Internowani na Litwie

Po sowieckiej agresji 17 września 1939 r., polscy żołnierze ewakuowali się przede wszystkim do Rumunii i na Węgry. Ale spora ich grupa – tych z Wilna, Grodna, Suwalszczyzny – przeszła też na Litwę. Mimo, że przed wojną pomiędzy Litwą i Polską panowało napięcie w związku ze sporem o Wilno, Polacy zostali dobrze potraktowani przez Litwinów.

Polscy żołnierze w litewskim Wiłkomierzu (Ukmergė)

Jednym z internowanych na Litwie był Wacław Zyndram-Kościałkowski, przed wojną dyplomata, pracownik MSZ, pisarz i działacz polityczny, najbliższy współpracownik swego kuzyna wybitnego Mariana Zyndrama Kościałkowskiego – żołnierza, wojewody białostockiego, prezydenta Warszawy, szefa  MSW i premiera.

Oto co pisał w swych wspomnieniach zatytułowanych „Litwo, Ojczyzno moja…”, opublikowanych w 1949 r. w paryskiej „Kulturze”:

POBŁĘDZIE… jakże symboliczna jest nazwa tego pogranicznego miasteczka na drodze Mejszagoła – Szyrwinty (na północny zachód od Wilna – red.), gdzie 19 września 1939 roku, po forsownym, 40-sto kilometrowym marszu wraz z moim pułkiem przekroczyłem granicę polsko-litewską. Rzeczywiście, nastąpiło to po niejednym błędzie za który tak drogo zapłaciliśmy. (…)

Dla scharakteryzowania atmosfery w jakiej znaleźliśmy się po przekroczeniu granicy litewskiej przytoczę wyjątek z jednego z listów pisanych z Połągi, gdzie byliśmy internowani, do mojej żony, Ireny, która pozostała w Warszawie. Listy te częściowo drukoway kowieńskie Lietuwos Zinios („Lietuvos žinios” –  jeden z najstarszych litewskich dzienników) i polska prasa w Paryżu w roku 1940.

„Po przekroczeniu granicy siedzieliśmy na szosie wzdłuż rowu: nas siedmiu i jeden przygodnie spotkany oficer. Naprzeciwko nas stało tyle samo żołnierzy litewskich, Teraz dopiero zaczęło wychodzić to straszne zmęczenie. Do przejścia granicy nerwy naciągnięte do ostateczności trzymały – teraz wszystko trzęsło, wielka próżnia dookoła i szalone zmęczenie forsownym marszem, trzy ostatnie nieprzespane noce też robiły swoje. Czuję, że mam gorączkę, machinalnie poruszam spieczonymi wargami, mam uczucie jakbym przełykał rozpalony piasek. Moi koledzy czują się nielepiej.

Litwini przyglądają się nam bacznie, żadnych złośliwości czy drwin. Rozumieją, co to znaczy dla żołnierza być zmuszonym oddać broń i skazać się na tułaczkę.

Przymykam oczy i patrzę w zachodzące słońce, które świeci z tamtej strony granicy.

Czuję, że ktoś mnie trąca. To żołnierz litewski, nieproszony, podaje mi manierkę pełną zimnej wody, uśmiecha się łagodnie i coś mówi. To był ten pierwszy gest, z którym spotkałem się na ziemi litewskiej.

Gdyśmy przechodzili miasteczkiem, mieszkańcy częstowali nas jabłkami i papierosami. Potem odpoczynek w Wiłkomierzu. Panie litewskie, nauczycielki zapewne, gdyż skierowano nas do budynku szkolnego, nie przestawały krajać grubych kawałów chleba, smarować masłem i wraz z kubkiem mleka czy herbaty podawać żołnierzom. Prosto, bez pozy, jakby to było ich codzienne zajęcie, a żołnierze z sąsiedniego państwa nieraz w takich warunkach tu się zjawiali. Przyglądam się im — skupione, poważne, nieskore do rozmowy i widać, że wszystko to robią nie dlatego, że nas Polaków specjalnie lubią, o nie! One to robią, bo jesteśmy nieszczęśliwymi ludźmi, którym nie tylko nagle zabrakło ojczyzny, ale i kawałka chleba”.

W Wiłkomierzu władze litewskie zorganizowały transport polskich żołnierzy do Połągi. Grupę naszą stanowiły zapasowe bataliony 1-szej Dywizji Legionowej oraz kilkuset oficerów z różnych formacji, jak np., sądy wojskowe, intendentura itp. Ulokowano nas w kilkudziesięciu niezamieszkałych domach letników, ograniczając teren, w którym mogliśmy się poruszać. Posterunki litewskie krążyły po ulicach miasteczka, pilnując porządku i regulaminu, który zresztą nie był uciążliwy…

***

Polscy żołnierze w litewskim mieście Kopciowo (Kapčiamiestis)

Pierwsi polscy żołnierze w okolicach przekroczyli litewsko -polską granicę już 18 września 1939 roku w Jewii. W kolejnych dniach pojawiali się następni żołnierze zarówno pojedynczo, jak i w grupach, całymi oddziałami. Internowano również policjantów, funkcjonariuszy KOP, członków organizacji paramilitarnych. Według różnych źródeł w końcu września 1939 roku na Litwie mogło przebywać około 13 tysięcy internowanych wojskowych. Ta liczba systematycznie się zmniejszała – część z nich została zwolniona, część po prostu uciekła. Efektem ucieczek były noty protestacyjne Moskwy i Berlina do władz litewskich. Wacław Zyndram-Kościałkowski został zwolniony z internowania dzięki mieszkającemu na Litwie Kazimierzowi Narutowiczowi (tak o nim pisze we wspomnieniach, choć zapewne jako Litwin używał litewskiej wersji nazwiska – Kazimirus Narutavičius), bratankowi prezydenta Gabriela Narutowicza, który interweniował w litewskim MSZ.

Po zajęciu Litwy przez ZSRR w czerwcu 1940 r., w pierwszych dniach polscy internowani podejmowali skuteczne próby ucieczek. W lipcu 1940 NKWD z litewskich obozów dla internowanych przejęło 4373 osób. Na szczęście zostali potraktowani lepiej niż ci oficerowie, którzy zostali osadzeni w obozach sowieckich po 17 września 1939 r.

p.k.

Zdjęcia: domena publiczna