisano o Tadziku Jasińskim, podczas walk we wrześniu 1939 r. w Grodnie przywiązanym do sowieckiego czołgu i zabitym.  I w zależności od narodowości i poglądów piszącego pojawiały się różne, nieraz szokujące opinie.

Niektórzy dowodzą, że Tadzik po prostu nie istniał. Ale są i głosy przeciwne. Oto np. Tadzik, jako dziecko z biednej rodziny na początku lat trzydziestych był na utrzymaniu pracownika miejscowej policji  Franciszka Jasińskiego (taka była praktyka). W tym samym dokumencie określono i adres , gdzie mieszkał z matką – ul. Bonifraterska 9 ( dzisiaj – róg Swierdłowa i Socjalistycznej ).

Różne informacje pojawiają się o Grażynie Lipińskiej, czyli osobie, która opisała dramatyczną historię Tadzika. Grażyna Lipińska była osobą zainteresowaną, członkiem ruchu oporu przeciw władzy sowieckiej, w jakiś sposób związana z polskim wywiadem – pisze jeden z dyskutantów. Inny autor dowodzi, że Lipińska była aktywną działaczką OZON – Obozu Zjednoczenia Narodowego,  organizacji prawicowo- nacjonalistycznej, mówiąc językiem radzieckim . Być może była kandydatką OZON w wyborach do Sejmu.  To wszystko ma zdyskredytować opowieści Lipińskiej. Bo przecież dramat Tadzika to historia szyta grubymi nićmi, wyglądająca na legendę, wymyśloną przez nie całkiem zdrowego człowieka. Lub wręcz – urojenia i fałszerstwa polskiej szlachty.

450px-POL_Grazyna_Lipinska_plaque,_Warsaw_01 Tablica pamiątkowa na pl. Przymierza w Warszawie

Przeciwnicy historii Tadzika dowodzą, że niemożliwe było przywiązanie chłopca do czołgu. Wieszać coś lub kogoś z przodu czołgu mogą tylko samobójcy, bo zasłonięty zostanie wizjer. Czołg powinien bać się tylko butelek, bo broni w mieście było niewiele. Butelki rzucano z góry, z boku lub z tyłu, więc przywiązywanie kogoś z przodu nie miało sensu – czytamy.

Przywoływane jest inne źródło:  wspomnienia miejscowej Białorusinki, zamieszczone w swoim czasie w gazecie „Pahonia”.  Wspominała, że ​​matka dziecka krzyczał i przeklinał nie żołnierzy radzieckich , a tych dorosłych , którzy w ręce jej syna dał butelkę z benzyną. „… Dyrektor fabryki octowej zebrał gimnazjalistów, chłopców w wieku 14-16 lat i dał im butelki z benzyną . Uczniowie podpalali nimi sowieckie czołgi . Jednego z zabitych chłopców bolszewicy przywiązany do czołgu i przeciągnęli jego ciało przez całą ul. Dominikańską (obecnie Sowiecką). Może ktoś myśli dziś, że dyrektor fabryki octowej to bohater. Ale ja sama  słyszałem jak nieszczęśliwa matka tego chłopca przeklinała nie Sowiety, a tego, kto wezwał  jej syna i dał mu butelkę z benzyną … „.

Pojawiają się twierdzenia, że Tadzika Jasińskiego rzeczywiście przywiązano do czołgu. Tylko raczej ciągnięto go za czołgiem, po bruku. Nie po to, by się za nim skryć, ale ze strachu, w obcym mieście, gdzie zamiast kwiatów czekała śmierć.

Ale, jak trzeźwo zauważa inny uczestnik dyskusji, najważniejszym problemem jest to, że Tadzik Jasiński był prawdziwym człowiekiem , o czym świadczą dokumenty archiwalne.

W naszym filmie pokażemy oczywiście polską wersję historii Tadzika Jasińskiego. Ale wpisy na białoruskich forach wskazują, jak potrzebna jest wolna od ideologii dyskusja o tamtych chwilach, o wrześniu 1939 r. w Grodnie.

 

Grodno – miasto garnizonowe

Grodno było przed wojną znaczącym miastem garnizonowym. Oczywiście, we wrześniu 1939 r. większość wojska była już na froncie, ale powstawały jednostki zapasowe. I to m.in. one wzięły udział w walkach z Sowietami.

wojsko-17wrzesnia1939-IIwojna-historia

Co znajdowało się w Grodnie? Dowództwo Okręgu Korpusu Nr III (od lutego 1939 r. dowódcą był gen. Józef Olszyna-Wilczyński, zamordowany 22 września przez sowieckich żołnierzy), Dowództwo 29 Dywizji Piechoty (przydzielonej do Armii Prusy), Dowództwo Brygady KOP „Grodno” (na bazie brygady powstała 33 Rezerwowa Dywizja Piechoty, działająca w Grupie Operacyjnej Wyszków), Dowództwo 3 Grupy Artylerii (podczas wojny pułki i dywizjony artylerii  przydzielone zostały do wielkich jednostek).

Ponadto, w Grodnie stacjonowały jednostki piechoty, m.in. 81 Pułk Strzelców Grodzieńskich im. Króla Stefana Batorego (we wrześniu 1939 w składzie 29 Dywizji Piechoty); kawalerii, artylerii (m.in. 29 Pułk Artylerii Lekkiej i 2 Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej), pancerne (7 Batalion Pancerny – sformował trzy dywizjony i dwie kompanie pancerne) i inne.

wojskopolskiewojsko-czolgi-historia-uzbrojenie-7Batalion-Pancerny-Grodno-480x289  Tankietki TKS w 7 Batalionie Pancernym

Jak już powiedziano, zdecydowana większość żołnierzy z Grodna trafiła nad granicę zachodnią. Natomiast z nadwyżek mobilizacyjnych w Grodnie została sformowana Grupa Operacyjna „Grodno” (ok. 7 tys. żołnierzy) z zadaniem ochrony miasta od zachodu i północnego zachodu. Jednakże już 10 września GO została rozwiązana, a jej najlepsze oddziały skierowano do wzmocnienia obrony Lwowa.

Do 12 września dowódcą Obszaru Warownego Grodno był płk dypl. Bohdan Hulewicz, który rozkazał przeprowadzić pewne przygotowania do obrony miasta. Jedną z jego decyzji, która miała poważne znaczenie podczas późniejszej obrony przed Armią Czerwoną, było stworzenie zapasów butelek z mieszanką zapalającą. W ich użyciu przeszkolono następnie żołnierzy, jak i ochotników. Ale to już inny temat – będziemy o tym pisać.

 

„Płonące kresy”

Najbardziej znane opracowania obrony Grodna we wrześniu 1939 r. to te autorstwa prof. Czesława Grzelaka.Plonace-Kresy-1939-Wilno-Grodno-Kodziowce_Czeslaw-Grzelak,images_product,17,978-83-11-12908-5

„Płonące Kresy. Wilno – Grodno – Kodziowce 1939” to tylko jedna z książek, napisanych przez prof. Grzelaka, do niedawna prorektora Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach ds. filii w Piotrkowie Trybunalskim, obecnie związanego z Akademią Obrony Narodowej.

Wilno – tam obrona trwała jeden dzień, dowódcy obrony od początku zalecali wycofanie się na Litwę. Grodno – trzy dni bohaterskich walk. Kodziowce – walka polskich kawalerzystów (oczywiście, pieszo) z sowieckimi czołgami.

Poprosiliśmy prof. Grzelaka o pomoc przy naszym filmie.

Patronat „Rzeczpospolitej”

Z przyjemnością informujemy, że patronat nad filmem o obronie Grodna w 1939 r. przed Sowietami, objęła „Rzeczpospolita”.

Rz_Logo_srednie

Dziennik ten będzie pisał o naszych działaniach i przyglądał się całemu procesowi powstawania filmu, a my w zamian będziemy informować o tym, że jest on naszym patronem medialnym. Tak czy inaczej: czytajcie „Rzeczpospolitą”, zarówno wydanie papierowe jak i online, a dowiecie się, co z filmem pod roboczym na razie tytułem GRODNO ’39.

Tadzik Jasinski

Symbolem obrony Grodna w 1939 r. jest trzynastoletni Tadzik Jasiński.

Tadeusz-Jasinski-4801

Wiadomo o nim niewiele – był synem służącej Zofii Jasińskiej, półsierotą, wychowankiem Zakładu Dobroczynności. Razem z kolegami bronił Grodna tym, czym mógł – czyli butelkami z benzyną, tak, jak kilka lat później młodzi uczestnicy powstania warszawskiego.

W czasie sowieckiego ataku rzucił butelkę na nacierający czołg sowiecki, ale się nie zapaliła (zapomniał ją podpalić? nie umiał?). Schwytany przez żołnierzy, został pobity i przywiązany jako żywa tarcza do czołgu. Oto fragment wspomnień grodzieńskiej nauczycielki Grażyny Lipińskiej („Jeśli zapomnę o nich…”) . :

„Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę, jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala.
Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – Chcę mamy – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach. Matka umierającego chłopca zrozpaczona i jednocześnie pobudzona czynem synka, szepce mu: – Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Ułani z chorągiewkami! Śpiewają…”

W 2009 Tadzik Jasiński został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Zaś od 2006 roku jeden z wrocławskich bulwarów nosi imię Tadka Jasińskiego.

Dramatyczne wydarzenia z Grodna będą pokazane w naszym filmie.

(zdjęcie pochodzi z Internetu)

Relacja ppor. Romana Bienia, dowódcy 1 plutonu baterii plot. nr. 94

20 września 1939

Około godz. 9.00 rano bateria dojechała do Grodna i zajechała na postój do koszar 2 daplot. Natychmiast zawrzała praca. Ustawiłem 2 ckm jako opl i zacząłem ogarniać baterię.

Ppor. Musiał udał się do miasta starać się o amunicję, benzynę itp. Kierowcy i patrol reperacyjny przystąpili do remontów wozoów. Pomagał nam w tych pracach ppor. Wierzbicki z 84 baterii, który bardzo dzielnie walczył rano w Stryjówce.

pelot

Dość niespodziewanie i z pewną rozpaczą na twarzy wrócił z miasta ppor. Musiał i powiedział, że czołgi bolszewickie zajęły miasto i dojeżdżają już do koszar. W ułamku sekundy decyzja była powzięta: walczyć i wyprzeć nieprzyjaciela z miasta. Ppor. Musiał wydał rozkazy. Do walki wyszły kolejno: II pluton z działem i ckm plut. Janiewicza, pod dowództwem ppor. Musiała i ppor. Popławskiego; około 100 m za nimi I pluton z działem, ckm i wszyscy pozostali żołnierze baterii pod dowoództwem moim. Za I plutonem postępował ciągnik kpr. Mayera i wóz amunicyjny. W koszarach pozostał tylko patrol reparacyjny – kierowcy – mając do obrony 2 ckm plot i ckm kpr. Godunowa. Dowódcą tu pozostał ogn. Kołodziej – szef baterii.

Kanonierzy wytoczyli działa rękoma – kolumienki piesze posuwały się pod ścianami – w gotowości szturmowej z butelkami benzyny. Gdzieś z okien czy dachów padały do nas strzały karabinowe – jeden z pierwszych padł, trafiony w szyję, uczeń gimnazjum, Polak, który przyłączył się do nas.

tank

Ppor. Musiał otworzył ogień z działa do pierwszego czołgu, jaki ukazał się. Po kilkunastu strzałach wymiennych czołg zaczął płonąć – żołnierze doskoczyli, oblali go benzyną. Obsługa nie wyszła z czołgu, udekorowanego kwiatami przy wjeździe do miasta. Po pewnym czasie wewnątrz eksplodowała amunicja.

Teraz plutony rozdzieliły się, posuwając się 2 równoległymi ulicami. Otrzymałem rozkaz iść z I plutonem na prawo, ul. Dominikańską – posuwałem się wolno i ostrożnie – oczekując ukazania się innych czołgów. Za zakrętem, w bocznej wąskiej uliczce był czołg, czekający prawdopodobnie w zasadzce lub zajechał tam przypadkiem. Nie mogłem do niego strzelać. Zatrzymałem działo i czekałem, nie chcąc jechać naprzód, by nie być wziętym w dwa ognie – nie zostawiać za sobą nieprzyjaciela. Wywiązała się walka – żołnierze otoczyli czołg i wyparli stamtąd strzałami. Kiedy usiłował wyjechać na główną ulicę, przy ostrym skręcie spadła mu gąsienica. Obsługa wyskoczyła z unieruchomionego czołgu, chcąc uciekać pieszo – biegiem, lecz po kilkunastu krokach padli trafieni kulami moich ludzi. Jednego wzięto do niewoli i żandarmeria odprowadziła [go] do sztabu. Czołg podpalono, amunicja wewnątrz eksplodowała. To drugi.

Ledwo ruszyłem naprzód – nagle zobaczyłem w głębi ulicy inny duży czołg, jadący na nas, prawdopodobnie zwabiony odgłosami walki, spieszący pomóc swemu towarzyszowi. Zatrzymałem działo i otworzyłem ogień. Czołg jechał całym pędem z góry, strzelając z km.

Ujrzałem padających przed działem ludzi. Celowniczowie moi, stojąc na pomoście, strzelili 8 razy celnie. Pociski plot natychmiastowo rozrywały się na zewnątrz czołgu, nie naruszając jego pancerza i nie czyniąc mu żadnej szkody. Kule jego km gwizdały gęsto obok nas. Czołg z rozpędem wjechał ukosem na działo – miażdżąc je. Celowniczowie zeskoczyli w ostatniej chwili – jeden został nieco przygnieciony – część plutonu schroniła się w tymmomencie do bram domów, po obu stronach ulicy, i strzelała z kbk. Strzeliłem też kilka razy, lecz bezskutecznie. Rzucono kilka butelek z benzyną. Na czołgu, który z rozpędu wjechał w wystawy kina – kilkadziesiąt metrów za działem, rozbijając je – powstał ogień, lecz wkrótce zgasł. Z kina czołg cofnął się i wyjechał tyłem w górę ulicy, strzelając ze swych km.

Podwozie działa było zupełnie zmiażdżone, przezierniki i przelicznik rozbite – nie nadawało się nawet do remontu. Ciągnik był postrzelany. Kilku ludzi na ulicy było zabitych, w tym znowu jeden uczeń gimnazjum walczący z nami. W plutonie był 3 ranionych – w tym kan. Świstoń – ładowniczy. Po udzieleniu pierwszej pomocy i opatrunku rozkazałem kpr. Szeferowi odwieźć ich do szpitala. Kpr. Szefer odwiózł ich i oddał lekarzom cywilnym w szpitalu – po powrocie zameldował mi. Żołnierze plutonu wykazali olbrzymią odwagę i determinację i mimo strat chęć dalszej walki i pomsty.

Nadszedł ppor. Musiał z II plutonem – nie miał on przeciw sobie nieprzyjaciela, a słysząc walkę dość długą, skierował się na ul. Dominikańską. Zatrzymał się przy zmiażdżonym dziale. Zdałem mu raport z przebiegu walki. Po chwili powiódł on całą baterię naprzód, wypierając czołgi coraz dalej ku końcom miasta. Ciągnik i wóz amunicyjny stale szły za nami. Bateria doszła do mostu i zatrzymała się. Tu zajęto pozycję. Siła ogniowa obecnie przedstawiała się: 1 działo 40 mm i 2 ckm.

Cel nasz został osiągnięty – nieprzyjaciel wyparty z miasta. Przez 3 godziny cały ciężar bitwy spoczywał wyłącznie na 94 baterii – ona stanowiła jedyną siłę ogniową, jedyną jednostkę liniową w tym czasie walczącą, karną, zwartą i dowodzoną. Ogień ucichł.

Bolszewicy wyparci z miasta już nie atakowali. Wojska polskie – nadciągające w coraz to większej ilości – opanowały miasto. Oddziały polskie stanowiły po południu już duży garnizon. W dwie godziny po naszym przyjeździe do Grodna – przyjechał dyon pancerny.

Do góry