Niewykorzystana szansa, czyli polskie Renault R35

O wojennych losach polskich czołgów typu Renault R-35 dowiedzieliśmy się z książeczki wydanej w cyklu „Wielki Leksykon Uzbrojenia”. Są one mało znane, jak i sam czołg. Bo choć renaultów trafiło do Polski około pół setki, to zdecydowana większość nie została użyta bojowo we wrześniu 1939 r. Ale kilka walczyło – i to z oddziałami Armii Czerwonej.

Polski Renault R35

Książka autorstwa Jerzego Korbala przynosi mnóstwo informacji o powstaniu i budowie czołgu. Polska wcale nie planowała zakupu renaultów; wobec niedoboru 7 TP postanowiono jednak to uczynić. Ostatecznie, pierwsza partia czołgów trafiła do nas późno, więc powstały 1 września 21. Batalion Czołgów Lekkich (przekształcony z pokojowego 12. Batalionu Pancernego) dopiero się organizował. Składał się z trzech kompanii po 13 wozów i pluton zapasowy z sześcioma czołgami. Dopiero 11 września postanowiono wysłać go z Łucka, gdzie stacjonował, do Lwowa, do dyspozycji zmotoryzowanej 10 Brygady Kawalerii. Ale gen. Sosnkowski kieruje go do Stanisławowa, gdzie dociera 17 września. A tam, już po wkroczeniu Sowietów, dostaje rozkaz ewakuacji do Rumunii lub na Węgry. 18 września, nie oddawszy ani jednego strzału, niemal cały batalion przechodzi w Kutach na stronę rumuńską.

Najciekawsze jest to, co stało się z tymi czołgami, które wzięły udział w walkach. Zapasowe pojazdy 21. Batalionu zostały z tyłu i musiały przebijać się prz. ez opanowaną przez ukraińskich komunistów Kołomyję. Koło Śniatynia renaulty napotkały sowieckie czołgi BT, ale do starcia nie doszło. Dalsza trasa wiodła przez Kuty do Rumunii. Dwa czołgi pozostały po polskiej strony z zadaniem osłony mostu – ale zapewne w końcu też go przekroczyły. Kilka trafiło na Węgry.

Działała też improwizowana kompania czołgów por. Józefa Jakubowicza. W jej skład wchodziły cztery czołgi Renault R35 z Łucka i Modlina oraz trzy wozy Hotchkiss H35, bardzo podobne do renaultów. 20 września docierają do Lwowa, po drodze tracąc jeden czołg. Oto relacja jednego z oficerów: „Czołgi posuwają się szosą, jeden za drugim w odległości 150 m, pluton rozsypany harcownikami na połowie wysokości czołgów. Po oczyszczeniu m. Krasne z band ukraińskich czołgi nasze natknęły się niespodziewanie na czołgi sowieckie z odległości 40-100 m. Moment zaskoczenia był obopólny. Wynik walki, jeden czołg bolszewicki zestrzelony, my straciliśmy jeden czołg”.

Jeden z niewielu, jaki pozostał do dziś – R35 w muzeum w Saumur

Potem por. Jakubowicz traci kolejne wozy, a 20 września na stanie są już tylko trzy lub cztery czołgi, które dzień później wspierają Grupę „Dubno” w starciach z niemiecką 44 Dywizją Piechoty pod Kamionką Strumiłową. Oto fragment relacji: „Po skręceniu z szosy otworzyliśmy bardzo silny ogień z broni maszynowej i działek na wzgórze i po dojechaniu na 100 m do Niemców zatrzymaliśmy się. W tym czasie piechota nasza poderwała się do szturmu. (…) Wzięliśmy na wzgórzu około 87 jeńców, broń maszynową i krótką”. Jak podkreśla autor książki, „w przytoczonym starciu czołgi R35 spisały się doskonale, gdyż właśnie do tego typu zadań zostały zaprojektowane i przeznaczone”. Potem jednak, w walkach z niemiecką 4 Dywizją Lekką, Jakubowicz traci kolejny czołg. W kolejnych dniach, do 24 września, dochodzi do walk z Sowietami i utraty wszystkich czołgów.

To pokazuje, że gdyby renaulty zostały użyte w walkach, mogły opóźnić ruch Niemców – a gdybyśmy mieli ich więcej (do Polski miało jeszcze we wrześniu dotrzeć jeszcze kolejne pięćdziesiąt), nasza obrona zostałaby wydatnie wzmocniona. Niestety, do tego nie doszło, zaś dzieje walk nielicznych czołgów Renault R35 we wrześniu 1939 r. są wielce interesujące.

Piotr Kościński

Fot. domena publiczna, Wikipedia