Grodno – bezbronny garnizon czy symbol oporu?

 Dzieje przedwojennego Grodna nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem polskiej historiografii. Jedyny temat, który każdego roku powraca w rozważaniach historyków i publicystów to wrzesień 1939 roku i samotna walka mieszkańców z najazdem sowieckim. Wiele innych faktów związanych z  historią miasta, mimo upływu lat, pozostaje nieznanych. Kojarzone jest przede wszystkim z królem Stefanem Batorym i pisarką Elizą Orzeszkową mimo, że w latach II RP było znaczącym ośrodkiem życia gospodarczego i kulturalnego, liczącym ponad 50 tys. mieszkańców, z czego 60 procent stanowili Polacy.

Defilada 81 Pułku Strzelców Grodzieńskich im. Króla Stefana Batorego, 1933 r.

Grodno było siedzibą władz administracyjnych, a także wojskowych. Tu miały swoje siedziby instytucje wojskowe, przede wszystkim Dowództwo Okręgu Korpusu nr III wraz z jego dowódcą, przedstawicielem ministra spraw wojskowych. Ponadto, stacjonowało tu m.in. dowództwo 29 Dywizji Piechoty, dowództwo Brygady KOP „Grodno”, 3 Dywizjon Żandarmerii, 3 Szpital Okręgowy, Wojskowy Sąd Okręgowy nr III, Powiatowa Komenda Uzupełnień przemianowana w 1938 roku na Komendę Rejonu Uzupełnień. Nieodłącznym i zauważalnym składnikiem pejzażu Grodna byli żołnierze jednostek stacjonujących w mieście, stale obecni w jego życiu codziennym:  81 Pułku Strzelców Grodzieńskich im. Króla Stefana Batorego, 76 Lidzkiego Pułku Piechoty im. Ludwika Narbutta oraz innych – 29 pułku artylerii lekkiej (bez 1 dywizjonu – stacjonował w Suwałkach), 2 dywizjonu artylerii przeciwlotniczej, 3 dywizjonu samochodowego oraz 7 Batalionu Pancernego.

Tak liczne skupisko instytucji i jednostek wojskowych sprawiło, że Grodno postrzegane było jako jeden z większych  i silnie uzbrojonych garnizonów w II RP. Jednak na wypadek wojny z Niemcami plany nie uwzględniały Grodna jako punktu oporu. Miasto miało pozostać na zapleczu głównych działań wojennych.

Zamek Stefana Batorego w Grodnie – widok przedwojenny

Wprawdzie jeszcze wiosną 1939 r. przystąpiono do tworzenia Zgrupowania „Grodno”, ale jego zadaniem – na wypadek wojny – miała być osłona wschodniego skrzydła Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” oraz obrona obszaru wzdłuż granicy z Prusami Wschodnimi. Dowódcą Zgrupowania został gen. bryg. Józef Olszyna-Wilczyński. Także pod koniec sierpnia 1939 r., na bazie Zgrupowania Dowódcy OK nr III, utworzona została Grupa Operacyjna (dalej: GO) „Grodno”. W pracach nad jej organizacją uczestniczyli: gen. J. Olszyna-Wilczyński, ppłk dypl. Wilhelm Kasprzykiewicz (kierownik Samodzielnego Referatu Ogólnego DOK nr III) i płk Ignacy Oziewicz (dowódca 29 DP). W skład GO „Grodno” weszły także wraz z odrębnymi dowództwami: Obszar Warowny „Grodno” i Obszar Warowny „Wilno”. Zadaniem OW „Grodno” miało być utrzymanie Grodna oraz linii kolejowej na Niemnie. Plan mobilizacyjny przewidywał użycie w tym celu tylko dziewięciu kompanii wartowniczych oraz dwóch kompanii asystencyjnych. Konieczna więc była mobilizacja rezerwistów, na co wyraził zgodę gen. J. Olszyna-Wilczyński. W składzie dowództwa Obszaru Warownego (dalej: OW) „Grodno” znaleźli się m.in. mjr Karol Miałkowski (jako szef sztabu), mjr Tadeusz Styczyński (szef fortyfikacji Grodno), mjr st. spocz. Stanisław Kobyliński (kwatermistrz i szef wszystkich służb), kpt. Marian Zywert (szef oddziału I), mjr Roman Banaszak (szef łączności). Jednak w momencie wybuchu wojny GO „Grodno” pozostawała w stadium organizacji. Jak twierdził jej szef sztabu mjr K. Miałkowski, wszelkie prace organizacyjne nie były wystarczająco zaawansowane w stosunku do potrzeb wynikających z sytuacji zagrożenia.

W tym samym czasie, za sprawą planów mobilizacyjnych zmieniła się także sytuacja samego Grodna. Wprawdzie mobilizacja przebiegała w mieście bardzo sprawnie, gromadząc w koszarach licznie zgłaszających się rezerwistów, ale z czasem zabrakło oficerów, którzy mogliby zająć stanowiska dowódcze. Mimo braków kadrowych i sprzętowych, dowódca  OW „Grodno”  płk dypl. Bohdan Hulewicz zamierzał sformować z rezerwistów pełnowartościową jednostkę bojową, gotową do obrony miasta na wypadek wojny. Jednak utworzenie Armii „Prusy” musiało spowodować zmianę tych planów. Na wniosek dowódcy tej Armii gen. dyw. Stefana Dęba-Biernackiego, wielu oficerów OW „Grodno”, mimo protestów płk. B. Hulewicza zostało wcielonych do tego właśnie związku operacyjnego. Co więcej, w myśl planu mobilizacyjnego w skład Armii „Prusy” weszły także jednostki grodzieńskie – 76 i 81 pp oraz  21 pal. Dodatkowo, do wszystkich trzech brygad kawalerii z obszaru OK nr III (Suwalska, Wileńska, Podlaska BK) zmobilizowane zostały także trzy dywizjony pancerne ze składu 7 Batalionu Pancernego. Regularne oddziały wojska, wyszkolone i uzbrojone, zostały przeznaczone tym samym do walki na granicy zachodniej z Niemcami.

Opuszczające miasto oddziały wojska nie budziły niepokoju mieszkańców. Wiara w ich siłę i zwycięstwo była niemal powszechna, szczególnie wśród młodego pokolenia. Jak wspominał grodzieński harcerz Jan Siemiński: Nie dopuszczaliśmy nawet myśli, że karne szeregi wojska, przysposobienia wojskowego mężczyzn i kobiet, LOPP i innych organizacji mogą ulec niemieckiej nawale. […] Hasła: „Silni, zwarci, gotowi”, „Nikt nam nie zrobi nic” i tym podobne tkwiły mocno w naszych sercach i umysłach, szczególnie młodzieży. Wierzyliśmy po prostu w potęgę Armii Polskiej. Jak widać, nikt nie myślał wówczas o wojnie na dwóch frontach.

Jednak przesunięcie jednostek grodzieńskich w głąb kraju zasadniczo zmieniło sytuację i wpłynęło na możliwości obronne Grodna, bez względu na kierunek, z którego miało przyjść zagrożenie. Mimo braku ludzi i sprzętu, płk. B. Hulewicz zdołał poczynić pewne przygotowania. W mieście powstały rowy przeciwlotnicze, a zarekwirowane w miejscowej rozlewni spirytusu butelki zostały wypełnione mieszanką nafty i benzyny. Jak miała pokazać niedaleka przyszłość, miały być skuteczną bronią przeciwpancerną w rękach przyszłych żołnierzy. Znaczna część z nich została też przeszkolona w zakresie jej stosowania. Były to przygotowania – co należy podkreślić –  na wypadek wojny z Niemcami.

W pierwszych dniach września 1939 r., gdy pierwsze niemieckie bomby spadły na Grodno, żołnierze 76 pp i 29 pal (bez I dywizjonu) opuszczały transporty kolejowe w Skierniewicach, a 81 pp w Radziwiłłowie czyli w miejscowościach położonych w znacznej odległości od ich macierzystego garnizonu. Przez kilka pierwszych dni września Grodno bombardowane było codziennie. Działania obrony przeciwlotniczej okazały się mało skuteczne. Zniszczeniu uległa wówczas m.in. Składnica Uzbrojenia nr 3 oraz linia kolejowa Grodno-Augustów. Były też ofiary śmiertelne oraz ranni. W tym czasie zmobilizowane jednostki grodzieńskiego garnizonu zmierzały do miejsc koncentracji w rejonie Sulejowa, gdzie od razu zostały użyte do działań bojowych w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego.

Według zapewnień płk. B. Hulewicza, siły OW „Grodno” (9 batalionów piechoty sformowanych w trzy pułki) działały skutecznie przy minimalnych stratach. Mimo to, 11 września 1939 roku na rozkaz Naczelnego Wodza zostały odesłane transportem kolejowym do Brześcia. Po wyjeździe płk. B. Hulewicza, jego obowiązki dowódcy OW „Grodno” przejął płk w st. spocz. Bronisław Adamowicz. Jednak w mieście nadal nie było oficera, który mógłby dowodzić obroną. Nie wskazał go także gen. bryg. J. Olszyna-Wilczyński, który 19 września opuścił miasto i udał się do pobliskich Sopoćkiń.

W ten sposób w Grodnie pozostała niewielka załoga złożona z dwóch batalionów sformowanych w Ośrodku Zapasowym 29 DP, pięć plutonów artylerii pozycyjnej oraz batalion wartowniczy nr 31 mjr. Benedykta Serafina. Miała spełnić obowiązek obrony miasta. Dominowali ochotnicy – uczniowie, harcerze, członkowie Przysposobienia Wojskowego oraz rezerwiści. Kobiety i młode dziewczęta – ochotniczki i członkinie Przysposobienia Wojskowego Kobiet zorganizowały służbę sanitarną, łączność oraz zaplecze wspomagające żołnierzy.

Wkroczenie Armii Czerwonej na wschodnie tereny Rzeczpospolitej zmieniło zupełnie sytuację Grodna i postawiło pod znakiem zapytania możliwość odparcia najazdu. W mieście wznowione zostały wprawdzie prace nad przygotowaniem rowów przeciwlotniczych, zapór przeciwczołgowych, zagrodzony został także dostęp do mostów na Niemnie, przy których rozstawiono posterunki. Jednak załoga Grodna w sile ok. 2000 żołnierzy nie miała większych szans na skuteczny opór. Obrońcy nie posiadali dostatecznej ilości broni, ani podstawowych umiejętności z zakresu wojskowego rzemiosła. Szkolenia ochotników wprawdzie odbywały się na bieżąco, ale w mocno skróconym wymiarze. Jak wspomina ten czas jeden z ochotników Sławomir Werakso …Do batalionu mjr. Serafina wstąpiłem 18 września. Dostałem przydział II batalion, 5 kompania, pierwszy pluton. […] Przyjmowanie odbywało się w koszarach 81 p.p. nad Niemnem. Ta mizerna siła ognia batalionu nie potrafiła zmrozić naszego zapału , gdyż liczyliśmy, że będą braki […]. Dzień 18.09 spędziliśmy częściowo w koszarach na nauce o broni, gdyż było dużo ochotników bez uprzedniej służby wojskowej.

Mjr B. Serafin otrzymał rozkaz opuszczenia miasta, ale odmówił jego wykonania. Stanął na czele gotowych do walki żołnierzy, co zjednało mu ich szacunek i sympatię. Był realistą i wiedział, że opór nie mógł zakończyć się sukcesem. Walka ta mogła toczyć się jedynie o honor miasta i jego mieszkańców. Przemawiając do zgromadzonych ochotników zezwolił na dobrowolne złożenie broni jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek działań, ale żaden z nich nie skorzystał z tej możliwości.

Mieszkańcy i załoga pozbawieni oddziałów regularnego wojska dodatkowo zostali opuszczeni przez władze cywilne i wojskowe. W krótkim czasie z Grodna wyjechali prezydent miasta Witold Cieński oraz starosta Tadeusz Walicki. Jedynie wiceprezydent Roman Sawicki pozostał na swym stanowisku. Miasto opuściło także Dowództwo Okręgu Korpusu nr III, które udało się do utworzonej w Wilnie ekspozytury. Zabrakło również dowódcy OK gen. bryg. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego. Zagubiony w całej tej sytuacji, która wyraźnie go przerosła, nie zostawił – jak już wspomniano –  żadnych rozkazów, żadnych dyspozycji dotyczących obrony miasta. Sam R. Sawicki, oprócz gotowości stawienia oporu, nie posiadał żadnych umiejętności wojskowych i w związku z tym nie potrafił zorganizować skutecznej, skoordynowanej obrony. Jak oceniła obecna wówczas w mieście grodzieńska nauczycielka Grażyna Lipińska: Nie ma w Grodnie jednolitego dowództwa obrony, nie ma mózgu kierującego ruchem wojskowym, nie ma sztabu, nie ma wywiadu, łączności, nie ma planu obrony i dalszego działania. Roman Sawicki, typowy cywil, kazał się uzbroić, ale dowodzić nie potrafi.

O obronie Grodna we wrześniu 1939 roku wiadomo coraz więcej. Zapis wydarzeń z tego czasu zawarty został w literaturze historycznej, pozostał też we wspomnieniach samych obrońców, które stanowią przejmujące świadectwo tragedii miasta i jego mieszkańców. Do rangi symbolu urosły uliczne walki z wkraczającymi czołgami sowieckimi, obrzucanymi przygotowanymi wcześniej butelkami z benzyną. Jednak mimo ogromnego zaangażowania, walka prowadzona była chaotycznie i bez większego planu. Jak wspomina G. Lipińska …Ludzie tworzą mniejsze czy większe oddziały, które działają na własną rękę; wiedzione instynktem lub wskazówkami improwizowanych łączników idą tam, gdzie są najbardziej potrzebni. […] Żołnierze zgromadzeni w koszarach chodzą grupami na wypady – „na różne place bojów” – jak mówią.

Gen. Józef Olszyna-Wilczyński wychodzi z koszar by opuścić Grodno. Scena z filmu „Krew na bruku. Grodno 1939”

Wyjazd władz cywilnych i wojskowych usunął z życia mieszkańców nadzieję na zaprowadzenie minimalnego ładu w i tak trudnej już sytuacji. W zamian stworzył groźną dla obrońców sytuację – ujawnił dość liczną grupę tych, którzy sprzyjali Armii Czerwonej. Ich wiedza na temat obrońców, rozmieszczenia punktów oporu w mieście, bezkarnie przekazywana wkraczającym wojskom sowieckim, jeszcze bardziej pogrążała walczących. Biegu wydarzeń nie zdołał powstrzymać także gen. dyw. w st. spocz. Wacław Przeździecki, który wraz z oddziałami Brygady Kawalerii Rezerwowej „Wołkowysk” wkroczył do miasta 20 września. Nie pomógł, następnego dnia wycofał swoje wojsko, za to ocenił obrońców miasta jako bezwartościową zbieraninę piechoty. Z pewnością sporo było tu prawdy, ale w tej nieco krzywdzącej opinii nie znalazła się żadna wzmianka na temat, mimo wszystko, skutecznych działań grodnian, którzy przez dwa dni opóźniali pochód sowieckich czołgów, zadając agresorowi straty.

W rozważaniach na ten temat sytuacji Grodna we wrześniu 1939 roku, najbardziej istotne wydają się pytania dotyczące szczególnego charakteru tego miasta, określonego przez męstwo, odwagę i bezkompromisową postawę jego mieszkańców, których często porównuje się do Lwowskich Orląt. O losach Grodna, podobnie jak pozostałych ziem wschodnich II RP zdecydowały najwyższe władze wojskowe, które nie biorąc pod uwagę zagrożenia ze wschodu, cały wysiłek militarny skierowały na działania ze spodziewanym wrogiem – z Niemcami. Ten brak wyobraźni, który uczynił z Grodna miasto bezbronne, postawił jego mieszkańców w sytuacji praktycznie bez wyjścia, ale wyzwolił w zwykłych ludziach poczucie odpowiedzialności za innych, którzy pozostali w mieście, za własny byt, który należało chronić.

Obrońcy Grodna. Scena z filmu „Krew na bruku…”

Ta sytuacja kolejny raz stawia pytania o sens walki, o konieczność jej podjęcia czy zaniechania, o postawy tych, którzy z urzędu winni byli poświęcić siebie dla bezpieczeństwa innych. Dodać też należy, że w ramach przygotowań nie powstał wcześniej żaden rezerwowy plan obrony Grodna na wypadek wojny, a zwłaszcza zagrożenia ze wschodu. Mieszkańcy podjęli więc walkę samotnie, w sposób spontaniczny, kierując się koniecznością i powinnością odsunięcia w czasie nieuniknionej klęski.

Grodno stało się symbolem determinacji, ale też krwawej rozprawy zwycięzców ze zwyciężonymi. Także symbolem nierównej walki wszystkich mieszkańców Kresów, którzy również pozostali bezbronni wobec sowieckiego najazdu. Pytanie o sens walki w tamtych warunkach nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Czy należało bronić Grodna? Z punktu widzenia władzy z pewnością walczyć nie należało, gdyż nie było możliwości podjęcia skutecznej i wyrównanej walki. Brak regularnych oddziałów, uzbrojenia, planu obrony, zagrożenie życia ludzi w starciu z przeważającą siłą wroga to oczywiście najważniejsze argumenty, z którymi trudno się nie zgodzić. Jednak z pozycji mieszkańców miasta pozostawionych własnemu losowi, odpowiedź mogła być tylko jedna – walczyć! W imię honoru, własnej godności, za wszelką cenę, nawet utraty życia, co stało się udziałem wielu. Bo jak zanotowała cytowana już G. Lipińska, nie była to …walka wyrozumowana politycznie, militarnie i strategicznie, i kierowana przez przygotowanych na nią i odpowiedzialnych za jej skutki ludzi. To ogólny zryw patriotyczny, zryw szaleńców kierowanych wolnością, chęcią ofiary, a często i rozpaczy.

Siłą swoich mieszkańców, Grodno samotne i bezbronne, mimo dotkliwej klęski  przeistoczyło się w miasto bezwzględnego oporu, naznaczonego zniszczeniami i ofiarami. Pozbawione pomocy, mimo zasług, jak dotąd w jakikolwiek sposób nie zostało wyróżnione. Ponoć gen. Władysław Sikorski składał obietnice, że Grodno za swój upór i waleczną postawę otrzyma odznaczenie: Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari i tytuł Semper Fidelis, miasta Zawsze Wiernego. Także i w tej sprawie miasto pozostało osamotnione. Broni się wspomnieniem swej chlubnej przeszłości, a największą z pewnością nagrodą, jaką może otrzymać, będzie pamięć o ludziach i wrześniowych wydarzeniach przechowywana w pamięci pokoleń.

Agnieszka Jędrzejewska

Autorka jest doktorem historii, napisała m.in. książkę „Bez prawa do chwały?” – biografię gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego

Zdjęcia: archiwum Kresy 1939 (fotografie z filmu), domena publiczna